– To już drugi samolot tego dnia – powiedział Szatniarz, którego zatrudniono do obsługi ruchu lotniczego.

Dużo jednak było fikcyjnych lądowań. Często zdarzało się, że Szatniarz pytał lotnika skrótowo: „co?” i otrzymywał równie lakoniczną odpowiedź: „jajco”. Po czym pilot odlatywał, pozostając na płycie lotniska tylko, żeby go poirytować.

– Gdyby on był szatniarzem, a nie lotnikiem, tak by się nie zachowywał – powiedział Szatniarz i zaciągnął na głowę wełnianą czapkę po dziadku.

Szatniarz smsem dostawał wiadomość o przylocie, miał przygotowane dwie czerwone chorągiewki, dla nawigacji, która w sumie była tylko dekoracyjna, bo piloci i tak wiedzieli gdzie lądować. W oczekiwaniu na samolot Szatniarz palił jeden za drugim papierosy bez filtra.

– Pan to jest kimś znaczącym tutaj? – zagadnął Szatniarza student V roku.

– Owszem, powiedział i schował w kieszeń paczkę najtańszych papierosów. – Ja jestem kierownikiem tego lotniska.

– No i? – zapytał student.

– No i sroi i gwizdnął na kundla, żeby pogryzł studenta.

– Rektor pan miał dziś przylecieć, powiedział Woźny, ale nie był w stanie odpalić papierosa. – masz pan ogień? – zapytał Szatniarza, a ten mu go użyczył. – Chwast mu w dupę, powiedział sam so siebie po cichu.

A Rektora pana jak nie było tak nie było. Teren lotniska był jednak oświetlony jak psu jajca w sierpniu. Wszyscy czekali na powrót Rektora pana z Mławy. To taka odległość, że samolot nawet nie wzbija się na przelotową, ale popierdziela 15 minut z olbrzymią stratą paliwa. Jednakowoż 3 minuty lotu w stosunku do ponad godziny jazdy autem, robi różnicę.

– Dlaczego kwiatów nie ma? – zapytał Rektor pan.

– Myśleliśmy, że Rektor pan znużył się już takimi dekoracjami.

– Wcale nie, odpowiedział, przekazuję je zawsze swoim kochankom. Nieoficjalnie oczywiście. – powiedział Rektor pan.

– To na dziś możemy już zamykać lotnisko? – zapytał Szatniarz.

– Na dziś tak, jutro lecę do Radomia. Przygotujcie samolot. – polecił Rektor pan.

Pilot postanowił spędzić noc w samolocie, okrywając się wełnianym kocem.