Minister Wieczorek – a raczej (pod)Wieczorek nie radzi sobie z profesorami, a nawet z habilitowanymi w Bułgarii i gdzie indziej, doktorami. Od dawna wielu naukowców zwraca uwagę na patologiczny system awansu naukowego. Koleżeńskie recenzje doktoratów, nawet po wcześniejszych jednoznacznie negatywnych opiniach o doktorskich dysertacjach, to może nie norma, ale w wielu uczelniach, nawet uznanych w świecie i Polsce, dość powszechny przypadek.

Podobnie jest z habilitacjami. Na skutek interwencji dra hab. Jozefa Brynkusa posła na Sejm RP VIII kadencji udało się zamknąć słowacką ścieżkę habilitacyjną, ale pozostało ich nadal wiele. I nieudacznicy z polskich uczelni, którym nie udaje się normalnym trybem zdobyć habilitacji, z nich korzystają. Ostatnio głośno jest o bułgarskiej. 

Dziś gazeta „wybiorcza” przyniosła bulwersujące informacje o człowieku z UKEN w Krakowie, który jest promotorem 39 habilitacji (choć na jego uczelnianej stronie widnieje, że 31) poza polskimi granicami. To coś dziwnego, bo przecież promotor występuje tylko na poziomie – do doktoratu. Habilitacja ma zaś świadczyć o samodzielności naukowca.

Ten człowiek, zatrudniony na szczególnych warunkach w krakowskiej uczelni – zajęcia odbywa zdalnie. Przecież to absurd. Tylko 3 razy w semestrze zimowym jest dostępny dla studentów i innych osób stacjonarnie. Jak sprawdziliśmy, to UKEN w Krakowie z jego doświadczeń promotorskich w zakresie habilitowania doktorów niespecjalnie jednak dotąd skorzystała.

Na razie znany jest jeden przypadek naukowczyni, która po nieudanych w Polsce próbach, habilitowała się w Płowdiw w Bułgarii. Trochę śmiesznie, ale na stronie uczelnianej Britchenko nie chwali się jej „promowaniem”. Może kolejnymi bardziej się pochwali, bo kolejka do niego podobno jest duża, tych z UKEN, którym w Polsce noga się powinęła. 

Igor Britchenko, jawi się jak stachanowiec z epoki słusznie minionej. Jego przykład dowodzi, że (pod)Wieczorek ma wiele do roboty. I z tym sobie nie radzi.