Opowieść o patronie Placu w sercu wsi.
W samym sercu Naramy, tam, gdzie od wieków spotykają się ludzie – przy odpuście czy po mszy – dziś nie ma tablicy, nie ma pomnika, nie ma nawet znaku. Jest za to plac, z którego rusza autobus MPK nr 257 do Krakowa. Przy tym placu stoi remiza z numerem 1. I jest krzyż – kolejny, i zapewne nie ostatni w tym miejscu. Bo historia tamtego pierwszego ginie w odległych dziejach.
Plac bez tablicy, ale z imieniem
Autobus 257, krzyż, remiza. I Andrzej – choć nikt go nie widzi.
To właśnie ten plac – bezimienny dla oka, lecz nazwany w dokumentach i zapamiętany przez ludzi jako Plac imienia Andrzeja Naramskiego – stanowi punkt wyjścia do opowieści o człowieku, który nie tylko gospodarzył, ale też zapisał się w księgach jako dziedzic, świadek i uczestnik czasów, w których kształtowała się tożsamość tej okolicy.
Dla większości mieszkańców plac ten to po prostu przestrzeń – miejsce, gdzie czeka się na autobus, gdzie odbywają się zebrania i ważne uroczystości, gdzie ludzie się weselą i radują podczas festynów i zabaw. Czasem ktoś przystanie tam ot tak, dla odpoczynku, po wyjściu pod stromą ulicę Dębową, w dalszym ciągu zwaną „pod Tuleją”.
Ale dla tych, którzy pochylają się nad historią tej ziemi, imię Andrzeja Naramskiego ma głębszy sens. To nie tylko nazwisko z kroniki, lecz znak pamięci o człowieku, który był nie tyle bohaterem, co trwałym punktem odniesienia – dziedzicem, gospodarzem, świadkiem epoki. I przede wszystkim tym, dzięki któremu Narama, jako organizm, okrzepła na tyle, że mogła trwać i rozwijać się przez setki lat..
Kimże zatem był ów Andrzej Naramski herbu Nowina, że jego imię przetrwało ponad pięć wieków?
Andrzej – wnuk Heldwiga, syn Jana, gospodarz Naramy
Nie król. Nie wojewoda. Tylko dziedzic z rodu Nowina.
Nie był królem ani wojewodą. Nie przewodził wojskom, nie stawiał zamków. A jednak jego nazwisko powraca w źródłach, które dziś stanowią najcenniejsze świadectwo historii Naramy. Zapisane ręką pisarza sądowego, wśród spraw granicznych, zastawów, dziesięcin i opraw, pojawia się raz po raz – Andrzej z Naramy. Czasem jako powód, czasem jako świadek, czasem jako rycerz, który bronił swego prawa. To właśnie w tych dokumentach żyje jego prawdziwy portret.
Był wnukiem Heldwiga Połukopka — tego, który zdołał scalić rozdrobnione dobra i uczynić z Naramy samodzielną siedzibę rycerską, curię militaris. Nie on ją założył — instytucja ta istniała w Polsce już od czasów Bolesława Krzywoustego — ale to dzięki jego działaniom Narama zyskała trwały kształt rodowej dziedziny.
Był też synem Jana — człowieka czynu i rozumu, sądów i transakcji — który utrwalił pozycję rodu w ziemi krakowskiej. A wreszcie był tym, który – już jako Andrzej Naramski – przyjął nazwisko od miejsca, w którym się urodził i które było jego światem.
Źródła, z których czerpiemy wiedzę o nim, nie są zbyt bogate. To nie tylko księgi sądu ziemskiego krakowskiego z lat 1441-1471, gdzie zapisano jego udział w licznych sprawach majątkowych i rodzinnych, ale też fragmenty Liber beneficiorum dioecesis Cracoviensis autorstwa Jana Długosza, w którym wieś Narama została wymieniona jako siedziba rycerska z przynależną dziesięciną snopową i praedialną. Obok tych zapisów stoją ślady w regestrach parafialnych, kopiarzach i dokumentach kościelnych, które razem tworzą obraz nie tylko majątku, ale i człowieka, który nad nim czuwał.
