Kończąc 75 lat znany słoweński filozof lewicowy Sławoj Żiżek przedstawił nader ciekawy pogląd.
Chrześcijaństwo jest jedyną religią, której Bóg umarł.
Jednak o ile katolicyzm przyjął tę prawdę połowicznie – twierdząc, że umała jedynie jedna osoba boska, a gdzieś w zaświatach nadal jest Bóg Ojciec i Duch Święty, a i sam Syn Boży po wniebowstąpieniu powrócił na swoje miejsce w niebiosach, tak Protestantyzm uznał, że śmierć Jezusa nie była wcale na niby.
Nie była jakimś teatrzykiem odegranym przez Boga, aby wysłać nam sygnał, że wciąż istnieje i nadal powinniśmy żyć wg jego zaleceń. Historia Jezusa jest powtórzoną historią Hioba, tylko tym razem Bóg opuścił samego Boga. Eli, Eli, lama sabachthani? – pyta się Jezus na krzyżu. Nie pyta przecież jako zwykły człowiek, ale jako Bóg wcielony.
Oznacza to, że Boga już z nami nie ma, ale nie w tym sensie, że odtąd wszystko wolno, ale odzyskaliśmy – jako ludzie wolność. Odtąd nie ma już tak, że moralność jest pogańską buchalterią: nie uczynię zła, bo w zaświatach spotka mnie kara. Odtąd jesteśmy zdani na siebie.
Stąd protestancka koncepcja predestynacji. Przyszłość jest określona. Nasz los przesądzony, ale ponieważ go nie znamy, musimy działać tak, aby czynić dobro dla samego dobra a nie dla nagrody w niebie. Musimy się zdać na naszą własną zdolność odczytywania dobra, poza jakimkolwiek odniesieniem do Najwyższego.
Skoro tak, to Bóg staje się dla kultury „pustym znaczącym” – chociaż go już nie ma, to powinniśmy zachowywać się tak, jakby był, gdyż odrzucenie takiego układu prowadzi do rozpadu moralności i upadku kultury. Jednym słowem, Bóg jest figurą, która stoi w centrum każdej kultury jako ostateczne źródło Logosu – tego, co w ogóle pozwala nam odróżniać dobro i zło w jakimkolwiek innym sensie niż czysto fizjologiczny.
Kultry prymitywne, które nie wykształciły takiej figury rozumieją dobro i zło wyłącznie w takich kategoriach: dobro, to to, co jest dobre dla mnie, zło, to to, co jest dla mnie złe. Jednak kiedy kultura rośnie i staje się bardziej złożona, koniecznej jest utworzenie normy szerszej – normy abstrahującej od subiektywizmu. Wówczas w każdej kulturze pojawia się istota wyższa, która jest źródłem ponadsubiektywnej możliwości odróżniania dobra od zła. Jednak właśnie Chrześcijaństwo jest jedyną religią, która pojęła tę prawdę i oddała ludziom wolność: mamy czynić dobro nie ze względu na Boga, ale ze względu na drugiego człowieka:
„Gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w Moje imię, tam jestem pośród nich”
Żiżek przywołuje te słowa Ewangelii Św. Mateusza właśnie po to, aby uświadomić nam, że Chrześcijaństwo jest religią zwróconą na drugiego człowieka i w przeciwieństwie np. do buddyzmu nie orientuje się na indywidualne przeżywanie więzi z Absolutem. Przypomina nawet słowa Alfreda Eichmana, który zapytany przez Hannah Ahrendt o to, jak radził sobie z ciężarem zbrodni odpowiedział, że „czytał Bhagawadgitę”, co pozwalało mu zdystansować się od popełnianych czynów poprzez skoncentrowanie się wyłącznie na własnym dążeniu do uczynienia świata doskonałym. Żiżek z niepokojem zauważa, że wg badań właśnie buddyzm stał się najczęściej deklarowanym światopoglądem najwyższej kadry menedżerskiej w USA.
Żiżek przywołuje też przykład zdystansowania się Lutra od radykalnych postulatów Thomasa Münzera. Różni krytycy zarzucają tu Lutrowi koniunkturalizm i uległość wobec realiów polityki. Żiżek jednak uważa, że krytycy są w błędzie. Chodzi bowiem o to, że Luter dobrze rozumiał, że nikt nie ma prawa uważać się za „głos Boga”. Nikt nie zna boskiego planu i nikt nie ma prawa uważać się za depozytariusza „woli Bożej”. A bardziej współcześnie – nikt nie ma prawa obwoływać się ad hoc „wyrazicielem postępu” – co chętnie czynili komunistyczniczni rewolucjoniści.
