Drony Putina nad Polską we wrześniu 2025 roku nie były tylko naruszeniem przestrzeni powietrznej, ale symbolem i testem, jak daleko można przesunąć granicę bez wypowiedzenia wojny. To wpisuje się w logikę Traktatu o niewolnym poczęciu — mechanizmy nakręcające się, tworzące świat pozornej wolności i realnych zależności.

W tej grze nie chodzi tylko o Ukrainę czy Polskę. Chodzi o to, czy Zachód potrafi jeszcze decydować, czy już tylko reaguje.

W historii bywają momenty, gdy decyzje nie są podejmowane z wolności, lecz z konieczności. Nie są wyborem, lecz reakcją. Nie są gestem siły, lecz próbą przetrwania. W takich chwilach polityka przestaje być sztuką rządzenia, a staje się sztuką unikania katastrofy. Dziś żyjemy w jednym z takich momentów.

I. Putin — władca w matni

Władimir Putin nie może wygrać wojny z Ukrainą, bo Zachód — choć nieformalnie — dostarcza jej tlen. Nie może też jej zakończyć, bo powrót setek tysięcy zdemoralizowanych żołnierzy do Rosji byłby politycznym samobójstwem. Wie, czym skończył car Mikołaj II. Wie, czym skończył Kiereński. Historia 1917 roku, z jej rewolucją i chaosem, nie jest dla niego abstrakcją — to ostrzeżenie.

Putin prowokuje, bo nie ma już pola manewru. Drony nad Polską, sabotaże, narracyjne testy — to nie strategia, to desperacja, wsparta dezinformacją i propagandą podtrzymującą mit carskiej potęgi. Ale nie może się zatrzymać. System, który zbudował, nie przewiduje odwrotu. To nie jest wojna o terytorium. To wojna o mit władzy, który musi trwać, bo bez niego wszystko się rozsypie.

II. Trump — nieprzewidywalny negocjator

Donald Trump nie jest Chamberlainem. Jest sprytniejszy, bardziej transakcyjny, mniej naiwny. Ale właśnie dlatego może być równie niebezpieczny. Chamberlain wierzył w pokój. Trump wierzy w deal. Dla niego wojna to koszt, a pokój to produkt. Putin to nie partner — to przeciwnik, którego można rozgrywać. Ale czy można rozgrywać kogoś, kto sam gra poza regułami?

Putin zakpił z Trumpa — a tego Trump nie wybacza. W jego logice oznacza to konieczność pokazania, kto naprawdę rządzi. Ma NATO, doradców i własne polityczne zaplecze w USA, które nie pozwoli mu wyjść na słabego wobec Kremla. Nie może ich lekceważyć, bo dla niego siła to nie tylko kategoria geopolityki, ale też wewnętrznej gry o władzę.

Nie lubi słuchać ekspertów, ale wie, że nie może ich całkiem zignorować. Gdyby dał się sprowokować – np. atakiem cybernetycznym – i zareagował impulsywnie, NATO musiałoby za nim pójść, zmieniając układ gry w Europie. Tu leży dramat: jego nieprzewidywalność jest siłą i słabością Zachodu. Putin nie może go kontrolować — ale może go sprowokować. A wtedy nie będzie negocjacji — będzie reakcja.

III. Piłsudski — strateg kalkulacji

W 1919 roku Józef Piłsudski mógł zakończyć rewolucję bolszewicką. Wystarczyło wesprzeć białych, zamknąć okrążenie, doprowadzić do upadku Lenina. Ale nie zrobił tego. Wiedział, że biali chcą odbudować imperium, w którym Polska znów byłaby podległa – co mogło prowadzić do nowej wojny. Zamiast zwycięstwa nad bolszewikami, wybrał strategiczne nie-domknięcie. Bo lepiej mieć rewolucję na wschodzie niż restaurację caratu.

Dziś Zachód stoi przed podobnym wyborem. Może domknąć okrążenie Putina — ekonomicznie, militarnie, narracyjnie. Ale się waha. Bo co, jeśli po Putinie przyjdzie ktoś jeszcze gorszy? Co, jeśli Rosja się rozpadnie, a atomowe głowice trafią w ręce lokalnych watażków? Czy lepiej mieć znanego wroga, czy nieznany chaos?

„Naród, który traci pamięć, traci sumienie.” — Józef Piłsudski

Ta pamięć każe pytać, czy Zachód pamięta lekcję 1919 roku. Drony nad Polską przypominają, że to nie tylko ostrzeżenie historyczne. To przypomnienie, że kalkulacja bez pamięci może prowadzić do błędów, które kosztują więcej niż odwaga.

Na zakończenie pytanie, nie odpowiedź

Putin nie może się wycofać. Trump nie może się podporządkować. Zachód nie może się zdecydować. A historia nie czeka.

„Mieli do wyboru wojnę lub hańbę. Wybrali hańbę, a wojnę będą mieli także.” — Winston Churchill, po Monachium 1938

Te słowa brzmią dziś zbyt głośno, by je zignorować. Ale może czas je przekroczyć.

Bo jeśli świat znów wybierze kalkulację nad decyzją, to nie będzie to błąd. To będzie matnia. I nie będzie w niej trzech figur. Będzie nas wszystkich.

Czy przełamanie matni wymaga ryzyka, czy tylko odwagi, by nazwać rzeczy po imieniu?

Bo matnia nie jest tylko geopolityką — to nasz codzienny wybór między strachem a odwagą.

Prawda?