Nie moralny – finansowy. Za spalone miasta. Za wymordowane rodziny. Za zrabowaną gospodarkę. Za sześć milionów polskich istnień.
I od 80 lat udają, że nic się nie stało. Żadnego dokumentu, żadnej odpowiedzi na polskie żądania reparacji. Milczenie. Berlin liczy, że Polska znowu ulegnie.A przez lata mieli w Warszawie swoich ludzi. Polityków, którzy woleli uścisnąć rękę kanclerza niż zażądać zwrotu tego, co nam się należy. Donald Tusk? Cała jego kariera to dowód, że potrafi grać na niemiecką nutę. Dziś jest w polskiej polityce po to, by Berlin spał spokojnie.
Przykład?
Proszę bardzo. Prof. Krzysztof Ruchniewicz, powołany przez rząd na stanowisko dyrektora Instytutu Pileckiego, chciał zorganizować seminarium… „o zwrotach dóbr kultury przez Polskę na rzecz Niemiec”! Do tego odwołał berlińską konferencję o zrabowanych przez Niemców dziełach sztuki i stwierdził, że reparacje „to temat zamknięty”.
A wiecie, co jest jeszcze bardziej oburzające?
Że szef MSZ Radosław Sikorski powołał tego człowieka na funkcję pełnomocnika do spraw… polsko-niemieckich! To tak, jakby strażnikiem skarbca uczynić złodzieja. Oni już nawet nie udają, że służą Polsce – to polityka pisana w Berlinie, realizowana w Warszawie.Tymczasem fakty są proste:Niemcy są nam winni setki miliardów euro.Reparacje się nie przedawniają.Kto milczy o nich, działa w interesie Niemiec – nie Polski.Berlin lubi pouczać nas o „praworządności”.
My mamy prawo pouczyć Berlin, że standardem praworządności jest zapłata za wyrządzone krzywdy. I że Polska nie jest niemieckim junior partnerem- lecz państwem, które domaga się pełnego rozliczenia.
Prezydent Karol Nawrocki mówi o reparacjach i o tym, że Polska nie będzie niemieckim gospodarstwem pomocniczym. Dobrze. Ale te słowa muszą być początkiem twardej polityki – bez uśmiechów dla prasy, bez gestów, które Berlin odczyta jako słabość. Bo dopóki reparacje nie zostaną wypłacone, dopóty Polska ma obowiązek codziennie przypominać światu o niemieckich zbrodniach i o długu, który ciąży nad Berlinem.A jeśli komuś w Niemczech lub w Warszawie wydaje się, że historia się przedawniła – niech spojrzy w oczy świadków wojny. Oni wiedzą, że sprawiedliwość będzie , choć jest spóźniona.
Berlin musi usłyszeć jedno: Polska nie będzie więcej czekać. Nie będzie przepraszać za to, że żąda tego, co jej się należy. A ci, którzy dziś w Warszawie grają na niemiecką stronę, zapiszą się w historii obok tych, którzy milczeli, gdy okradano własny naród.
Bo czas łagodnych słów się skończył. Teraz nadchodzi czas rachunku – i czas rozliczeń również z tymi, którzy w polskich barwach służą obcym interesom.
Szanowny Panie Łyjak, jezeli prawdą jest ze ”polityka pisana w Berlinie, realizowana (jest) w Warszawie” to co stala sie z forsą wyplaconą za realizację?
Kto ją wziąl? Ile? Czy Urzad Skarbowy pobral nalezny podatek? Kto liczy srebrniki? Al Capone przesyla ukłony.
Jak wiadomo dobrzy poczciwi niemcy zostali wyzwoleni spod brzydkiej nazistowskiej okupacji przez wojska tzw. aliantow. Wszak dobrzy poczciwi niemcy nie wiedzieli wówczas ze brzydcy nazisci spalaja polskie miasta, morduja rodziny, rabuja polska gospodarke i wyrzynaja sześć milionów polskich istnień.
dobrzy poczciwi niemcy od 80 lat nie udają, że nic się nie stało. Oni WIEDZĄ że nic się nie stało.Z cala wielkoniemiecką pewnoscią. I dlatego niezbyt dobrze sie stalo ze po wyzwoleniu dobrej i poczciwej niemieckiej ludnosci zwanej berlinczykami spod brzydkiej nazistowskiej okupacji bohaterscy zolnierze Kraju Rad zajeli sie glownie rabowaniem i gwalceniem. I zajeci ta denazyfikacyjna dzialanoscia zapomnieli zaorać Berlin. Teraz kolej na to aby dobrzy poczciwi niemcy zażądali odszkodowania za zatopienie pancernikow „Bismarck” i „Tirpitz”. Wraz z odsetkami za zwlokę. Dobrze Pan pisze. Dziekuję