Co do współczesności, Żiżek uważa, że żyjemy w czasach „bifurkacji”. Nikt nie ma żadnej możliwości przewidzenia przyszłości. Sytuacja jest taka, że „wahnięcie skrzydeł motyla” może nas poprowadzić w stronę zupełnie innego wariantu przyszłych wydarzeń. W tej sytuacji każdy jest zdany na swojego Boga, ale chrześcijański wymiar Zachodu polega na tym, żebyśmy mieli baczenie, że nasze decyzje będą rzutowały na całą ludzkość.
Jednak w przeciwieństwie do etyki utylitarnej, która jest niczym innym, jak buchalterią „globalnego dobra i zła” – mamy obowiązek w równym stopniu uwzgędniać los naszych najbliższych, jak naszych najdalszych. Czynienie dobra nie może polegać na skrzywdzeniu najbliższych, nawet wówczas, jeśli okaże się nader korzystne dla wszystkich innych. Chrześcijański uniwersalizm nie jest utylitaryzmem.
Podsumowując – Żiżek nazywa dziś siebie komunistą i chrześciańskim ateistą. Tym pierwszym, ponieważ uważa, że komunizm jest chrześcijański. Tym drugim – ponieważ uważa, że Chrystus był pierwszym ateistą (gdyż zrozumiał na krzyżu, że Bóg go opuścił). Podkreśla, że jest też „absolutnym materialistą” – czyli nie potrzebuje wiary w zaświaty, aby taką postawę przyjąć.
Sądzę, niestety, że dla większości moich niewierzących znajomych będzie to dowód na „odjechanie” Żiżka. Zwracam jednak uwagę, że zupełnie niedawno do chrześcijańskiego dziedzictwa przyznał się gigant „nowego ateizmu” Richard Dawkins. Jedni powiedzą, że na starość ludzie głupieją, ale inni – że mądrzeją.
Ja się za starego nie uważam, ale będąc osobą niewierzącą przywiązuję wielką wagę do teologii. Podobnie jak Carl Schmidt uważam, że wszystkie wielkie problemy ludzkości są zawsze problemami teologicznymi. Dziwię się moim ateistycznym znajomym, że nie potrafią tego pojąć.
Pamiętacie, jak wielokrotnie powtarzałem, że lewicowa pozycja wobec obcych kultur, która sprawia, że Zachód domaga się od każdego, nawet najbardziej zapyziałego kraju na świecie „poszanowania praw człowieka” jest skrajnie niemoralna i arogancka?
Pisałem wiele razy, że doszliśmy do momentu, kiedy my – ludzie Zachodu, którzy przez dwa tysiące lat toczyliśmy ze sobą nieustanne wojny – doszliśmy nagle do wniosku, że wojna to zło i próbujemy zabronić wojowania całemu światu. Próbujemy zabronić mordowania Tustsi przez Hutu nie dlatego, że ta daleka wojna ma dla nas jakiekolwiek konsekwencje, ale po prostu dlatego, że według naszych współczesnych wyobrażeń tym dalekim afrykańskim plemionom NIE WOLNO takich wojen toczyć i już. Zwaśnione plemiona powinny jakoby znaleźć inne sposoby pokonania konfliktu, bo jeśli nie – dokonamy „humanitarnej” interwencji.
Cały czas twierdziłem, że jest to nic innego, jak kolejne wcielenie klasycznego rasizmu: uważamy się za lepszych i mądrzejszych, zatem ZABRANIAMY „dzikusom” czynienia „zła” nawet wówczas, kiedy to nas w ogóle nie dotyczy.
No wi właśnie odkryłem, że dokładnie to samo zauważył już w 2017 r. nie kto inny, ale sam Sławoj Żiżek!
Zachęcam Was do wysłuchania całości tego doskonałego wykładu, który wygłośił na EGS (European Graduate School)! Cały wykład jest fascynujący i dotyczy nader ważnych spraw naszej kultury.
Na pohybel tym, którzy wychodząc ze skrajnie scientystycznych pozycji uważają teologię za przeżytek!
Czas odtwarzania ustawiłem tak, że wskazuje na odpowiedni fragment:
Zostaw komentarz