Jeszcze raz wracam do tematu reparacji wojennych. Chciałbym przedstawić kolejną argumentację – tym razem opartą na prawie międzynarodowym, że reparacje Polsce się należą. To nie jest tylko kwestia pamięci i moralności, ale także zasad, które obowiązują wszystkie cywilizowane państwa. To nie kaprys ani polityczna gra – to obowiązek wynikający z prawa międzynarodowego i sprawiedliwości.
Od lat powtarza się w Berlinie, że „sprawa reparacji jest zamknięta”. Ale zamknięta przez kogo? Na jakiej podstawie? I wreszcie – czy można zamknąć temat odpowiedzialności za zbrodnie, które kosztowały życie milionów, zniszczyły kraj, obrabowały jego majątek i zniszczyły przyszłość pokoleń?
Prawo międzynarodowe jest tu jednoznaczne. Artykuły o odpowiedzialności państw za czyny międzynarodowo bezprawne (International Law Commission, 2001) wprost mówią: państwo, które popełniło zbrodnię, ma obowiązek pełnej reparacji. Art. 31 stanowi, że odpowiedzialne państwo musi naprawić szkodę, art. 35 mówi o restytucji, art. 36 o odszkodowaniu, a art. 37 o zadośćuczynieniu. Nie ma tu miejsca na relatywizowanie – zbrodnia wymaga naprawy.
W ślad za tym idą dokumenty ONZ. Rezolucja Zgromadzenia Ogólnego ONZ A/RES/60/147 z 2005 roku („Basic Principles and Guidelines on the Right to a Remedy and Reparation…”) jasno podkreśla: ofiary mają prawo do środków naprawczych – restytucji, odszkodowania, rehabilitacji, a także satysfakcji i gwarancji, że zbrodnie się nie powtórzą. To nie jest pobożne życzenie – to wypracowana norma międzynarodowa.
Berlin za każdym razem podnosi argument „rezygnacji z reparacji” z 1953 roku. Ale tu tkwi zasadniczy problem: nie istnieje fizyczny dokument z tą rzekomą rezygnacją. To, co krążyło, to jedynie oświadczenie polityczne – a i to wątpliwe, bo dotyczyło NRD, a nie RFN. Polska nie mogła skutecznie zrzec się reparacji wobec państwa, którego wtedy nie uznawała. Mówiąc wprost: RFN nigdy nie otrzymała żadnej wiążącej rezygnacji. Natomiast
,,Traktat dwa plus cztery” z 1990 roku, na który Niemcy też chętnie się powołują, kończył kwestię statusu Niemiec jako całości, ale nie regulował indywidualnych roszczeń reparacyjnych wobec poszczególnych państw. Potsdamskie ustalenia, które dawały Polsce prawo do reparacji poprzez ZSRR, również nie zaspokoiły polskich strat. A przypomnę – mówimy o stratach liczonych dziś na ponad 6 bilionów złotych. To nie są cyfry – to miasta zrównane z ziemią, pacyfikacje wsi, rabunek banków, złota, fabryk, zabytków, to ludzie zamordowani i nigdy nienarodzeni.
Niemcy lubią mówić: „historia jest zamknięta”. Ale sprawca nie może sam zamykać sprawy swojej odpowiedzialności. W cywilizowanym świecie to ofiara decyduje, czy krzywda została naprawiona. A Polska tej naprawy nigdy nie otrzymała. Zamiast tego przez dekady serwowano nam propagandowe wymówki i prawnicze zasłony dymne.
Prawo międzynarodowe mówi jasno: sprawca musi zapłacić. Moralność mówi jeszcze mocniej: kto zburzył, musi odbudować; kto zabił, musi przynajmniej uznać i zadośćuczynić. Polska nie może i nie powinna rezygnować z tego prawa. Bo jeśli ofiara milczy – sprawca zawsze będzie chciał pisać historię na nowo. I już to robi.
/ Na zdjęciu wrocławski rynek po wojnie i współcześnie. Urodziłem się w tym mieście.Moje pokolenie jeszcze wychowywało się na gruzach, choć były to już lata sześćdziesiąte -tak bardzo zniszczone było miasto/.
Zostaw komentarz