Dziś, gdy patrzymy na nazwę placu w centrum wsi — choć bez tablicy, bez pomnika — widzimy nie tylko imię z przeszłości. Widzimy symbol trwania. Bo Andrzej Naramski to nie tyle postać z kroniki, ile jeden z ostatnich rycerzy, którzy z Naramy uczynili swoją curię — dom, obowiązek i dziedzictwo. To dzięki niemu wieś przetrwała w źródłach, a pamięć o niej — w słowie.
Andrzej Naramski nie działał w próżni. Był uczestnikiem swoich czasów — epoki dynamicznych zmian, napięć i przebudowy porządków. By go zrozumieć, trzeba zobaczyć tło — to, co działo się wokół: w Europie, w Królestwie Polskim, na dworze królewskim, w ziemi krakowskiej i w samym powiecie krakowskim.
Przecież lata 1441-1471 to czas, gdy świat chrześcijański chwieje się pod naporem wydarzeń. Upadek Konstantynopola w 1453 roku kończy epokę Bizancjum i wzmacnia Imperium Osmańskie. W zachodniej Europie dojrzewa humanizm, a wynalazek druku (1450-1455) zmienia sposób myślenia i przekazywania wiedzy. Na Węgrzech i w Czechach trwają napięcia dynastyczne i religijne, a Święte Cesarstwo Rzymskie pogrążone jest w rozdrobnieniu politycznym i gospodarczym.
Dwa lata po przejęciu gospodarstwa w Naramie, w 1444 roku, Andrzej Naramski dowiaduje się, że w bitwie pod Warną ginie król Władysław III Warneńczyk. Następuje bezkrólewie, które trwa aż do 1447 roku, gdy koronowany zostaje jego młodszy brat, Kazimierz IV Jagiellończyk. Ten okres przejściowy to czas wzmożonej aktywności możnych, ale też dojrzewania nowej roli szlachty ziemskiej. Kazimierz, prowadząc politykę dynastyczną – z Litwą i z Węgrami – umacnia władzę królewską, lecz zarazem musi szukać poparcia wśród szlachty, co skutkuje rozwojem jej znaczenia.
Wojna trzynastoletnia z Krzyżakami (1454-1466) nie tylko wyczerpuje skarb państwa, ale również wymusza współdziałanie Korony z szlachtą – która finansuje, zbroi i broni.
Kraków pozostaje wówczas centrum politycznym, naukowym i duchowym kraju. Od 1443 roku, po reformie kardynała Oleśnickiego, Uniwersytet Jagielloński odzyskuje znaczenie i przyciąga elitę intelektualną. Ziemia krakowska jest jednym z najludniejszych i najlepiej rozwiniętych regionów Królestwa. Działa tu gęsta sieć parafii, grodów, sądów ziemskich i grodzkich, a także kancelarii. To właśnie tutaj najsilniej widać przemiany społeczne: rosnącą aktywność szlachty średniej i drobnej, rozbudowę infrastruktury drogowej, postępujące zawłaszczanie gruntów i przekształcanie gospodarki.
Zaiste, czasy Andrzeja Naramskiego były to czasy wielkich przemian i niepewności. Polska, której granice ledwie od pół wieku odzyskały stabilność, wciąż nosiła blizny po rozbiciu dzielnicowym i najazdach. A w cieniu tych wydarzeń żyli ludzie tacy jak Andrzej – rycerze ziemscy, dziedzice drobnych curii, dla których codzienność oznaczała nie marsze na pola bitew, lecz troskę o plony, granice pól i zobowiązania wobec Kościoła i monarchy.
