– Ty, Warszawianka, czas wstawać – szeptała rano kilkakrotnie prawa noga do lewej, która doznała poważnej kontuzji na dworcu kolejowym Warszawa Zachodnia. – Nie można wciąż tylko utykać, trzeba wziąć się za siebie. Nie mam zamiaru nieustannie cię odciążać.

– Po to mam kule, żeby nie musieć ci niczego zawdzięczać. – odpowiedziała lewa chora noga. Kule francuskie nie byle jakie, zasponsorowane przez bogatego i szczodrobliwego człowieka. Z ABS-em, resorami i gumą antypoślizgową.

– Spowalniasz mnie jednak znacząco. Od tygodnia muszę na ciebie czekać. Nudzę się w tym czasie. Ileż ja w tym czasie mogłabym zajść, ile zobaczyć, ile innych nóg poznać. – powiedziała prawa.

– A tak swoją drogą to ciekawe, że Zender jak od czasu do czasu zwala się na kłoda na asfalt, to zawsze na lewą stronę. Zawsze. – odrzekła lewa pojękując z bólu. Ostatnio wyrżnął orła jak zbiegał z górki na Słowacji wyobrażając sobie, że atakuje wojska tureckie w XVII wieku. Jemu głowa sama pisze scenariusze historyczne. Trochę niepotrzebnie, ale nad jego myśleniem nie zapanujesz…

– On w ogóle nie powinien chodzić – powiedziała prawa – za gruby jest. Powinien być noszony, wtedy obyłoby się bez takich przykrych sytuacji. Jak ten książę cieszyński Przemysław I Noszak, protoplasta obecnego prezydenta USA. W Szpitalu Śląskim powinien to załatwić.

– Nawet nie wiesz jak ja cierpię przez jego dezwolunturę. – westchnęła lewa.

– Nie wiem faktycznie i nie chcę wiedzieć. – powiedziała prawa. – Ciesz się tym, co masz – rzuciła na odchodne.

– Pies Cię trącał, powiedziała lewa – właśnie dowiedziałam się, że sam Joe Biden przylatuje w środę do Cieszyna, żeby mnie obejrzeć, bo podobno łudząco jestem podobna do kontuzjowanej nogi jego dziadka.

– W tę środę? Zatkało prawą.

– W tę.

Czytaj więcej.

Fot. Wikimedia Commons