Dzisiaj był ostatni dzień zajęć lekcyjnych przed Świętem Niepodległości. Dzieci przyszły do szkoły przystrojone w biało-czerwone kotyliony, które wykonały na lekcji plastyki. Mój uczeń również miał przypiętą do koszuli kokardę w narodowych barwach. Jego kotylion jest trochu przybrudzony klejem, trochu wymięty i koślawy, ale Jacuś dumnie prezentuje go światu.
Chłopiec podarował mi swój znak, żebym wystąpił z nim na jutrzejszym Marszu Niepodległości. Oczywiście podarunek przyjąłem i zaraz przypiąłem do piersi. Dumny i kolorowy pójdę jutro na Marsz. Mam nadzieję, że tegoroczne Święto spędzimy w radosnej i pokojowej atmosferze. I że tym razem obejdzie się bez agresji ze strony nieodpowiedzialnych uczestników Marszu i bez nienawistnych komentarzy jego przeciwników. Chociaż ani jednego, ani drugiego nie można wykluczyć.

Kiedy wczoraj serfowałem po internecie, i przeglądałem komentarze znajomych, pisane z okazji Wszystkich Swiętych, włosy stanęły mi dęba. Pewna pani seksuolog z Berlina nawoływała polskich katolików, żeby zamiast na plastikowe kwiaty i kopcące znicze, wydali pieniądze na pomoc dla cyt: „umierających uchodzców, których złapały w pułapkę i torturują białorusko-polskie Oddziały Śmierci.” !!! Po lekturze tego wpisu zrezygnowałem z pomysłu, żeby skorzystać z podręcznika seksuologii jej autorstwa pt.”Pieprzyć wstyd”.
W mojej pracy z nastoletnim wychowankiem, często poruszamy tematy związane z seksem, ponieważ chłopiec dojrzewa. Dlatego wciąż szukam fachowej literatury i wciąż się dokształcam. Oczywiście nie jestem jedynym nauczycielem poruszającym te zagadnienia, bo w programie szkolnym jest tak zwany „wudeżet”, czyli – Wychowanie do życia w rodzinie. Ocena tego przedmiotu przez specjalistów jest zróżnicowana ze względu na ich postawę aksjologiczną. Inaczej oceniają „wudeżet” seksuolodzy postępowi, dla których przeżycie seksualne i rozkosz stanowią wartości: autoteliczną i autonomiczną, a inaczej pedagodzy chrześcijańscy, którzy seks traktują, jako wartość służebną, nierozerwalnie związaną z odpowiedzialnością, gdzie eros jednoczy się z agape. Nie ukrywam, że bliższa mi jest właśnie ta druga opcja. Zaś pani seksuolog Wanat, autorka książki pt. „Pieprzyć wstyd” jest zwolenniczką opcji afirmującej – „wolną miłość”, która nie zna granic i kordonów. Autorka na swoim fejsbukowym profilu opowiada duby smalone nie tylko o torturach na granicach i polsko-białoruskich Oddziałach Śmierci ale też kompromituje się nieznajomością podstawy programowej obowiązującej w polskich szkołach, nie mając pojęcia o istnieniu „wudeżtów”. Pani seksuolog pisze, że polskie dzieci pozbawione są podstawowych treści nauczania z zakresu wychowania seksualnego, co jest bezwstydnym kłamstwem. Tylko w jednym punkcie ma rację – nie ma nauczania seksualnego w przedszkolach, bo „wudeżety” są prowadzone od 4 klasy podstawówki. Dlatego pieprzę książkę pani Bezwstydnej i szukam wiedzy gdzie indziej.


Chciałem dzisiaj napisać o kotylionach, a zniosło mnie w seksualne dygresje. Dlatego kończę i bezwstydnie nadstawiam pod lajki swój portret z biało-czerwoną kokardą.

Autor: Marek Szarek