Nie ma znaczenia, na kogo ludzie w Europie oddadzą swój głos, ponieważ zakorzeniona głęboko biurokracja może to po prostu zignorować. Chcesz ograniczyć migrację? Nie da się! Grupa sędziów w obcym kraju zdecydowała, że ty, Hansie w Niemczech czy ty Pierre we Francji już nie masz w tej sprawie nic do powiedzenia.
Można wiele mówić o Donaldzie Trumpie, ale przynajmniej został wybrany i może być rozliczany przez ludzi. A kto w Europie może pociągnąć do odpowiedzialności „Trybunał Sprawiedliwości” w Strasburgu?
Problem z UE to nie tylko politycy u władzy, ale także kultura instytucjonalna, która przenika cały europejski projekt. Wizja ponadnarodowa, na której zbudowano UE, osiągnęła właśnie swoje granice, co oznacza, że dalsze przenoszenie coraz większej władzy z narodowych stolic do Brukseli wiele nie poprawi. Nie zmieni tego również coraz bardziej imperialna postawa brukselskiej biurokracji, która myśli, że może zastąpić dobrowolne poddanie się narodów władzy Unii przymusem. Kiedy były komisarz UE Thierry Breton sugeruje, że wybory w Niemczech mogą zostać unieważnione, jeśli Alternatywa dla Niemiec (AfD) zdobędzie zbyt wiele głosów, nie mówi jako członek wspólnoty, ale jako aspirujący kolonialny egzekutor, dla którego wola narodu niemieckiego jest tylko uciążliwością na peryferiach jego imperium.
Jednak Breton nie jest przyczyną, ale objawem problemu. Wyraża on to, w co zawsze wierzyli najbardziej zagorzali zwolennicy Unii Europejskiej: że jest to ogromny biurokratyczny gorset, mający chronić narody Europy przed nimi samymi – idealnie poprzez stopniowe i życzliwe pozbawianie ich praw wyborczych. Gęsta sieć praw, regulacji, zaleceń i orzeczeń prawnych ma na celu realizację rodzaju tyranii demokratycznej, którą de Tocqueville opisał tak:
„Społeczeństwo rozwinie nowy rodzaj niewoli, który pokryje powierzchnię społeczeństwa siecią skomplikowanych reguł, przez które najbardziej oryginalne umysły i najbardziej energiczne charaktery nie mogą się przebić. Nie tyranizuje, ale zgniata, osłabia, gasi i ogłupia naród, aż każdy kraj zostanie zredukowany do niczego lepszego niż stado nieśmiałych i pracowitych zwierząt, dla których rząd jest pasterzem.”
[…]
Zazwyczaj uważam porównania między UE a ZSRR za nieco przesadne, ale w tym aspekcie są one na miejscu: podobnie jak Moskwa wcześniej, Bruksela nie ma zdolności do korygowania kursu w zmieniającym się otoczeniu, wręcz przeciwnie – upiera się przy nieudanych politykach. Stany Zjednoczone pokazały, że korekta kursu jest możliwa. Czy można to samo powiedzieć o Europie? W tej chwili obawiam się, że odpowiedź na to pytanie brzmi: nie.
Zostaw komentarz