Papieża Franciszka krytykowano za to, że nie rozumie Europy, a w tym kontekście, wojny na Ukrainie. To nie tak, On miał po prostu inny punkt widzenia bo był Argentyńczykiem. Latynosem, choć to określenie jest też wymysłem Europejczyków, którzy ten kontynent podbili i przez wieki łupili, palili, gwałcili. Przed Hiszpanami i Portugalczykami nie było ojczyzn, bo przez trzy stulecia okupowała ją garść innych, z dalekich ojczyzn. Przedtem, Ameryka Łacińska, dla Zachodu, nie istniała.
Tak się złożyło jakoś, że miesiąc temu kupiłem monumentalny reportaż Martina Caparrosa pt. „Nameryka”, argentyńskiego dziennikarza i prozaika, który przedstawił w nim genezę tego co dziś nazywamy Ameryką Łacińską.
Regionu, gdzie czterysta dwadzieścia milionów ludzi, w dwudziestu krajach, mówi tym samym językiem, dzieli historię i kulturę. Miewa te same problemy i troski.
Na kartach tej książki zabiera czytelnika w trudną i długą podróż do Meksyku, Caracas, Bogoty, Buenos Aires, La Paz czy El Alto.
Krytycy określili jego dzieło, liczące prawie 800 stron, „Biblią Ameryki Łacińskiej XXI wieku”.
I jest nim w istocie.
To rzecz pełna bólu, troski, ale też miłości do swego kraju i całego kontynentu, który dla Europy praktycznie nie istnieje.
No może z wyjątkiem Hiszpanii i Portugalii.
Caparros wyjaśnia europejskiemu czytelnikowi skąd się wziął tak silny, we wszystkich krajach „Nameryki” od Panamy, po Ziemię Ognistą, antyamerykanizm, antyimperializm w stosunku do potężnego sąsiada, Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej.
Pisze- „Latynoameryka zostaje określona w opozycji do tryumfującej Ameryki saksońskiej rasy.
Był to sposób na odróżnienie nas, ale też na pogodzenie się z klęską, przyznanie, że słowo Ameryka nas nie dotyczy, nie jest nasze.
I że Amerykanie z Północy planowali zagarnąć ją jeszcze bardziej, w tamtych latach USA zatrzymały jedną trzecią Meksyku” , a planowały podbić inne kraje Ameryki Południowej.
Gdy im się to nie udało, wpływały na tamtejsze kraje.
Obalały rządy, jak w Chile powoływały „swoje”, spolegliwe wobec Waszyngtonu.
Wspierały politycznie, finansowo i militarnie wojskowe junty, rabując przy okazji co się da i gdzie się da.
Kosztowało to Amerykę Łacińską dziesiątki tysięcy niewinnych ofiar. Mordowanych w kazamatach, jak w Chile, Argentynie, Paragwaju.
Zrzucanych z samolotów do oceanu. Żywcem.
Palonych i torturowanych na wszystkie możliwe sposoby dzięki „pomocy ” „ekspertów” z CIA przez lokalnych rzezimieszków.
W XIX wieku Torres, popełnił wiersz, który zatytułował „Obie Ameryki”, w którym napisał:
– ” żyje w Ameryce Łacińskiej rasa/co ma przed sobą rasę saksońską/ śmiertelnego wroga, który zagraża/ zniszczeniem sztandaru jej wolności”.
Nie dziwię się zatem, że USA, tak kochany przez nas sojusznik strategiczny, jest dla większości jej mieszkańców, jeśli nie wrogiem, to niepożądanym intruzem.
I musimy to przyjąć do wiadomości, jeśli chcemy tę Latynoamerykę zrozumieć.
Caparros kreśli obraz – jak ją nazywa – „Nameryki” jako kontynentu olbrzymich kontrastów: od wegetacji w Salwadorze, po względnie zamożny, Cono Sur (Południowy Róg), do którego należą: Chile, Urugwaj i Argentyna.
Różnice są ekstremalne i jest też wiele podobieństw, jak język, historia i kultura, które łączą wszystkie te „wymyślone ” państwa na kontynencie. Zrodzone z buntu hiszpańskich elit, osiadłych na tych terenach, przeciwko Madrytowi i Lizbonie.
„Latynoamerka” to kontynent potężny, choć dający zaledwie kilka procent światowego PKB.
Kojarzony przez nas z Maradoną, Pele, Puszczą Amazońską, przemocą i migrantami szturmującymi południową granicę USA.
To wszystko prawda, ale nie cała prawda.
Jeśli nie ma pozostawać dla nas, nadal, krainą wyłącznie mitów i stereotypów, musimy ją poznać i zrozumieć.
Bez nadymania się.
I tego cholernego, szkodliwego europocentryzmu.
O polonocentryzmie nie wspomnę.
Zostaw komentarz