Na pewno nie takiego, jakim byłby Pierbattista Pizzaballa.

Franciszek był przez ostatnie miesiące ostro krytykowany przez Żydów. Nie podobało im się, że – ich zdaniem – starał się wyważyć racje w konflikcie izraelsko-palestyńskim. Żydzi oczekiwali, że stanie całkowicie po ich stronie. W efekcie potraktowali go bardzo obcesowo podczas pogrzebu, wyraźnie pokazując głęboką dezaprobatę.

Gdyby papieżem został kardynał Pierbattista Pizzaballa, Żydzi mogliby być jeszcze bardziej niezadowoleni. Łaciński patriarcha Jerozolimy nieszczególnie próbuje wyważyć racje – wyraźnie sygnalizował bliskość wobec cierpienia Palestyny.

Kiedy w październiku 2023 roku Hamas zaatakował, kardynał wykonał piękny gest: zaoferował się za porwane przez terrorystów żydowskie dzieci jako zakładnik. To wywołało aplauz Żydów i znacznej części mediów na zachodzie. Wkrótce jednak entuzjazm przygasł. Pizzaballa powiedział, że atak nie wydarzył się w próżni, mówił o długoletnich cierpieniach Palestyńczyków. Pokazał się ze znanym palestyńskim elementem stroju, zwanym chyba kefiją. Dla wielu Żydów było to zbyt wiele i nie kryli swojej wrogości wobec kardynała. Fakt potępiania przemocy Hamasu przez Pizzaballę nie miał już dla nich znaczenia.

Oczywiście, jako papież Pizzaballa zmieniłby ton; sekretariat stanu wymusiłby bardziej dyplomatyczną, czyli neutralną postawę. Niewykluczone jednak, że Pizzaballa w trwały sposób zaostrzyłby kurs Franciszka, jeszcze silniej odchodząc od narracji preferowanej przez Żydów. To mogłoby mieć znaczący wpływ na odbiór medialny nowego papieża, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych.

Gdyby do tego zaczął krytykować ruch LGBT albo podejmować jakieś decyzje stojące w linii kontynuacji z pontyfikatami Jana Pawła II czy Benedykta XVI, moglibyśmy wrócić szybko do „starych, dobrych czasów”, kiedy katolicki papież jest w wielkich mediach „wrogiem publicznym numer jeden”.

Autor: Paweł Chmielewski
Dziennikarz, publicysta, autor książek o Kościele katolicki, w tym o pontyfikatach Benedykta XVI i papieża Franciszka.