Według meteorologów to tylko aerozol drobnych kropelek wody lub kryształków lodu. Dla poetów, upiorne miejsce, w którym przebywają zjawy, duchy, strzygi i demony wodzące na zatracenie błądzących ludzi. Lubię chodzić tunelami, które moje ciało tworzy we mgle. Mam wtedy wrażenie, że są portalami do innego świata.

Mgła w Wyrzysku

Już jako nastolatek lubiłem mgliste, jesienne dni nad Łobżonką, rzeką przepływającą przez rodzinny Wyrzysk.
Raz były cukrową watą z odpustowych jarmarków. Jej strzępki, kłaczki oblepiały patyki nadbrzeżnych wierzb przez co przypominały słodkie kulki tego przysmaku, które pałaszowałem aż do bólu zębów.
Innym razem, mgła była jak ocean rozciągający się płasko nad łąkami. Mieniący się w pierwszych promieniach słońca wszystkimi kolorami światła. Od bladego błękitu do barwy starego słońca, w zależności od tej jak wysoko było na niebie słońce.
Mogłem wtedy w niej pływać rozgarniając ramionami jej wilgotną powierzchnię. Na twarzy czułem jej chłód, a na wargach, metaliczny smak wody.
Wydawało mi się, że nie jestem w tych momentach zwykłym chłopcem o nieco zaokrąglonych kształtach, ale czarnoksiężnikiem, Posejdonem – władcą mórz, demiurgiem stwarzającym z drobnych kropelek mgły, światy, o których nikomu się nie śniło.

Park Narodowy Równiny Hortona na Sri Lance i mgła orograficzna

Tam podziwiałem tzw. mgły orograficzne czyli takie, które powstają w wyniku ochładzania się wilgotnego powietrza unoszącego się po stokach ku szczytom gór.
To niezwykłe miejsce obfitujące w wiele endemicznych gatunków fauny i flory leży w centralnej części wyspy na wysokości od dwóch tysięcy do dwóch tysięcy trzystu metrów, w dystrykcie Nuwara Eliya.
Są tam płaskie jak stół górskie łąki, mgliste lasy, wodospady czy strome klify opadające pionowo kilkaset metrów w dół.

Najbardziej znanym jest „Koniec świata” o wysokości tysiąca dwustu metrów.

Siedząc na jego krawędzi podziwiałem proces tworzenia się tych mgieł.
Do wysokości kilkuset metrów od dna doliny powietrze było niebieskie, bez żadnej białej skazy mgły.
Potem, w miarę wzrostu wysokości, gdy wilgoć w unoszącym się powietrzu zaczęła się zamieniać w kropelki wody, zaczęły się tworzyć małe obłoczki.
Te, wzbijając się coraz wyżej i wyżej, łączyły się ze sobą, by po chwili stać się sunącą ku szczytowi klifu, białą, pierzastą falą, przez którą przebijały się nieśmiało promienie słońca i olśniewające widoki zboczy, skalnych uskoków, wodospadów i strumieni.
Siedziałem tak dobre dwie godziny. W kompletnej ciszy zakłócanej jedynie przez uderzenia skrzydeł motyli i ptaków.

Rzeczywiście, byłem na krańcu świata. Przynajmniej tego codziennego.

Klif „Koniec Świata” , World’s End, w Parku Narodowym Równiny Hortona, Sri Lanka, zdjęcie Jolanta Styrczula.

Obraz Christa Regina z Pixabay

Antoni StyrczulaAutor: Antoni Styrczula
Opinii publicznej kojarzę się jako rzecznik prasowy Prezydenta RP, a także dziennikarz radiowo-telewizyjny i prasowy. Od wielu lat zajmuję się szkoleniami i doradztwem w zakresie public relations i marketingu politycznego. Jestem ekspertem w kreowaniu wizerunku firmy w e-przestrzeni i social mediach oraz zarządzaniu informacją w sytuacjach kryzysowych. W wolnych chwilach podróżuję. Przede wszystkim do Azji. Więcej tekstów autora przeczytacie na blogas24.pl