Będzie długo, ale szkoda mi urlopu na niekończące się dyskusje, więc wyjaśnię zbiorczo, dlaczego uważam, że zrobienie gangusa i sutenera z Nawrockiego – doktora nauk humanistycznych, przewyższającego Trzaskowskiego pod względem liczby publikacji naukowych jest bardzo ładnie poprowadzoną akcją służb. Drugą już taką akcją w Polsce po 2005 roku.
Jak w sporze o umowę przyrzeczenia sprzedaży kawalerki, pełnomocnictwa do sprzedaży jej samemu sobie pokazałem po prostu skany swoich dokumentów tego typu, tak i teraz spróbuję wyjaśnić to rozumowanie tylko na swoich papierach.
Rozumiem oczywiste sugestie, że te służby, to może być jakaś paranoja. Pozwolę więc sobie opowiedzieć 2 swoje historie: z PRL i już z III RP.
Pierwsza z PRL. Kiedy miałem 17 lat coś tam bazgrając na murach i papierze kilka razy miałem dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, raz nawet robił zdjęcia. Kilku kolegów nie wiadomo dlaczego odsunęło się ode mnie. Pomyślałem sobie, że mi odbija i zamknąłem temat. Uspokoiło mnie paradoksalnie przesłuchanie rok później. Uznałem, że prawdziwe służby tak właśnie pracują, przesłuchują, więc to co wcześniej, to była tylko moja paranoja. Tu dygresja: wiele lat później, na testach psychologicznych na pozwolenie na broń, skłamałem odpowiadając NIE na pytanie: „czy czasami masz wrażenie, że ktoś Cię śledzi?”, bo była to oczywista pułapka odsiewająca świrów.
Minął może rok od tego testu, a w moje ręce wpadły z IPN dwa dokumenty SB z 1984, których skany załączam. Wynikało z nich, że w okresie, kiedy miałem objawy paranoi „pracowały” m.in. nade mną zespoły kierowane przez mjr Gaja i poruczników Golbę i Krząstka. A byłem zwykłym trzecioklasistą z Rzeszowa podejrzewanym o bazgranie na murach, czyli napiszę to dużymi literami – NIKIM. Mimo to fachowcy ze służb zdokumentowali wszystko na mój temat, zgodnie z poleceniem pozyskali tajnego współpracownika oraz zastraszyli mi kumpli i nauczycielkę. A ja? Nawet zapach do mnie nie doleciał, że coś takiego się działo, martwiłem się, że popadam w paranoję.
Czy teraz służby są gorsze?
Nie sądzę. Z tego, że nikt nie chodzi wokół dawnych znajomych Nawrockiego w koszulce ABW nie wynika, że to się nie dzieje. Polskie służby, to profesjonaliści i tylko przy okazji jakichś rewolucji, jak upadek komuny można zobaczyć ich kuchnię. Dla mnie były one niewidzialne.
Druga historia z III RP. Balanga w domku pod Warszawą u sympatycznego, starszego kolegi mocno zakotwiczonego w służbach PRL. Jedna z dziewczyn pijana, nachalna i agresywna. Byłem autem, więc tylko udawałem, że piję. Psuła atmosferę na maksa, a że lubiłem człowieka, to postanowiłem, że ją wywiozę od niego do domu. Zaległa na tylnym siedzeniu, a ja drogą gruntową jechałem do asfaltu. Łomot. W coś walnąłem. Na drodze leży zakrwawiona kobieta w białej bluzce. Próbuję nawiązać z nią kontakt. Nic. Podchodzi facet. Pytam, gdzie tu jest jakiś telefon żeby zadzwonić po pogotowie. Ten sprawdza jej puls i mówi, że to może nic poważnego, jak jestem „zrobiony”, to mogę mieć kłopoty, a tu obok mieszka jakiś lekarz… W aucie zaczyna coś gadać ta napruta koleżanka. I widzę, że kobieta na drodze zareagowała. Kopnąłem ją w żebra, a ta… po prostu wstała i odeszła razem z facetem. Ich spokój tak mnie zaskoczył, że nic nie zrobiłem.
