Wiadomo było od dawna, że coś śmierdzi, ale właśnie uchylono pokrywę śmietnika. Wielomilionowe projekty klimatyczna oparte na współpracy z firmami chińskimi, które pochłaniały dotacje z podatku od paliw wydają się istnieć jedynie na papierze.

Chodzi o kolejny „dobroduszny” pomysł urzędników Unii Europejskiej, który sprowadzał się do inwestowania pieniędzy europejskiego podatnika w projekty, których celem miała być redukcja emisyjności… gospodarki chińskiej.

Zarabiać na tym miały oczywiście wielkie koncerny paliwowe: brytyjsko-holenderski Shell, austriacki OMV, ale też rosyjski (a jakże!) Rosnieft i wiele innych.

Schemat był taki, że podpisywano wielostronne umowy z w ramach których część podatku paliwowego pobieranego z europejskich podatników miała finansować realizowane przez te koncerny w porozumieniu z partnerami chińskimi inwestycje przyczyniające się do redukcji emisji CO2 w Chinach.

Oczywiście – jak to w Unii, nikt niczego nie sprawdzał, liczył się wyłącznie obieg dokumentów i faktur.

No i okazało się, że w ten sposób radośnie rozliczano „oparte o najnowsze niskoemisyjne technologie” fabryki, których jeszcze w ogóle nie zbudowano, albo które są dopiero na bardzo wczesnym etapie budowy.

W aferę zamieszane są niemieckie instytuty odpowiedzialne za dozór techniczny, które „klepały” odbiory nieistniejąch zakładów i potwierdzały ich fantastyczną niskoemisyjność.

Wygląda na to, że w ten cudowny sposób przewalono grube miliardy euro.

I zapewne, jak zawsze w „porządnych” Niemczech – sprawa rozejdzie się po kościach utopiona w gabinetowych szufladach i partyjnych interesach.

Link do artykułu tutaj.

Obraz Engin Akyurt z Pixabay