Krzysztofa Czumę znałem bez mała przez czterdzieści lat. Nasze drogi zeszły się na peryferiach PRL, na których usytuowany był wielki szpital psychiatryczny. Mimo znacznej odległości od centrali, poprzez swoją strukturę, a także poprzez nękające go okresowo przesilenia kierownictwa stanowił jakby miniaturę rządzonego wtedy przez sekretarzy państwa. W tej cywilizacyjnej skamielinie uformowała się wokół prowadzonej przeze mnie pracowni ekspresji sztuki psychopatologicznej grupa przybyłych za mieszkaniem na nadgraniczny margines z różnych stron Polski – młodych ludzi. Praca w szpitalu była w zasadzie tylko pretekstem, żeby się ze sobą spotykać. Lgnęliśmy do siebie powodowani młodzieńczą ciekawością drugiego człowieka. Łączyły nas nie tylko jedzone w stołówce obiady, ale wspólne, solidnie wtedy zakrapiane imprezy, przeciągające się niekiedy do świtu. W tym czasie było to po obaleniu Gomułki, przybyły z Warszawy dyrektor ujawnił się jako zwolennik dezintegracji pozytywnej i w atmosferze panującej za wczesnego Gierka zaczął ją w prowadzonym dotąd bardzo tradycyjnie szpitalu wdrażać. Likwidowano kraty w oknach, rezygnowano z wielu skutecznych w stosunku do pacjentów sposobów opresji, jak np. ręczników, którymi rośli salowi, okręcając wokół szyi pobudzonego pacjenta go… uspakajali. Powstawały zespoły terapeutyczne nieprzyzwoicie się niekiedy fraternizujące. Dyrektor Andrzej Różycki był z połową personelu na ty i z nieukrywanym zadowoleniem burzył utrwalone stereotypy, podziały. Wtedy to rozpoczął się proces upodmiotowienia pacjentów psychiatrycznych, który niewątpliwie zaważył na początku drogi zawodowej Doktora Krzysztofa Czumy, z którym prócz przeżywanego w Branicach epizodu biograficznego łączyły mnie wspólnie z nim podzielane pasje. Zacznę od kajakowania, od niezliczonych wspólnie przebytych szlaków, od biwaków nad brzegami jezior i rzek. Po pierwszym spływie bodajże Drawą zaczęła razem z Nim pływać Iwona, zabierali też ze sobą Przemka i Asię. Drugą naszą wspólną namiętnością był brydż. Graliśmy z żonami, stanowiliśmy niezmordowane w szukaniu okazji do gry pary. Pamiętam, jak po jednym z zakończonych spływów rzeka Rospudą, zaszyliśmy się wraz z gromadką towarzyszącego nam potomstwa w gąszczach nad J. Blizno i ciągnęliśmy przez trzy dni brydżowy maraton pod gołym niebem, z krótkimi przerwami na sen. Wspólnie też zafascynowani byliśmy artystą, lubieżnikiem z Branic, czego daliśmy wyraz w książce’ „Diabelski pomiot w szpitalu psychiatrycznym, czyli życie i twórczość Mariana Henela”. Łączyła nas również autentyczna wariatka z Sambora, która w ramach tzw. terapii domowej mieszkała razem nami i opiekowała się naszymi dziećmi — niańka, panna Julia, która z naszej rekomendacji po odejściu od nas została zatrudniona przez Czumów. Potem kiedy Krzysztof wyjechał do Lublińca również, utrzymywaliśmy ze sobą żywy kontakt. Nawet w czasach przełomu w 1981 r. próbowaliśmy go zrobić dyrektorem naszego szpitala. Na szczęście dla siebie odmówił, ale kariera dyrektorska była mu jakby genetycznie przypisana, tylko w lepszych czasach ją zrealizował. Kilkanaście lat później jako bardzo wpływowy i niesłychanie medialny na Górnym Śląsku psychiatra zorganizował, właściwie stworzył od podstaw Centrum Psychiatrii w Katowicach, które obecnie nazwane jest Jego imieniem. Krzysztof Czuma prezentował, pisząc szczerze w środowisku lekarskich mizantropów, których zwłaszcza wśród psychiatrów nie brakuje rzadkie podejście do pacjentów – On lubił ludzi, a ludzie, nawet ci ze splątanym chorobą umysłem – lubili Jego. To był uśmiechnięty Dobry Doktor i zarazem Dobry Człowiek. Nazywany był ikoną śląskiej psychiatrii i pionierem psychiatrii środowiskowej w Polsce. Jako jeden z pierwszych uznał, że alkoholizm to choroba, której nie wystarczy leczyć, ale przede wszystkim ważna jest rehabilitacja, trwająca do końca życia.
Był konsultantem w dziedzinie psychiatrii dla województwa katowickiego. Był również prezesem Śląskiego Stowarzyszenia Ad Vitam Dignam oraz członkiem Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Stworzył Klub Pacjenta, który przekształcił się w Katowickie Stowarzyszenie Trzeźwościowe „Dwójka”. Był autorem licznych książek i publikacji popularyzujących problemy z zakresu psychiatrii. Zmarł 23 września 2013 r. Miał 61 lat.