Chciałem zweryfikować hipotezę, że to jacyś przypadkowi szantażyści polujący na pijanych kierowców, więc zadzwoniłem do kogoś, kto wyjechał przede mną, sprawdzić, czy miał podobną przygodę. Nie miał. Czyli chodziło o mnie. Sprawdziłem gospodarza, że może chciał pomóc komuś złapać mnie na hak w związku z moją ówczesną pracą dziennikarską w sejmie. Opowiedziałem mu to obserwując jego reakcję, ale jedyna jaką dostrzegłem, to smutek. Żadnego – no co ty opowiadasz? Naprawdę?, Taka historia? Szybko zakończył rozmowę wymawiając się wizytą u lekarza.
Zrozumiałem, że nie miał z tym nic wspólnego, ale jakoś powiązał to ze sobą, a nie ze mną. O co w tym wszystkim chodziło? Nie mam pojęcia. Ale gdybym był pijany, a do akcji nie wkroczyła napruta koleżanka, to prawdopodobnie do dzisiaj odwdzięczałbym się służbom tego państwa za uniknięcie kary za potrącenie po pijaku kobiety. Nie muszę dodawać, że niektórzy dziennikarze nie mieli tyle szczęścia. Tu dygresja: Niedługo potem domek gospodarza spłonął do fundamentów, a wraz z nim gigantyczne archiwum z okresu, gdy pracował na dwóch etatach w RFN i NRD. Tu prośba – wiem, że są tu tacy, którzy rozpoznają bohaterów tej opowieści, ale proszę nie identyfikujcie ich, bo to będzie nie na temat.
Jaki to ma związek z Nawrockim?
Otóż nie jest żadnym wyczynem nadzianie kogokolwiek na hak i zmuszenie do mówienia czegokolwiek na temat Nawrockiego, szczególnie jeśli kreując wizerunek gangusa rozmówców szukamy w środowisku gangsterów i prostytutek. Przecież oni zrobią wszystko za uniknięcie kary, wstydu itp. Prosty przykład – dlaczego od kilkudziesięciu lat znajduję ulotki tej samej agencji towarzyskiej z Nowogrodzkiej 48, która chyba walczy z Uniwersytetem Jagiellońskim o prymat najstarszej polskiej instytucji? Dlaczego służby państwa pozwalają jej działać, a rozbijają inne w spektakularnych akcjach? Nie jest zasadnym podejrzewać, że właściciele Nowogrodzkiej 48 i organy państwa są dla siebie nawzajem mili, spełniają nawzajem swoje małe prośby?
Czy tak trudno dociec, dlaczego o Nawrockim i prostytutkach mówi niejaki Murański, który dostał już 3 lata za pobicie i opowiada, że ma kłopoty, bo cyt. „w zakupionym domu odnalazł magazyn nielegalnego spirytusu”? Luz, każdemu zdarza się kupić nieruchomość z takim towarem, a prokurator od Bodnara każdemu jest skłonny puścić to płazem. Warto też wspomnieć, że pełnomocnik Murańskiego złożył wniosek do ministra sprawiedliwości o złożenie do SN kasacji w jego sprawie.
I na samym końcu: Czy nikt nie pamięta, jak w 2005 roku zmuszono kogoś do rezygnacji ze startu w wyborach prezydenckich? W 2005 roku Cimoszewicz szedł jak burza w sondażach aż tu nagle tadam – ludzie Tuska od służb przyprowadzili do sejmu jego asystentkę Annę Jarucką, która z niewiadomego powodu ześwirowała oskarżając go o przestępstwa. I… facet zrozumiał, że w żadnym trybie nie wyjaśni sprawy sądownie do wyborów – skapitulował. Pani została skazana za te fałszywe oskarżenia 5 lat później, ale było już po zupie. Do dziś nie wiadomo, dlaczego tak naprawdę to zrobiła, jak ją do tego zmuszono, są tylko hipotezy.
Reasumując – nie dam głowy za uczciwość Nawrockiego, ale uważam, że są solidne podstawy do zastanowienia się, czy nie jesteśmy obserwatorami profesjonalnej roboty służb tego państwa.
Autor: Krzysztof Panek
Zostaw komentarz