Powiem tak.

Od dawna jestem zwolennikiem „humboldtowskiego” podejścia do nauki przedmiotów przyrodniczych w szkołach, zwłaszcza tych podstawowych.

Obserwując edukację mojej córki (dziś lat prawie 17) doszedłem do wniosku, że obecna szkoła nie uczy niczego. Dzieciaki nie wynoszą z niej absolutnie nic, gdyż program jest ułożony przez „specjalistów”, z których każdy próbuje zawrzeć w nim obecny stan wiedzy.

W efekcie – w I klasie LO dzieci uczą się np, na chemii o powłokach elektronowych atomów, orbitalach (które są złożonymi stanami kwantowymi), strukturze subtelnej, itd. – co jest niczym innym jak uczeniem ich zaklęć czarnej magii. Zarazem, nie mają pojęcia o tym, w jaki sposób ludzie nauczyli się dobywać metale, nie wiedzą nic o siedmiu pierwiatkach znanych Starożytnym, nie mają żadnego poglądu o tym, skąd właściwie wzięła się obecna wiedza. Nie ma żadnej koordynacji między wiedzą przyrodniczą a stojącymi za nimi fizyką i matematyką.

Sęk w tym, że chemia i biologia – tak, jak je widzi nauka współczesna – są zbyt skomplikowane, i nie da się ich rozsądnie wyjaśnić w ramach spójnego kursu nauczania na poziomie szkoły podstawowej czy podstawowego kursu liceum. Sama termodynamika ma tak głębokie podstawy matematyczne, że jej kurs, aby mógł być zrealizowany w ramach „spójnej” wiedzy przekracza możliwości szkoły średniej (wyrażenia Pfaffa, twierdzenie Carathéodory’ego, itd).

Powstaje zatem pytanie, co ma być celem nauczania?

Uważam, że przekazanie uczniom stanu współczenej wiedzy na temat przedmiotów przyrodniczych jest niemożliwe.

Jedyne, co jest możliwe, to przekazanie im „metody” – ucząc tego, jak dochodzono do podstawowych ustaleń, które legły u podstaw współczesnej nauki.

Taki jest cel „Szkoły Humboldtowskiej”, którą postuluję.

Czy propozycja pani Lubnauer jest temu bliska?

Trudno powiedzieć – mam obawy, że zamiast uczyć podstaw metody naukowej ma ona służyć „wbudowaniu” uczniom kolejnych zaklęć.

Tak – „kwaśnie deszcze” są dobrym przykłem „interdyscyplinarnego” podejścia do przyrody, ale najpierw trzeba zrozumieć, co to znaczy „kwas”, co to znaczy „zasada”, czym są tlenki siarki, skąd się biorą i dlaczego w ogóle ma to takie znaczenie gospodarcze. Tutaj trzeba by zrozumieć jaką rolę w historii cywilizacji odegrał węgiel kopalny jako właściwie jedyny powszechnie dostępny reduktor konieczny do odtlenienia rud metali. Dzięki wyjaśnieniu roli węgla możnaby wytumaczyć dzieckom, dlaczego tak trudno go zastąpić czymś innym – dlaczego na Ziemi nie ma łatwo dostępnych innych chemicznych reduktorów.

Obawiam się, że Ministerstwo Edukacji nie ma na celu przekazania dzieciakiom wiedzy, ale raczej przekazanie politycznie poprawnego „poglądu”, z którego ma wynikać, że mamy w ręku łatwe możliwości poprawy, tylko „nie wiadomo czemu” komuś zależy na tym, żeby z nich nie skorzystać.

Czytaj więcej.