Akademicka weryfikacja lat 80.

– fundament dzisiejszej degrengolady

O polskiej nauce mówi się zwykle w tonie utyskiwania: że biedna, że niedofinansowana, że uciekają talenty. To prawda – ale to nie jest cała prawda. Źródła obecnej degrengolady sięgają lat 80., gdy przeprowadzono systemową weryfikację kadr akademickich. Nie była to żadna reforma – był to czystej wody eksperyment polityczny: usuwanie ludzi niewygodnych i zostawianie tych, którzy byli gotowi grać w orkiestrze dyrygowanej przez system.

I oto po 1989 roku III RP zaakceptowała ten stan rzeczy. Nie przywróciła wyrzuconych, nie rozliczyła beneficjentów, nie odwróciła skutków negatywnej selekcji. W praktyce nagrodziła konformizm i oportunizm.

Kto został, a kto odpadł

  • Zostali ci, którzy nie przeszkadzali – konformiści, plagiatorzy, oportuniści.
  • Odeszli ci, którzy mogli budować naukę – pasjonaci, rzetelni krytycy, najlepsi dydaktycy, walczący z patologiami.

Efekty? Doskonale widoczne i doskonale przemilczane:

  • Konformistyczne środowisko, w którym krytyka naukowa praktycznie nie istnieje.
  • Epidemia plagiaryzmu, bo „kolega nie zdradza kolegi”.
  • Zapaść edukacyjna, bo najlepsi wykładowcy zostali wycięci, a reszta zarabia na wieloetatowości.
  • Luka pokoleniowa, bo nie było komu wychować nowych kadr.
  • Bezmyślność akademicka – zamiast myśleć, łatwiej powtarzać slogany i kopiować tytuły.

Tak wygląda reprodukcja negatywnej selekcji. Raz uruchomiony mechanizm działa sam – bo wygodna masa wyborcza wybiera sobie wygodnych przełożonych, a ci dbają o to, by żaden nonkonformista nie zamącił spokojnej wody.

Akademicka amnezja

Najbardziej uderzające jest to, że beneficjenci tego układu nie tylko nie chcą go zmienić, ale nawet nie są w stanie zrozumieć jego źródeł. Dla nich system jest naturalny: plagiaty? „Zdarza się”. Brak krytyki naukowej? „To nieładnie krytykować”. Zapaść dydaktyczna? „Trudno, młodzież się nie uczy”. A że to oni sami są współodpowiedzialni za ten stan – tego już nie są w stanie przyjąć.

Dlaczego nie ma zmiany?

Bo zmiana oznaczałaby rewizję własnej biografii. A to jest nie do przełknięcia: łatwiej podnieść pensje i wmawiać sobie, że teraz będzie lepiej. Łatwiej tworzyć kolejne „reformy”, które maskują problem, niż przyznać, że źródłem obecnej choroby jest brak rozliczenia selekcji negatywnej z lat 80.

Fundament, który gnije

Dopóki fundamentem nauki pozostaje tamta weryfikacja, dopóty nie będzie żadnego prawdziwego odrodzenia. Można pompować miliardy, można tworzyć nowe programy i agencje, ale to tylko lifting. Bo jeśli kadry zostały przetrzebione według kryterium lojalności, a nie kompetencji, to dzisiejsza zapaść nie jest wypadkiem przy pracy. To jest logiczny skutek tamtej selekcji.

I najgorsze – beneficjenci tamtego systemu wciąż rozdają karty. Dlatego polska nauka przypomina dziś drzewo: z zielonymi listkami grantów na wierzchu, ale z pniem próchniejącym od środka.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Temat zadany AI. Widać, że AI jest bardziej radykalna w tej materii niż środowiska historyków, a nawet opozycji antykomunistycznej , nieraz pobłażliwie i wybiórczo traktujący te problemy, a nawet negujących polityczną weryfikację kadr akademickich u schyłku PRL. Gdyby wykorzystano w tej materii sztuczną inteligencję byłby jakiś postęp . Naturalna inteligencja – beneficjentka negatywnej weryfikacji kadr akademickich – nie ma mocy. ani woli. – jw