Dziennikarska hiena roku niejaka Dorota Wysocka – Schnepf po raz kolejny odkurzyła zapomnianą już co nieco bywszą I prezes SN Małgorzatę Gersdorf.

Niestety, zamiast przepytać ją o wypadek, w którym zginął młody motocyklista, Wysocka pozwoliła na ślinotok dotyczący sędziów powołanych po 2017 r.

W zasadzie nic nowego ponadto, co już wcześniej „pani profesor” opowiadała w telewizji w likwidacji nie usłyszeliśmy.

Otóż zdaniem wykształconej prawniczki (Gersdorf specjalizowała się w prawie pracy a w 2015 r. otrzymała tytuł profesora) jakas weryfikacja jest konieczna, bowiem sędziowie nominowani po 2017 roku przez Prezydenta są obarczeni konstytucyjną wadą.

Dlatego, że sprzeniewierzyli się Konstytucji. Oni widzieli, że startują w plebiscycie na sędziego, który jest niezgodny z Konstytucją i nie powinni tego robić. Jednak, z różnych powodów zechcieli zostać sędziami Sądu Najwyższego lub sędziami innych szczebli. Trudno powiedzieć, żeby mieli przymiot niezależności i wiedzy prawniczej, która predestynuje prawnika do bycia sędzią. Uważam, że nie powinni być sędziami, ale to nie oznacza, że można ich wszystkich usunąć ustawą. Muszą zostać zastosowane odpowiednie procedury, które zweryfikują tych sędziów.

Gersdorf po prostu powiela zdanie wypowiadane nieprzerwanie przez tzw. oPOzycję totalitarną z lat 2018-2023, obecnie zaś stanowiącą patowładzę.

Otóż zgodnie z Konstytucją (art. 10) w Polsce obowiązuje trójpodział władz.

1. Ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej.

2. Władzę ustawodawczą sprawują Sejm i Senat, władzę wykonawczą Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej i Rada Ministrów, a władzę sądowniczą sądy i trybunały.

Konia z rzędem temu, kto przekona mnie, że w sytuacji, gdy większość sejmowa powołuje rząd (Radę Ministrów), w skład której wchodzą zaś posłowie bądź nawet senatorowie (vide: Bodnar) faktycznie władza wykonawcza jest oddzielona od ustawodawczej.

Teoretycznie zatem bliżej nam do dychotomii władz, niż trójpodziału. Jak zresztą trafnie przed laty zauważył prof. Lech Garlicki:

„O podziale władzy w sensie politycznym trudno jest mówić, gdy Rząd jest politycznie identyczny z większością parlamentarną. Pamiętać trzeba również o całym szeregu zazębień pomiędzy władzą ustawodawczą a władzą wykonawczą, które powodują, że ponad 3/4 uchwalanych przez Sejm ustaw inicjowane jest przez Rząd; w praktyce Rząd w dużej mierze partycypuje w wykonywaniu władzy ustawodawczej„.

Ale przecież „święta świecka wojna” o praworządność (taką, jak oni ją rozumieją) zasadza się na głębokim przekonaniu, że KRS po pisowskiej reformie stała się upolityczniona, co rzekomo ma powodować upolitycznienie nowych sędziów.

Wg Gersdorf e tutti franti KRS, a by było apolityczne, musi składać się z sędziów wybieranych przez innych sędziów.

Tymczasem reforma PiS wprowadziła zasadę, że sędziów do KRS wybiera Parlament.

A zatem, krzyczą oPOnenci, doszło do zaburzenia równowagi pomiędzy trzema władzami.

Tyle tylko, że Monteskiusz trójpodział władz zaproponował w czasach, gdy nikt nie znał jeszcze pojęć „partia polityczna” i „większość parlamentarna”. ;)

Trudno dzisiaj nie zauważyć, że o ile legislatura i egzekutywa wzajemnie się przenikają (ministrowie są czynnymi posłami czy nawet senatorami), o tyle władza sądownicza jest wyraźnie odseparowana.

Nie znam przypadku, by jakikolwiek sędzia był jednocześnie posłem czy senatorem.

Ale zwolennicy odseparowania „trzeciej władzy” (zwani też sędziowskimi alienatorami) zapominają o naczelnej zasadzie ustrojowej zawartej w art. 4 Konstytucji.

1. Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu.

2. Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio.

Przedstawicielami Narodu są… posłowie, senatorowie i Prezydent. A zatem pełnią podwójną rolę – nie tylko wchodzą w skład legislatury czy egzekutywy, ale też są przedstawicielami Suwerena.

Jak ponad dekadę temu pisał śp. prof. Bogusław Banaszak:

Konstytucja, formułując zasadę suwerenności Narodu, przewiduje, że władzę Naród sprawuje przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio. Oznacza to, że Naród za pośrednictwem swoich przedstawicieli lub bezpośrednio decyduje w swoich sprawach oraz jest twórcą prawa i organów państwowych, legitymizując ich działalność. Sprawuje on władzę także wtedy, gdy w jej stosowaniu, realizacji posługuje się organami państwowymi (parlamentem, sądami, rządem). Obowiązuje wobec niego przy tym domniemanie kompetencji. Z teoretycznego punktu widzenia najlepiej jest, gdy sam suweren sprawuje władzę. Problem jednak w tym, że nie jest to wykonalne w przypadku zbiorowego podmiotu suwerenności – Narodu – liczącego kilkadziesiąt milionów członków i zajmującego duży obszar. Z faktu wymienienia przez Konstytucję jako pierwszej przedstawicielskiej formy sprawowania władzy przez Naród wynika, że jest ona formą główną. Na tym samym stanowisku stoi TK, uznając, że „sprawowanie władzy przedstawicieli jest na tle obowiązującego systemu konstytucyjnego zasadą, a bezpośrednie sprawowanie władzy przez suwerena (referendum, inicjatywa ustawodawcza) – wyjątkiem” (wyr. z 3.11.2006 r., K 31/06, OTK-A 2006, Nr 10, poz. 147).

(Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej. Komentarz, wyd. 2, 2012)

Nie jestem oczywiście pierwszy, który dostrzegł ewidentną niedoróbkę ustawową (poprzednia ustawa o KRS) pozwalającą na istnienie tzw. trzeciej władzy w całkowitym oderwaniu od Suwerena (poza aktem mianowania przez Prezydenta sędziowie byli całkowicie niezależni od woli Narodu).

W 1998 r. Trybunał Konstytucyjny postanowił zatem rozszerzyć pojęcie „przedstawiciele Narodu”:

W szerokim znaczeniu przedstawicielami Narodu są również inne osoby wchodzące w skład organów władzy publicznej, które nie pochodzą z wyborów, jeżeli organy te zostały powołane przez Konstytucję do realizacji woli Narodu, a ich działalność – poddana w sposób mniej lub bardziej bezpośredni kontroli społeczeństwa. Również samorząd terytorialny jest uważany za jedną z form szeroko rozumianej demokracji przedstawicielskiej”.

(wyr. z 26.5.1998 r., K 17/98, OTK 1998, Nr 4, poz. 48)

W szerokim znaczeniu…

Czy jednak nie jest to jawne naginanie prawa?

Art. 4 Konstytucji stwierdza bowiem jednoznacznie, że wszelka władza (a zatem i sądownicza) podlega zwierzchniej władzy Narodu.

Mówienie o „szerokim znaczeniu” oznacza po prostu, że sensu stricto osoby takie nie są przedstawicielami Narodu, o których mowa w tym artykule.

Sędziowie wybierający sami sędziów do KRS to konstrukcja najwyraźniej sprzeczna z normą art. 4 Konstytucji w jej ścisłym znaczeniu.

Co więcej, brzmienie przepisu w żaden sposób nie uzasadnia, by stosować jakieś bardziej wysublimowane metody wykładni pozwalające na dopasowanie Konstytucji do brzmienia ustawy.

Tak to właśnie wygląda, proszę państwa.

Trybunał Konstytucyjny w przywołanym wyroku dokładnie odwrócił kierunek interpretacji.

Zamiast badać zgodność ustawy z Konstytucją dokonał wykładni art. 4 tak, aby ta pasowała do istniejącej już ustawy.

Co to oznacza na przyszłość?

Ano to, że po spodziewanej rychłej utracie władzy przez obecną ekipę ktoś może dojść do wniosku, że trzeba by zweryfikować sędziów, którzy byli przedstawiani do nominacji przez niekonstytucyjną KRS istniejącą… przed 2017 r.

Bowiem rozumowanie, że KRS przed reformą PiS było organem sprzecznym z Konstytucją jest o wiele bardziej przekonujące niż powoływanie się na „szeroki znaczenie” pojęcia przedstawiciel Narodu.

Rzecz jasna sporów nie unikniemy w żadnym przypadku.

Tylko to dokładnie dorżnie już i tak mocno osłabiony wymiar sprawiedliwości.

Tymczasem sposób na jego uzdrowienie jest prosty. Co więcej, stosowany przez wiele krajów na świecie i to nie tylko pozostających w kręgu kultury anglosaskiej.

Bo chodzi m.in. również o… Rosję.

Zmiana prawa procesowego w Polsce musi obejmować powołanie tzw. sądów przysięgłych. A wtedy sędzia z superarbitra orzekającego o życiu Kowalskiego stanie się zwykłym urzędnikiem powołanym jedynie do określania granic kary.

O winie bowiem decydować będą przysięgli.

W tej sytuacji podejrzenia co do stronniczości arbitra czy też próba zastępowania „ich” sędziów „naszymi” stracą jakiekolwiek znaczenie.

Zwróćcie uwagę, że kiedy taka reforma pojawiła się w Rosji nagle uaktywnili się „nieznani sprawcy”, dokonujący potajemnych egzekucji ludzi uznawanych za wrogich systemowi. Na sądy bowiem nie można już było liczyć.

Stały się bowiem niezależne od władzy centralnej.

Oczywiście taka reforma wymaga sporo nakładów pracy samych funkcjonariuszy. Bo już akt oskarżenia nie będzie głównym (często nawet jedynym) dowodem obciążającym oskarżonego.

Szczególnie prokuratorzy będą musieli douczyć się (nauczyć???) zarówno w zakresie retoryki jak i poprawności formułowania wniosków i argumentacji.

Ale to już zupełnie inna historia. Co więcej, mało nas ona obchodzi.

W blisko 40-milionowym kraju w środku Europy musimy mieć wreszcie sądy, a nie wyrób togopodobny.

I to by było na tyle, jak mawiał śp. prof. Jan Tadeusz Stanisławski.

17.02 2025

fot. facebook