Po raz kolejny chłodny kwiecień (a kwietnie ostatnimi laty bywają chłodne) spowodował prawdziwy „wylew” komentarzy wśród klimatycznych denajalistów, którzy z radością sygnalizują, że żadnego ocieplenia klimatu nie ma, bo jest zimno.
Nic tam, że zimą zimy nie było. Nic tam, że już w styczniu zaczęły kwitnąć pierwiosnki, że luty się zazielenił a marcu było wręcz gorąco. Ochłodziło się w kwietniu, więc ocieplenia nie ma i już!
Po pierwsze, jakby ochłodzenie w kwietniu było czymś dziwnym, nietypowym – chociaż przecież wiadomo, że „kwiecień-plecień”.
Po drugie – jak zawsze mamy przy takiej i podobnych okazjach generalne pomylenie pogody i klimatu: doraźnych i chwilowych zmian pogodowych z wieloletnim trendem.
A jaki jest trend? W naszej części świata – wiadomo: spłaszczenie pór roku. Zamiast czterech, robią się dwie: pora chłodna i pora ciepła. Zarazem – średnia temperatura od wielu dekad systematycznie rośnie, co sprawia, że zima zasadniczo jest coraz mniej mroźna, ale za to lato staje się coraz bardziej suche i upalne.
Wszyscy to widzimy na własne oczy i ja po prostu nie mogę pojąć, jak to się dzieje, że wciąż jest spora grupa ludzi, którzy „idą w zaparte” i twierdzą, że żadnego ocieplenia nie ma.
Zauważam – ja tu nawet nie piszę o tym, czym to ocieplenie jest spowodowane, ale po prostu o najzwyklejszych, przez każdego odczuwalnych faktach.
Tymczasem sytuacja pogodowa na półkuli północnej układa się tak, że chociaż w Europie jest zimno, to praktycznie w całej Azji i Ameryce Północnej jest ciepło. W Moskwie było dziś 21 stopni, w Kazaniu – 19 stopni, w Jekaterynburgu – 22 stopnie. W położonym na północy USA Minneapolis – znanym z surowego klimatu – 16 stopni. W Fargo w Północnej Dakocie – 17 stopni. W Billings w Montanie – 19 stopni.
Tak – odpowiedzialny w wielkim stopniu za pogodę tzw. prąd strumieniowy bardzo mocno zafalował, co spowodowało ochłodzenie w Europie, na wchodnim wyrzeżu USA i na dalekim wschodzie. Taki układ pogodowy nie jest o tej porze roku niczym wyjątkowym – jest to typowy wzorzec przed przebudowaniem się pogody na półkuli północnej w związku z wejściem porę ciepłą.
Latem prąd strumieniowy wycofuje się bardziej na północ, słabnie i jego głębokie zafalowania są mniej częste, co widać na trzecim grafie.
Już sam nie wiem co jeszcze można tu powiedzieć?
Dystrybucja ciepła na naszej planecie zależy od wielu czynników, ale ogólna ilość ciepła, jaka jest zgromadzona w atmosferze zależy od tego, ile ciepła słonecznego nasza planeta przechwytuje. Jak Ziemia jest skuta lodem i zasypana śniegiem – duża część energi słonecznej się odbija i wraca w kosmos. Jak lodu i śmiegu jest mało – to Ziemia się nagrzewa. Jak dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych jest w atmosferze mało, to energia fal w bliskiej podczerwieni (zakres fal taki, jak pilotach telewizyjnych) przechodzi przez nią jak przez masło, odbija się i wraca w kosmos. Jak w atmosferze rośnie poziom gazów cieplarnianaych, to ich cząsteczki pochłaniają te fale i ta energia jest zamieniana na ciepło. Jest to proste jak budowa cepa! W dodatku – jak temperatura planety globalnie rośnie, to rośnie średnia wilgotność atmosfery. Para wodna sama w sobie jest gazem cieplarnianym i ten ogólny wzrost wilgotności atmosfery dokłada się do efektu cieplarnianego spowodowanego dwutlenkiem węgla, metanem, podtlenkiem azotu itd. W efekcie – poszczególne składniki nie tyle się dodają, ile raczej mnożą lub wręcz potęgują. W języku nauki mówi się o tym, że ten proces ma charakter silnie nieliniowy. Zarazem – przez to, że jest taki właśnie – jest bardzo trudny do precyzyjnego obliczenia. Cały wysiłek badaczy klimatu sprowadza się zatem do ustalenia, jaka jest tzw. wrażliwość Ziemi na wpływ wzrostu stężenia gazów cieplarnianych w atmosferze. Obliczenia mogą być lepsze lub gorsze – modele stale się poprawia tak, aby uwzględniały to, co już wiadomo na podstawie danych z poprzednich lat. W niczym to jednak nie zmienia ogólnej charakterystyki procesu.
Wpływ gazów cieplarnianych na klimat jest dla nauki czymś oczywistym, bo ilość energii słonecznej przeksaztałcanej w ciepło za sprawą ich obecności w atmosferze jest niebagatelna. Nie ma tu znaczenia to, że „w procentach” jest tych gazów mało. Jeden malutki kryształek barwnika jest w stanie mocno zabarwić szklankę wody. Dziwi Was to? Mnie nie – takie są właściwiości cząsteczek barwnika, że nawet w minimalnym stężeniu bardzo mocno wpływają na właściwiości spektralne wody. Gazy cieplarniane są dokładnie tym samym w atmosferze. My ich nie widzimy, bo nasze oczy ich nie widzą, ale bez trudu widzą je nasze urządzenia.
Przyjmicie wreszcie to do wiadomości i zacznijcie się zastanawiać, co z tym można zrobić zamiast wciąż zaprzeczać oczywistości!
Niech prawica zacznie mówić o politykach klimatycznych a przestanie kwestionować doskonale ugruntowaną wiedzę naukową!
Możliwości są różne. Można myśleć jak ograniczyć emisje gazów cieplarnianych, można myśleć jak dostosować się do zmian klimatu, można wreszcie uznać, że w ogóle nic nie da się zrobić. OK – ale to jest już inny poziom dyskusji niż uporczywe twierdzenie, że nic się nie dzieje, że „klimat zawsze się zmieniał” a z obecnymi zmianami nie mamy w ogóle nic wspólnego. Takie gadanie, to jest na poziomie przeszkolaka, który mając umazaną buzię zapiera się, że wcale nie zjadł czekolady.
Zostaw komentarz