Nie sądziłem, że mój felieton, opublikowany na tym profilu pt. „Niedyskretny urok małych miasteczek” (czytaj TUTAJ) będzie miał tyle wyświetleń.
Dlaczego, bo był on o zwykłych sprawach i ludziach. O więziach, które się tworzą w takich, niedużych społecznościach. O mieszkańcach tych „małych ojczyzn”.
Pierwsze zaskoczenie było wtedy, kiedy zobaczyłem na moim pulpicie profesjonalnym, że aż tyle było wyświetleń i ponad sto polubień.
Drugie, gdy kupowałem wczoraj ciasto w „Tiramisu”, a miłe panie poinformowały mnie, że go przeczytały.
Wszystkim, a szczególnie im, dziękuję.
Okazuje się, że nie komentarze polityczne mają wzięcie, ale teksty o „małych sprawach”, z których składa się nasza codzienność.
O tym, że jest nam gdzieś dobrze, bo otaczają nas fajni ludzie.
No może nie wszyscy, ale zawsze w beczce miodu jest jakaś łyżka dziegciu.
O tym, jak bardzo jesteśmy spragnieni tego, by nie być anonimowy, ale rozpoznawalnym w różnym zakresie.
By móc wyjść z domu i pogadać sobie z sąsiadem, panią ekspedientką w sklepie.
Panem Jarkiem, który odbiera od nas nieczystości od lat, którego nie muszę prosić specjalnie o wywiezienie szamba, ani się przedstawiać przez telefon.
Bo on wie kto dzwoni.
Z hydraulikiem, który jest z nami od lat.
Budował nasze instalacje wodno-kanalizacyjne.
A teraz jest prawie „na zawołanie” kiedy się coś popsuje.
Z chłopakami ze sklepu rodzinnego „Magdalenka” w Izabelinie-Dziekanówku.
Kilka słów, a już jest inaczej jak w miejskich molochach.
Żona lubi oglądać na jednym z kanałów tematycznych brytyjski serial poradnikowy „Ucieczka na wieś”.
O Brytyjczykach, w różnym wieku, którzy chcą uciec z wielkich miast, by zwolnić tempo życia.
Przestać żyć w hałasie i smrodzie spalin.
Ich jednym z ważniejszych kryteriów przy wyborze domu, jest lokalna społeczność, z którą chcą nawiązać bliskie relacje.
Spotykać się w pubie.
Uprawiać wspólnie sport i brać udział w lokalnych imprezach kulturalnych.
Innymi słowy, dawać i mieć oparcie we wspólnocie.
Bo kwintesencją takiego życia na wsi czy małym miasteczku, jest poczucie przynależności do wspólnoty.
Bycia kimś więcej jak posiadaczem adresu, czy kolejnym lokatorem w blokowisku, który nie zna nawet swojego sąsiada na klatce schodowej.
O reszcie szkoda mówić.
Budujmy i dbajmy więc o te nasze „małe ojczyzny”.
Zostaw komentarz