Po tragedii do której doszło w pszczyńskim szpitalu wrze od kilku dni w całej Polsce. To co się stało jest rzeczą straszną, jako matka, kobieta, człowiek mówię stanowcze nie! Tylko moje nie, ma się nijak do moherów z partii rządzącej.
No właśnie, dlaczego nie mam prawa z własnym ciałem robić tego co jest dobre dla mnie?Dlaczego my kobiety musimy cierpieć?
Czy personel szpitala jest winny, niech to ocenią instytucje do tego powołane.
Niewyobrażalne jest to co czuje teraz mąż Pani Izabeli, co czuje córka i mama tej Pani. Bez względu na poglądy, nie powinno być tak, że życie płodu jest ważniejsze od życia kobiety. Jak to jest, że wiadomo było, że czeka się na obumarcie płodu i nikt nie zdecydował się żeby ratować tę kobietę. Przecież ona miała prawo żyć, jej serce biło, dlaczego nikt nie pomyślał o tym.
Tu nie chodzi o to aby namawiać do aborcji, tu chodzi o to aby mieć wybór.
W piątek 05.11.21 opinia publiczna została poinformowana o powstawaniu Instytutu dla rodziny. No, nazwa zacna tylko zastanawiam się co owa instytucja miałaby robić? Będą uczyć ludzi jak się mają rozmnażać. Absolutnie tego nie rozumiem, każdy rozsądny człowiek ma tyle dzieci ile on chcę a nie tyle ile chce PiS.
Chciałam nie upolityczniać tego co stało się w Pszczynie, jednakże nie da się. Gdyby lekarze nie mieli związanych rąk nie byłoby problemu. Nie potrafię zrozumieć tych wszystkich pacjentek szpitala które zgłaszają swoje domysły, spostrzeżenia. A ja bym chciała zapytać, gdzie były Panie jak Pani Iza źle się czuła, dlaczego żadna nie interweniowała?
W naszym kraju, zawsze jak dzieję się krzywda nie widzi nikt. Jak dochodzi do tragedii wtedy ludzie jeden przez drugiego będzie opwiadał jaka to tam krzywda była. No ale nie interweniował nikt.
Służba zdrowia w tym kraju leży na kolanach, od zawsze nie tylko za rządów PiS. Ponad 20 lat temu, gdy byłam w swojej pierwszej ciąży trafiałam do jednego z pobliskich szpitali (nie jest ważne gdzie, po tylu latach).
Okazało się, że nie jest dobrze. Byłam młodziutką kobietą, która nie bardzo umiała się odnaleźć w zaistniałej sytuacji. Na jednym z obchodów, ordynator zlecił mi badania. Po skończonych badaniach powiedział: – „Trzeba usunąć”.
Byłam tak zdenerwowana i wystraszona, że nie zrozumiałam o co chodzi. Pytam więc, „ale co usunąć?”. A ordynator na to: – „No jak to co? Wszystko, macicę też”!
Łzy płynęły mi po policzkach i mówię, że ja jeszcze nie mam dzieci. A ordynator ginekologi mi mówi: – „No i dobrze, dzieci to kłopot”.
Ta sytuacja wydarzyła się dawno, a ja nadal pamiętam każde słowo. Doktor ustalił termin zabiegu. Przyjechali do mnie moi rodzice i mąż. Mówię im wszystko, wciąż płacząc, co powiedział ordynator. Na co odzywa się Pani z łóżka obok: – „trzeba mu dać”. Ze zdziwieniem patrzymy na kobietę a ona mówi, że doktor straszy. Nie umiem tego zrozumieć. Przeraziłam się, byliśmy młodym małżeństwem. Nie mieliśmy na koncie pieniędzy. Wtedy na pomoc przyszli moi rodzice. Na wieczornym obchodzie jakby nigdy nic Pan doktor stwierdził że
– „da maluchowi szansę”. No i dał. Nasza córka ma prawie 21 lat.
Druga sytuacja była w tym samym szpitalu. Byłam w ciąży z drugim dzieckiem. Zaczęłam plamić, zadzwoniłam do swojego lekarza prowadzącego. Kazał natychmiast przyjechać do siebie na oddział. Więc niewiele myśląc że to ten sam szpital, pojechałam. Byłam spokojna, miałam blisko lekarza któremu ufałam. Oczywiście, zaczęło się od badań. Czekam w niepewności. Lekarz powiedział że zrobię beta hCG, w następnym dniu powtórzyli, aby porównać badanie do badania. Mój lekarz prowadzący wszystko mi wytłumaczył. Obiecał też, że da mi znać jaki jest wynik. Ten czas dłużył się bardzo. Lekarz nie przychodził. Było już po jego dyżurze, gdy zadzwonił do mnie. Powiedział, że jest mu bardzo przykro, ale nie udało się. Zapytał też czy chcę aby on przeprowadził czyszczenie. To był okropny cios, ból nie do opisania. Ale czułam wdzięczność, że to mój lekarz przeprowadzi zabieg.
Wiedząc że mojego dziecka już nie będzie, wciąż leżałam na sali z kobietami w ciąży. Słuchałam bić serc podczas ktg. To było wtedy dla mnie coś okropnego. One wszystkie mają szansę być mamami a ja nie. Na wieczornym obchodzie przeżyłam szok. Lekarz który miał dyżur, przyszedł na salę i zobaczył mnie zapłakaną mówi i po co ten płacz? Wyniki są optymistyczne, teraz trzeba czekać. Z niedowierzaniem patrzę na niego i pytam ale jak to jest dobrze? Przecież straciłam to dziecko, po czym Pan doktor patrzy w te wyniki i z uśmiechem mówi, no faktycznie, pomyliłem daty. Co ja wtedy czułam, tego nie wie nikt. Przecież gdyby nie mój lekarz ja byłabym pewna że jest nadzieja.
To było dawno, teraz jestem mamą dwóch córek, jednej już dorosłej i drugiej która jest nastolatką. Wierzę, że już teraz nie dochodzi do takich rzeczy.
Choć ten pszczyński przypadek pokazuje, że niestety tak nie jest.
System medyczny w naszym kraju leży i kwiczy, jest nieudolny, niewydolny. Lekarzy, pielęgniarek jest mało, a Ci którzy pracują są w większości wyzbyci uczuć wyższych. W naszym kraju brakuje takiej szeroko pojętej empatii do drugiego człowieka.
Politycy nie myśląc o tym co czujesz człowiek decyduje za niego. Pani w szkole nie skupia się na tym, że uczeń się opuścił, nie szuka przyczyny, tylko stawia niedostateczną ocenę. W przedszkolu gdy dziecko płacze, przedszkolanka po jakimś czasie przestaje reagować. No i w szpitalu lekarze i pielęgniarki też bez empatii podchodzą do pacjenta.
Mam nadzieję, że coś się zmieni i to na lepsze, mam nadzieję, że śmierć Pani Izy i innych kobiet nie pójdzie na marne.
Ludzie, kobiety i mężczyźni wyszli na ulice aby protestować przeciwko temu co się dzieje. Serce Pani Izy biło, ona chciała żyć. Może niech politycy przestaną myśleć i mówić za kobiety. Chcemy móc decydować o swoim życiu same. Nie mówię, że gdyby prawo było inne to Pani Iza by przeżyła, bo tego nikt nie wie. Mówię tylko że nie podoba mi się to że jest jak jest.
Ani jednej więcej to motto dnia dla rządzących.
Zostaw komentarz