Oglądałem wywiad u Rymanowskiego, nie czytałem Newsweeka.

Do wywiadu mam jedną uwagę: zapraszając kogoś ze stopniem profesora, osoby z dużą wiedzą, dziennikarz nie ma szans zadać pytania, które by wymagało od zaproszonej osoby jakiegoś myślenia, analizy. Które by postawiło jej jakieś wyzwanie. Dziennikarz sam musiałby być specjalistą.

Dlatego do takich rozmów powinno się zapraszać „kontrspecjalistę”. Wtedy rozmowa jest naprawdę ciekawa.

Nie wiem, nie potrafię ocenić tego, czy ta Pani Profesor zaproszona do programu mówiła mądrze. Z częścią rzeczy na pewno się zgodzę (sam ograniczam węglowodany i jem dużo jajek).

Jednak nie przyjmowałbym bezkrytycznie wszystkiego, na wiarę. Ze swojej prawniczej działki wiem, że wielu profesorów potrafi duby smalone opowiadać, gdy tylko wychyli się poza swoją dziedzinę. Przykładem prof. Piotrowski, bardzo uczony człowiek, którego szanuję, ale kiedy zaczyna opowiadać o spółkach to mi ręce opadają.

Być może (a być może nie) tak jest z tą Panią Profesor. W wywiadzie przewijają się teorie spiskowe, więc warto byłoby je rzetelnie zweryfikować. Ale do tego Rymanowski ma zbyt ubogi aparat poznawczy.

Nie oznacza to oczywiście, że uważam Rymanowskiego za głupka, tego nie chcę powiedzieć. Po prostu Rymanowski nie ma wykształcenia medycznego. Stąd wiele w tym wywiadzie mogło mu (i nam) umknąć.

Ta sprawa jest dobra dla postawienie pytania czy dziennikarz to tylko „mikrofon”, sprawozdawca, czy też aktywny uczestnik debaty publicznej. Nie mnie to rozsądzać. Zgadzam się z Rymanowskim, że każdy powinien mieć prawo się wypowiedzieć. Ale też oczekuję, że dzięki dziennikarzowi poznam szerszą perspektywę. Niektóre dziedziny wiedzy, podawane jednostronnie, mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. Tak przedstawione tworzą ułudę, że każdy, bez wcześniejszego przygotowania merytorycznego jest w stanie posiąść WIEDZĘ.

Na tym bazują dzisiejsi populiści. Nie tylko zresztą naukowi. Ostatecznym celem każdego populisty jest zaś władza. Dziennikarz – świadomie lub nie – zostaje wciągnięty w grę o władzę. Jego najczystsze nawet intencje zostają więc wykorzystane. Wydaje mi się, że większość współczesnych dziennikarzy godzi się na to. Przekonuje ich bowiem wzrost oglądalności i pęczniejące konto. To ostatnie z czasem niektórych zaślepia.