W ostatnich dniach usłyszałem o sobie głównie przykre i straszne opinie. wiele wypowiadanych było za plecami, szeptem, inne przez telefon, wprost.

Wiele z nich jest prawdziwych. Może większość. Tak, zdecydowanie większość. Z powodu pychy i egoizmu, wybiórczego postrzegania rzeczywistości, z trudem akceptuję krytykę. Nie radzę sobie jednak z obrazem siebie, w którym nie ma elementów dobra.

Nie szukam w Waszych komentarzach pochwały czy współczucia, zarówno czy od przyjaciół tu i w realu. Nie muszę. A może nie chcę?… Nie wiem. Znam za to swoje mocne strony i nikomu nie pozwolę ich sobie zabrać. Raczej nie pozwolę… Bo czas bywa okrutny dla nas wszystkich.

Co dalej?

14 lat temu poterapetyzowałem się i zrobiłem krok do przodu. Olbrzymi.

Czas na kolejny?

Tak! A może nie tylko i coś więcej? I wiem jeszcze jedno, że nie chcę już iść bez Jezusa. Bez niego nawet kochając, po ludzku, nic nie ma sensu. Wtedy ranię i niszczę, a nawet drobne rzeczy jak praca, nie są osadzone w Celu.

Mam plan na przyszłość. Nie wiem tylko czy to jest też Jego plan. Tak mi się wydaje, że to On go podsunął, ale czy tak jest? Hmmmm To oznaczałoby, że Bóg jest szaleńcem. Naprawdę! W sumie, zawsze za to go właśnie kochałem najbardziej. Za Jego Szaleństwo i Miłość.

Po to jest ten nowy profil, PRYWATNY, abym mógł powiedzieć coś z serca i nie o polityce czy sprawach międzynarodowych. I może nie dla dwóch tysięcy czy dwudziestu tysięcy osób, ale dla dwóch czy dziesięciu. Więc mówię TUTAJ i za nic mam szyderstwa, że spowiadam się na Facebooku.

Wiecie, kiedyś jedna influancerka (modne słowo, ale ona to robiła zanim to słowo powstało…) powiedziała mi, że nigdzie nie jest tak prawdziwa jak w Internecie. Pozornie głupie, ale jak się głębiej zastanowić…