W „Gazecie Polskiej codziennie” w artykule „Włącz się w promowanie naszych treści”, (28.05.2018r.) napisano, że „Jeszcze rok temu po­jawienie się tekstu na pro­filu Niezależna. pl oznacza­ło, że docierał on do 250 tys. osób. Dziś treść dociera zaled­wie do… 5 tys.” (…) „Dzisiejsze media nie istnieją bez odbiorców zaangażowanych w sieci”.

Uważam, że przyczyn spadku zaangażowania jest kilka. Wszystko zaczęło się od brutalnego wyrzucenia z rządu bardzo lubianej pani premier Beaty Szydło. Mętne tłumaczenia, że tego wymagała potrzeba chwili, bo premier Mateusz Morawiecki jako były bankier potrafi mówić językiem elit UE, oraz, że wymiana premierów miała na celu otwarcie się na centrowy elektorat nikogo nie przekonały.

Gdy następnie został wyrzucony najlepszy minister Obrony Narodowej Antoni Macierewicz, elektorat PiS zobaczył, że wcześniejsze osiągnięcia i pochwały nic nie znaczą, bo w nagrodę otrzymuje się z buta. Jak szacowano takie potraktowanie ministra skutkowało utratą 20 – 30 tys. głosów najbardziej zaangażowanego i żelaznego elektoratu. Wielu tzw. prawicowych publicystów bagatelizowała stratę.

Kolejną grupą która skutecznie zniechęciła się do odwiedzanie prawicowych mediów, spowodowało niekończące się tłumaczenie przed KE z naszej reformy wymiaru sądownictwa. Wielu do dziś nie potrafi zrozumieć, jak to jest, że politycy PiS mówią wyborcom, iż w traktatach akcesyjnych nie ma zapisów, które nakazują nam wszelkie swoje zmiany w prawie uzgadniać z KE, to dlaczego się tłumaczymy? Dlaczego tworzymy jakąś „białą księgę”, w której Mateusz Morawiecki przekonuje do swych dobrych intencji i pożytków ze zmian w Trybunale Konstytucyjnym w 2016 r. oraz czterech ustaw sądowniczych z 2017 r. i jedzie z nią do Brukseli?

Przecież nie trzeba być politykiem, by wiedzieć, że żadne tłumaczenia i ustępstwa nic nie pomogą w poprawie stosunków unijno-polskich, ponieważ w Polsce rządzi prawica, która opiera się na wartościach chrześcijańskich, dba o interesy kraju i chce być podmiotem w Unii mającym wpływ na podejmowane decyzje.

Żadne gesty dobrej woli, żadne ustępstwa nie zmienią nienawiści do polskiego prawicowego rządu. Żelazny elektorat oczekiwał wprowadzania reformy sądownictwa a nie przekonywania do nich Unii i zgniłych kompromisów, tym bardziej, że podobno prawo jest po naszej stronie.

Następne odpłynięcie części elektoratu nastąpiło po reakcji rządu na bezprecedensowy atak Żydów na Polskę po znowelizowaniu przez Sejm ustawy o IPN przewidującej kary za przypisywanie Polsce i narodowi polskiemu współodpowiedzialności za niemieckie zbrodnie wojenne. Rząd zamiast twardo bronić naszych racji nie tylko zaczął się kajać i przepraszać za nią Żydów, ale równocześnie pokazał, że stosuje różne standardy w stosunku do zachowań Żydów i własnych obywateli.

Gdy pod polską ambasadą w Izraelu odbył się protest i część demonstrujących Żydów wtargnęła na teren placówki dyplomatycznej resort SZ stwierdził, że nie odbiera tego jako naruszenia terytorium ambasady oraz, że „protesty są czymś naturalnym w państwach demokratycznych i nie zamierzamy ograniczać prawa do wyrażania poglądów”. Natomiast w Polsce po zaplanowaniu przez narodowców demonstracji pod ambasadą Izraela, władze do niej nie dopuściły zamykając teren wokół placówki.

