Uważam, że co prawda wynik wyborów nie okazał się sromotną klęską prawicy, ale okazał się jej pyrrusowym zwycięstwem.
Chociaż globalnie prawica uzyskała kilkuprocentową większość na poziomie gmin, to w praktyce poniosła dość mocną porażkę.
Wg aktualnych danych, Zjednoczona Prawica zwyciężyła wybory do sejmików wojewódzkich jedynie w sześciu regionach i przegrała wybory na prezydentów właściwie we wszystkich większych miastach.
Biorąc pod uwagę potencjał demograficzny – oznacza to, że gros pieniędzy z KPO popłynie do województw zarządzanych przez Koalicję Obywatelską. Do tego dochodzi okoliczność taka, że nawet w wielu większych miastach, w których kandydat KO nie otrzymał mandatu prezydenckiego – otrzymał go kandydat startujący z komitetu lokalnego, niezwiązany ze Zjednoczoną Prawicą.
W tej sytuacji, trudno się dziwić krótkiej wypowiedzi Samuela Pereiry na Twitterze, który napisał, że nie bardzo wie, z czego właściwie władze PiS są zadowolone, gdyż żadnych powodów do zadowolenia nie ma, poza być może tym, że PiS nie przegrało do cna.
Powody do zadowolenia ma za to Konfederacja, która po raz pierwszy może myśleć o potrzebie budowy realnych struktur na poziomie wojewódzkim.
UWAGI:
Wynik Zjednoczonej Prawicy wcale mnie nie dziwi!
Wynika on wprost z kompletnie debilnej politytki PR tej formacji. Pisałem już wielokrotnie o tym, że struktury ZP są dla obywateli kompletnie niedostępne. Żyję 30 lat w Warszawie, interesuję się polityką od wielu lat aktywnie wspierając prawicę w ramach dostępnych mi możliwości. W porywach zaangażowania próbowałem nawet różnymi kanałami kontaktować się z działaczami PiS. Moich telefonów nikt nie odbierał, na e-maile nikt nie odpisywał. Poza okazjonalnymi „wiecowymi” spotkaniami, politycy PiS nie prowadzą żadnej działalności w ramach debaty publicznej. Osobiście uczestniczyłem w licznych spotkaniach organizowanych przez różne think-tanki i grupy społeczne i nigdy nie widziałem, żeby uczestniczył w nich ktoś z PiS. Na jednym uczestniczył pan Janusz Kowalski – wówczas z Solidarnej Polski – jeszcze jako sekretarz stanu w Ministerstwie Antywów Państwowych. Żaden ze znanych mi polityków ZP nie prowadzi bloga osobistego, na którym możnaby się zapoznać z jego bardziej rozbudowanymi, przemyślanymi wypowiedziami w sprawach publicznych. W mediach społecznościowych de facto jedynie powielają metodą copy-paste oficjalne partyjne przekazy. Do nielicznych wyjątków należy poseł Sebastian Kaleta z Suwerennej Polski – ale nawet on nie odpowiedział na mój e-mail skierowany do Biura Poselskiego. Zaś strona internetowa PiS jest de facto biuletynem aktywności czołowych polityków i jest sztywna jak koci ogon.
Odnoszę wrażenie, że jeśli jakakolwiek aktywność posłów prawicy w zakresie kontaktów z bazą wyborczą ma miejsce, to być może w jakichś grupach parafialnych, bo już nie wiem gdzie indziej. Jako osoba niewierząca jednak nie śledzę działalności kółek parafialnych.
Jako właściel ogrodu działkowego i członek Związku Działkowców wraz z grupą działkowiczów próbowaliśmy zainteresować warszawskich radnych PiS sprawą likwidacji ogrodów działkowych w Warszawie – bez aktywnego zainteresowania. Jak być może pamiętacie, sprawą zainteresował się nawet Telewizyjny Kurier Warszawski, w którym dwukrotnie wystąpiłem.
Warszawskie Sielce, region Mokotowa, gdzie mieszkam jest znany za sprawą ogranizowanego co roku „Festiwalu Stanisława Grzesiuka”, który jest sporą imprezą nasyconą różnymi wydarzeniami. W okolicy działa teatr „Baza”, który udostępnia przestrzeń pod różne wydarzenia społeczno-kulturalne. Przy ulicy Chełmskiej działa też hufiec harcerski im. Szarych Szeregów. Jak żyję, żaden radny czy poseł PiS nie zaszczycił mieszkańców Sielc swoją obecnością.
Tak sprawy się mają i nic dziwnego, że wynik wyborczy jest jaki jest. I piszę to jako osoba, która na PiS mimo wszystko głosowała.
Strategia komunikacji społecznej przyjęta przez tą partię jest, moim zdaniem, samobójcza. To są absolutnie najgorsze wzorce alienacji władzy, wywodzące się z jakiejś iście bizantyńskiej tradycji. Nie ja jeden piszę od dawna, że w sensie społecznym na prawicy zamarło życie intelektualne, działalność programowa odbywa się wyłącznie w niedostępnych eszelonach najbliższych PJK i jest kompletnie oderwana od „dołów”. Awansują głównie mierni, ale wierni – ludzie pozbawni własnych poglądów a jedynie lgnący do koryta w ramach pewnego trendu. Nie ma współpracy z ośrodkami akademickimi, a jeśli już, to z takimi jak niechlubne „Collegium Humanum”.
Nie twierdzę przy tym, że wśród kadydatów PiS w ogóle nie ma wartościowych osób, ale jest ich zbyt mało i działają w otoczeniu, które nie sprzyja ich promocji. A nawet oni robią zbyt mało, żeby nawiązać wartościową więź z elektoratem.
Jeśli prawica chce się odbudować, wymaga to gruntownej zmiany!
Między przynależnością partyjną a brakiem społecznego zaangażowania jest dość przestrzeni, w której mogą się angażować osoby sprzyjające ideom prawicowym, lecz niekoniecznie od razu zainteresowane partyjną przynależnością. Prawica musi znaleźć sposoby na ożywienie debaty wewnętrznej definiującej jej identyfikację. Debata ta nie może zamykać się w środowisku kólek parafialnych, gdzie do rozmowy z danym politykiem zaprasza swoich parafian proboszcz – ogranicza to dyskusję do kilku spraw ważnych dla Kościoła i niczego więcej. Prawica musi otworzyć się na debatę ze środowiskami akademickimi nawet wówczas, gdy większość przedstawicieli tych środowisk jest jej niechętna. Serca wyborców wygrywa się w takich właśnie debatach, które pokazują, że ludzie na których mamy głosować coś jednak, poza czystą demagogią, sobą reprezentują. Dotyczy to także kwestii samorządowych, gdyż przecież lokalne plany rozwojowe w znaczym stopniu bazują na opracowaniach akademickich, a środowiska akademickie są często ich wyrazistymi krytykami.
Bez szybkiego podjęcia takich działań prawica jest skazana na dalsze porażki, okazjonalnie korzystając jedynie oportunistycznie z doraźnych porażek lewicy liberalnej.
Zostaw komentarz