Wojna z Zakonem, trwająca od 1454 do 1466 roku, odbiła się echem także w Małopolsce. Nie wysyłano stąd wielkich zaciężnych, lecz królewskie uniwersały wzywały do wystawienia konnych rycerzy i kontrybucji pieniężnych. Można przypuszczać, że także z Naramy poszło kilku ludzi „na służbę królewską” – być może pod chorągiew kasztelana krakowskiego. Curia militaris Narama należała bowiem do tego rodzaju siedzib, które miały obowiązek zbrojnego pospolitego ruszenia. Nie była to jednak osada wojowników z mieczami w dłoni, lecz gospodarzy, którzy utrzymywali własny koński rynsztunek i pancerz – na wypadek, gdyby król wezwał.
Trzeba zaznaczyć, że w drugiej połowie XV wieku ziemia krakowska była jednym z najlepiej zorganizowanych regionów Królestwa. Działały sądy ziemskie i grodzkie, rejestrowano umowy zastawne i zapisy posagowe, a każda transakcja musiała być potwierdzona świadkami. Andrzej Naramski pojawia się w tych zapisach nie jako postać marginesowa, lecz jako uczestnik obrotu prawnego – człowiek, który potrafił czytać znaki swego czasu. Widzimy go w roli wierzyciela i świadka, jako stronę w sprawach granicznych i dziedzicznych – dokładnie tak, jak jego ojciec Jan w latach wcześniejszych.
Jednocześnie był to czas, w którym Kościół odgrywał pierwszoplanową rolę w życiu lokalnym. Każdy dziedzic był zobowiązany nie tylko do płacenia dziesięciny, lecz także do troski o utrzymanie kapłana w parafii macierzystej. Dla Naramy była to parafia w Korzkwi, lecz część świadczeń trafiała również do prebendy łątkowskiej przy katedrze wawelskiej — śladem dawnych nadawczych decyzji, których korzenie sięgają jeszcze XIV wieku.
Andrzej Naramski w tej sieci zależności zajmował miejsce człowieka środka — nie magnata, nie chłopa, lecz średniego rycerza, który z jednej strony odpowiadał przed królem i Kościołem, a z drugiej musiał dbać o porządek i byt w swojej wsi. Wielka polityka docierała do Naramy jedynie echem.
Na gościńcu krakowsko-żarnowieckim, biegnącym nieopodal, przejeżdżali posłańcy, rycerze i kupcy. Z wieży kościoła w Korzkwi widać było dymy Krakowa, a sam gród wawelski — choć odległy o dzień drogi — stanowił centrum, ku któremu zwracały się oczy każdego dziedzica z tej ziemi. Tam składano przysięgi, tam podpisywano dokumenty, tam też wpisywano nazwiska do ksiąg, które przetrwały po dziś dzień.
Tak wyglądało tło życia Andrzeja Naramskiego: świat drobnej szlachty, żyjącej między królem a plebanem, między orką a obowiązkiem rycerskim. Świat, w którym o wartości człowieka nie decydowało bogactwo, lecz pamięć — i zdolność zachowania własnego imienia w aktach i w ziemi.
W tym pejzażu historycznym ród Nowina nie należał do magnaterii, ale wyróżniał się liczebnością, przedsiębiorczością i lokalnym wpływem. Nie pełniąc najwyższych urzędów centralnych, był aktywny na poziomie ziemskim — jako właściciele curiae, uczestnicy sądów, granicznych rozgraniczeń i lokalnych transakcji.
Andrzej Naramski był przedstawicielem właśnie tej warstwy — samodzielnych dziedziców, których działania miały realne znaczenie. Zasiadał w sądach, bronił granic swojego dziedzictwa, dbał o sprawy rodzinne i kościelne. Występował jako właściciel curia militaris Narama — dziedziny rycerskiej, a nie duchownej, co potwierdzają zapisy w Liber beneficiorum Jana Długosza. I choć jego nazwisko nie przewija się w wielkiej polityce, to właśnie na barkach takich jak on rosła siła militarna, gospodarcza i dostatek Rzeczypospolitej.
