Jeśli miałbym ocenić „Czerwone Maki” jako kino wojenne, to uważam, że poza romantycznym wątkiem miłosnym film ten zasługuje na miano polskiej wersji „Na Zachodzie bez zmian”. Sceny batalistyczne przedstawione w bardzo realistyczny sposób z dużym rozmachem.

Film przedstawia wojnę taką jaką ona jest, a więc mamy do czynienia z ogromnym cierpieniem, bólem, drastycznymi scenami ze szpitali polowych, ale również z odwagą, heroizmem, obawami przed utratą życia oraz strachem. Każda z przedstawionych głównych postaci na swój sposób wyróżnia się pod względem charakteru i podejścia do tej bitwy. Sam Generał Władysław Anders oraz podlegli mu oficerowie zostali pokazani jako osoby, które podejmowały decyzje mając jednocześnie wątpliwości. Film zatem nie jest kolejnym przykładem kina patriotycznego, które pozbawione jest wątpliwości i zadania pytania, czy było warto ponieść taką cenę?

Dowodzenie i kierowanie grupą ludzi polega na odpowiedzialności za podejmowane decyzje i tutaj w tym filmie mamy z tym do czynienia. Podsumowując, jest to dobry film, który oczywiście mógłby być jeszcze lepszy, gdyby miał większy budżet. Na uwagę zasługuje fakt, że jest to pierwszy film, który przedstawia Bitwę o Monte Cassino. To co dla mnie jest istotne, to pokazanie w nim wątpliwości odnoszących się do ówczesnych sojuszników – Aliantów. W filmie jest kilka takich momentów w których można sobie zadawać sens nad traktowaniem Polski i Polaków przez zachodnich aliantów.