Część zwolenników PiS przestało wchodzić na prawicowe fora internetowe gdy dowiedziała się, że w parlamencie trwają prace nad ustawą o odnawialnych źródłach energii, w ramach której PiS znowu otworzy szeroko drzwi na energetykę wiatrową. Pamiętają popieranie przez polityków PiS protestów domagających się zakazu budowy elektrowni wiatrowych.

Nie każdemu z sympatyków prawicy odpowiadał sposób rozwiązania przez rząd protestu opiekunów niepełnosprawnych w Sejmie. Oczekiwali, że rząd po pojawieniu się kolejnych roszczeń postawi sprawę jasno, że budżet nie jest z gumy i niczego więcej nie osiągną, a następnie Straż Marszałkowska ich usunie. Zamiast tego dopuszczono by wnieśli oni na teren parlamentu śpiwory i przez cały czas otrzymywali po trzy posiłki dziennie z sejmowej restauracji.

Również PiS stracił część zwolenników na skutek braku reakcji na skandaliczne wypowiedzi kandydatki na sta­nowisko ambasadora USA w Warszawie Georgette Mosbacher. Odpowiadając na pytania przed komisją spraw zagranicznych, stwierdziła, że ustawa o IPN spowodowała wzrost antysemityzmu w Pol­sce i stamtąd rozlał się po Europie. Domagała się przyjęcia przez nasz kraj islamskich imigrantów oraz kwestionowała reformy polskiego sądownictwa.

Zgadzam się z twierdzeniem księdza Isakowicza-Zalewskiego, że po tej wypowiedzi polskie władze nie powinny wydać akredytacji dla Mosbacher oraz nie dopuścić do objęcia przez nią stanowiska. Zamiast tego Sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Krzysztof Szczerski przeszedł nad tymi wypowiedziami przyszłej pani ambasador do porządku dziennego, uznając, że Mosbacher jeszcze się nie zna na sprawach polskich, a po drugie, mówiła wiele innych, już dobrych rzeczy o Polsce.

Zastanawiam się jak zachowałby się rząd izraelski gdyby polski kandydat na ambasadora w Izraelu zapowiedział, że po przyjeździe do Tel Awiwu będzie się domagał zburzenia muru bezpieczeństwa, osiedli na terenach palestyńskich i oddanie Wzgórz Golan Syrii, a następnie chwalił Żydów.

By przykryć chwiejną postawę i brak działań rządzący doszli do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie sypnięcie kasą. Pojawiło się mnóstwo obietnic skierowanych prawie do wszystkich grup społecznych. Zapowiedziano bony dla studentów, program „Dostępność Plus” dla seniorów, program „Dobry start” dla rodziców posyłających dzieci do szkół oraz „Mama plus” (każda kobieta, która urodzi i wychowa minimum 4 dzieci, zdobędzie w ten sposób prawo do emerytury minimalnej, aktualnie 1029,80 zł brutto).

Jednak obietnice nie przynoszą wielkiego wzrostu poparcia ponieważ wyborcy doskonale zdają sobie sprawę, że w każdej chwili może nadejść czas dekoniunktury i wówczas zabraknie pieniędzy na ich realizację.

Odnoszę wrażenie, że politycy PiS się pogubili. Tam gdzie powinni twardo bronić swoich racji wycofują się stawiając na wyciszenie. Zachowują się tak jak gdyby nie zdawali sobie sprawy, że nic tak nie wpływa deprymująco na elektorat jak rozpoczęcie a następnie wycofywanie się z działań pod wpływem presji.

Z kolei próba odzyskania utraconych i przyciągnięcie nowych wyborców przy pomocy „Konstytucji biznesu” czy idei budowy 20 mostów niewielu porywa.

Swoim chaotycznym postępowaniem i brakiem zdecydowania politycy PiS, systematycznie wygaszają zaangażowanie swoich zwolenników, co widać po gwałtownym spadku ilości odwiedzających elektroniczne media internetowe. Jakie to będzie miało przełożenie na wynik wyborów okaże się już niedługo.

Foto: biblioteka mediów