To oni — nie książęta i biskupi — wznosili domy, zbroili się na wezwanie króla, fundowali ołtarze, wyznaczali granice wsi i płacili dziesięcinę. To ich rytm życia, drobiazgowo utrwalony w księgach ziemskich i parafialnych, tworzył rzeczywistość, którą dziś rekonstruujemy słowo po słowie.
Kiedy przeglądamy księgi sądu ziemskiego krakowskiego z lat 1441-1471, imię Andrzeja Naramskiego pojawia się z zadziwiającą regularnością. Nie był to więc dziedzic zamknięty w murach swojej curii, lecz aktywny uczestnik życia prawnego i społecznego ziemi krakowskiej. Wpisy te ukazują go w rolach, które najlepiej charakteryzują pozycję i obowiązki średniej szlachty XV wieku: jako powoda, pozwanego, świadka, właściciela gruntów, sąsiada w sprawach granicznych, a także opiekuna rodzinnego dziedzictwa.
Zacznijmy więc od tego, kim był. Andrzej Połukopek Naramski herbu Nowina (łac. Andreas Naramsky, nobilis de domo Nowina) był synem Jana Połukopka z Naramy, wnukiem Heldwiga — fundatora pozycji rodu w tej części ziemi krakowskiej. Pochodził z linii drobnoszlacheckiej, która wybiła się na samodzielność majątkową i tytularną. Nosił nazwisko Naramski od dziedziny, którą posiadał i w której znajdowała się jego curia militaris — siedziba o charakterze rycerskim, potwierdzona w Liber beneficiorum Jana Długosza.
Był mężem Anny, córki Tomasza Pszonki z Więcławic. Anna Pszonkówna pochodziła z rodu równie lokalnego, co znaczącego. Jej ojciec, Tomasz Pszonka, był dziedzicem Więcławic — wsi o tradycjach niemal równie dawnych jak Narama. Co ważne, rodzina Pszonków należała do szlachty o podobnym statusie majątkowym. Można więc wnioskować, że małżeństwo to nie było przypadkiem, lecz przemyślaną decyzją, która łączyła interesy rodzin, ziemie i wpływy. W tym sensie Andrzej nie tylko gospodarzył, ale i planował — myślał w kategoriach przyszłości rodu. Dzięki tym związkom rodzinnym ród Naramskich rozszerzał swoje wpływy nie tylko przez dziedziczenie ziemi, lecz także przez sieć pokrewieństw — co było typowe dla szlachty średniego szczebla w XV wieku.
Wspólnie z Anną doczekali się przynajmniej czworga dzieci: córki Doroty, która wyszła za Stanisława Skierkę ze Szczodrkowic, oraz trzech synów — Jana, Bernarda i Walentego. Synowie przejęli część obowiązków ojca jeszcze za jego życia, a po jego śmierci kontynuowali działalność gospodarczą i sądową. Bernard i Walenty pojawiają się później w dokumentach jako strony w sporach, właściciele części wsi, uczestnicy lokalnych układów i transakcji.
Andrzej należał do pokolenia, które już nie musiało wykuwać pozycji od zera — jego obowiązkiem było ją utrzymać, ugruntować i przekazać. W księgach sądu ziemskiego krakowskiego pojawia się jako aktywny uczestnik życia lokalnego: prowadzi spory o granice, reguluje sprawy rodzinne, zabezpiecza dziedzictwo synów, występuje jako świadek, powód i pozwany. Jego obecność w źródłach świadczy o tym, że był nie tylko dziedzicem, ale także jednym z filarów lokalnego porządku.
Niełatwo dziś wyobrazić sobie, jak wyglądało codzienne życie szlachcica średniego stanu w połowie XV wieku. Nie zasiadał w radzie królewskiej, nie urządzał wystawnych uczt z udziałem posłów i biskupów, nie był panem zamku z wieżami i bramą na łańcuchu. A jednak nosił herb, obracał znaczniejszymi sumami, sądził, dziedziczył i toczył spory sądowe. Codzienność takiego człowieka to nie tylko pieczęcie i dokumenty, ale i zmaganie się z realiami gospodarczymi: suszą, zbiorami, sporami o granice, leniwym karczmarzem, sąsiadem, co zaorał miedzę. I właśnie w tej codzienności wyrasta postać Andrzeja Naramskiego — dziedzica z Naramy.
