Obył się pogrzeb Sergiusza Piaseckiego. To moim zdaniem jeden z największych pisarzy 20-lecia międzywojennego, ale też jeden z ciekawszych ludzi, przemytnik, oficer polskiego wywiadu i egzekutor AK w czasie wojny. Facet który nie bał się żyć tak jak chce. Tak naprawdę to Białorusin, który polskiego nauczył się siedząc w więzieniu skazany za oszustwa i przemyt, to w więzieniu napisał swoją pierwszą książkę i to jego wielki talent literacki spowodował że wypuszczono go z więzienia. W swoich książkach opisywał świat taki jakim był, w jakim żył, świat jaki znał i widział (w niektórych opowiadaniach były też elementy magiczne :) )

Jego „Zapiski oficera Armii Czerwonej” czytałem w stanie wojennym.
To był straszny i smutny czas, ale ten fragment rozbawił mnie jak żaden. Ten fragment jest jeszcze bardziej zabawny jeśli zna się kontekst, czyli młodego tępego bolszewika z zabitej dechami wsi, którego spotkało straszne szczęście bo został oficerem. Wszystko co dostał dała mu partia, więc partię kocha najbardziej na świecie, tępą uległą ślepą miłością. To jeden z moich ulubionych, najbardziej zabawnych fragmentów, choć książka mimo takich scen jest w swojej wymowie smutna.

Tu fragment dotyczący powitania nowego 1939 roku, zabawa odbywa się w okupowanym przez sowietów Wilnie, w jakimś odebranym „burżujowi” mieszkaniu.

„Od czego zaczniemy? – spytał nas Dubin.
– Wiadomo od czego – powiedział lejtnant Sinicyn. – Od wódki zaczniemy, wódką i
zakończymy.
– A może z początku herbaty chcecie?
– Herbata nie wódka: dużo nie wypijesz.
No i dawaj my chlać… Znalazła się gitara. Dubin niczego sobie gra, głośno. Więc my chórem „Moskwę” machnęli. Głos, wiadomo, każdy z nas ma i śpiewa z całych sił, to aż okna się trzęsły i szklanki dzwoniły. Niech burżuazja słyszy i zna, że Czerwona Armia się bawi!
W kącie pokoju pianino stało. Ale grać nie umieliśmy na tym faszystowskim instrumencie.
Jednak – kiedy wypiliśmy więcej – to Sinicyn spróbował. I nawet bardzo dobrze wyszło.
Więc Dubin na gitarze rżnie, my z całych sił „Jeśli zawtra wojna” śpiewamy, a Sinicyn pianino obu rękami po zębach chlaszcze. I tak ładnie nam szło, że my tym sposobem do północy się bawili.
Potem Dubin uroczyście powiedział:
– Drodzy towarzysze! Zaraz będzie Nowy Rok. Zaczniemy go specjalną zakąską do wódki. Jest to najlepsze na świecie burżujskie jedzenie!
Poszedł on do szafki i wyjął dużą papierową torbę. Przyniósł ją i wyrzucił zawartość na stół. Było to coś podobnego do strąków dużego bobu, albo do małych ogórków.
– Co to jest? – spytałem.
– Banany – powiedział Dubin. – Nasze chłopaki z NKWD tu u pewnego burżuja, który miał dawniej owocarnię, rewizję robili i dużo tego specjału znaleźli. Więc i mnie trochę dali.
– Dawać tu banany! – krzyczy Jegorow. – Dość burżujom tym się obżerać. Teraz nasza kolej!
No, nic. Dubin banany porządnie w umywalce wymył i kilka z nich plasterkami na talerzu pokrajał, potem, oczywiście, odpowiednio posolił i każdemu wódki nalał.
– Zdrowie piechoty! – powiedział.
Wypiliśmy i bananami zagryzamy. Ale, cholera go wie, jakoś niesmaczne było. Ja nawet wypluć chciałem. A Sinicyn wówczas powiedział:
– Do tych bananów trzeba octu i tak samo pieprzu.
Pieprz był, ale po ocet Dubin do gospodyni poszedł pożyczyć. Zaprawialiśmy banany octem, no i, rzecz jasna, pieprzem. I zupełnie inny smak wyszedł. Ale wszystko jedno nie
podobały mi się. Wolę kiszone ogórki, a nawet cebulę. Ale nic, pod wódkę to nawet i banany pójdą. Tylko to było najgorsze, że kapitan Jegorow, nieco za wcześnie, chorować zaczął.
Sinicyn do pianina go poprowadził, przykrywkę u góry instrumentu otworzył i powiedział:
– Walcie, towarzyszu do środka, bo szkoda podłogę zanieczyszczać. A w tym głupim instrumencie miejsca dość. Wszystko się zmieści.
Widzę ja z drugiej strony pianina Maślannikow przysposobił się, i też naloty na Rygę robi.
Ale ja dobrze się trzymałem i dalej wódkę pod banany chlastałem. A potem posłyszałem jak
Dubin powiedział:
– Te banany to najlepiej z olejem jeść i cukrem. Ale szkoda, że nie mam.
Nie zdążył on tego wypowiedzieć, jak kapitan Jegorow od pianina oderwał się, do stołu zbliżył się, jeden banan (jeszcze nie pokrajany) wziął i Dubina nim w zęby jak zajedzie.
– Otrułeś mnie, draniu! – krzyczy. – Nigdy ja od wódki tak prędko nie rzygałem. Banany należy się kiszone jeść, albo marynowane, a ty surowe dałeś!
I w mordę go, i w mordę. Więc Dubin zaczął bronić się. Chwycili się za włosy i po podłodze tatłają się. Kapitan Jegorow naszego gospodarza całego bananami zanieczyścił. Ale to drobiazg: ot, trochę śmiechu było i już. A potem my znów pili, ale na banany jakoś wszyscy apetyt stracili. Tylko Dubin dalej jadł, żeby nie zmarnowały się.
– Szkoda, że wam nie podobają się – mówił. – To przecież sama najlepsza burżujska przekąska. Tylko pewnie trzeba do nich chrzanu, albo musztardy dodawać.
– To niech sobie tę przekąskę burżuje i żrą! – powiedział kapitan Jegorow. – A ja za takie kpiny i śmiechy będę w mordę bił!
Ale nie bił więcej. Pewnie bardzo osłabł, bo rzygał on długo. Bawiliśmy się tak chyba do trzeciej rano. Dobrze nie pamiętam, bo przytomność straciłem i tylko nad ranem z zimna obudziłem się. A zimno musiało być, bo kapitan Jegorow, w trakcie zabawy, wszystkie okna krzesłem powybijał i pół pieca uszkodził.
Ciemnawo jeszcze było. Chłopaki śpią – kto gdzie… Sprawdziłem ja, czy zegarki mam?
Ale były na miejscu. W dobrym towarzystwie się bawiłem. Więc poszedłem ja do domu.
Takim to sposobem, bardzo wesoło i przyjemnie, spotkaliśmy Nowy Rok.”
Polecam wszystko to co napisał. Warto znać.