Był gospodarzem nie tylko z nazwy. Trzymał pieczę nad młynem, który musiał pracować niezależnie od humorów rzeki i młynarza. Nad karczmą, z której czynsz winien spływać terminowo — choć nie zawsze się to udawało, bo karczmarze, jak to w owych czasach, miewali więcej dymu niż dochodu. Dbał o pola, na których siali zarówno kmiecie, jak i jego własna czeladź. Zasoby ziemi w dobrach naramskich nie były bezkresne, dlatego granice musiały być jasno ustalone. Zatem, siłą rzeczy, pojawiały się też konflikty.
Curia militaris – dwór, młyn, karczma, łany
Nie zamek. Ale dom z obowiązkiem miecza.
Narama była przecież curią militaris — siedzibą rycerską, z pełnym władztwem dziedzica nad ziemią i ludźmi. To on odpowiadał za stan mostów, bezpieczeństwo gościńca, czuwanie nad porządkiem, a nierzadko także za spory między sąsiadami.
Posiadał własny młyn, karczmę, pastwiska, łany kmiece. Sam Długosz wspomina go jako właściciela curiae militaris i odnotowuje, że dziesięciny z jego pól wożono własnymi wozami do plebanii w Korzkwi. Inne dochody — od chłopów i rzemieślników — trafiały do prebendy łętkowskiej. Tak wyglądała szlachecka codzienność: pomiędzy sprawami duchownymi a gospodarskimi, pomiędzy polami a kancelarią sądu grodzkiego.
Zachowały się wpisy w księgach sądowych, gdzie Andrzej toczył spory graniczne — raz jako pozwany, raz jako powód. W jednym z przypadków procesował się z sąsiadami z Więcławic o kawałek łąki, który — jak twierdził — od zawsze należał do jego ojca. W innym był świadkiem w sprawie o przejazd wozem przez cudzy łan — co dziś brzmiałoby jak drobnostka, lecz wtedy oznaczało stratę plonów, a zatem dochodu.
Niekiedy pojawiał się w sądach także jako gwarant — poświadczał wiarygodność dokumentów, aktów zastawu i dziedziczenia. Te działania wymagały nie tylko umiejętności czytania i pisania (choć sam dziedzic niekoniecznie pisał własnoręcznie — miał do tego pisarza), ale także zaufania, które lokalna społeczność musiała do niego mieć. Bo przecież wiarygodność była wówczas walutą cenniejszą od srebra.
Powołujemy się tu na Jana Długosza — wybitnego polskiego historyka, kronikarza, duchownego i dyplomatę, uznawanego za ojca polskiej historiografii. Jego najważniejszym dziełem są Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego — monumentalna historia Polski, którą pisał przez 25 lat aż do śmierci — oraz Liber beneficiorum dioecesis Cracoviensis. Właśnie w tym ostatnim dziele Długosz odnotowuje:
Item habet decimam manipularem in Narama sub parochia ecclesiae de Korzkew sita, cuius haeres Andreas Naramsky de domo Nowina…
Oznacza to, że w połowie XV wieku Narama należała do parafii w Korzkwi, a dziedzicem tej miejscowości był Andrzej Naramski herbu Nowina. Był on właścicielem curia militaris — siedziby rycerskiej, obowiązanym do składania dziesięciny snopowej (manipularis) na rzecz miejscowego proboszcza oraz do świadczeń na rzecz prebendy łętkowskiej przy katedrze wawelskiej.
Kiedy dokładnie przyglądamy się zapisowi w Liber beneficiorum Jana Długosza, rzuca się w oczy nie tylko fakt, że wieś Narama stanowiła pełnoprawną dziedzinę rycerską, ale też to, że jej właścicielem był Andreas Naramsky, nobilis de domo Nowina. Autor Liberu wyraźnie stwierdza, iż Andrzej posiadał w Naramie curia militaris — siedzibę rycerską, a nie dobra duchowne czy folwark plebański. Taka forma własności potwierdzała samodzielność rodu, wyodrębnionego już wcześniej przez Heldwiga Połukopka i jego syna Jana.
W czasach Długosza dziedzina Narama była jednak częścią złożonego systemu zależności kościelnych, a powinności dziesięcinne Andrzeja Naramskiego rozdzielone między różne instytucje duchowne. Jak czytamy w Liber beneficiorum, właściciel curii zobowiązany był do oddawania dziesięciny snopowej plebanowi w parafii Korzkiew, pod którą formalnie należała wieś. Długosz notuje:
Decimam manipularum in Narama sub parrochia ecclesiae de Korzkew sita, cuius haeres Andreas Naramsky, nobilis de domo Nowina. In qua sunt tres cum medio lanel cmethonicales… decima manipulans pro vicaria praefata et per incolas propriis curribus ducebatur in horreum et vicariae elementum…
Długosz odnotowuje istnienie kilku łanów kmiecych, karczmy z rolą, pastwisk i innych użytków gospodarczych, które łącznie tworzyły samowystarczalną jednostkę osadniczo-folwarczną. Wspomniana dziesięcina była dostarczana do plebanii wozami chłopskimi, co świadczy o realnym funkcjonowaniu systemu dziesięcin naturalnych.
Obok dziedzictwa rycerskiego, jakim była curia militaris Andrzeja Naramskiego, w Naramie funkcjonowała odrębna warstwa gospodarcza: łany kmiece i karczma z rolą, oddane w użytkowanie wolnym chłopom i rzemieślnikom. Nie byli oni chłopami pańszczyźnianymi, lecz samodzielnymi gospodarzami — czynszownikami, zobowiązanymi do płacenia czynszu dziedzicowi oraz dziesięciny duchowieństwu. Dziesięcina z tych gospodarstw trafiała nie do plebana z Korzkwi, ale — zgodnie z dawnym przydziałem — do prebendy Łątkowskiej przy katedrze wawelskiej.
Taki układ wskazuje, że obowiązki dziesięcinne były przypisane nie do osoby właściciela, lecz do konkretnego gruntu i jego użytkowników. Świadczenia te funkcjonowały obok dziedziny rycerskiej, tworząc złożony model własności i zależności, w którym Naramski pełnił rolę zarówno właściciela, jak i zarządcy terytorium działającego w ramach prawa kanonicznego i zwyczajowego.
Dwutorowość tych zobowiązań ukazuje skomplikowaną sieć zależności i podziału władztwa gruntowego w XV-wiecznej Małopolsce. Rola dziedzica polegała nie tylko na zarządzaniu ziemią i obronie granic, ale również na rzetelnym wypełnianiu obowiązków wobec instytucji duchownych — co czynił regularnie, sądząc po braku jakichkolwiek sporów z duchowieństwem w zachowanych aktach.
Taki układ — typowy dla struktur społecznych Małopolski w XV wieku — pokazuje, że Andrzej Naramski był dziedzicem osadzonym nie tylko w rzeczywistości gospodarczej i sądowej, ale także kościelnej. Nie pełnił wprawdzie funkcji urzędniczych, lecz przez sam fakt posiadania rycerskiej siedziby i obowiązków feudalno-kościelnych należał do warstwy lokalnych elit, które — choć nieobecne na kartach wielkiej polityki — stanowiły fundament trwałości Królestwa Polskiego.
Wojna 13-letnia, Warna, Konstantynopol – echo w Naramie
Król wzywa. Andrzej wozi dziesięcinę. Ale płaci.
A jakim człowiekiem widzimy go w dokumentach? Nie jest to napisane wprost, ale można to wyczytać między wierszami. Zachowane akta sądów krakowskich — zarówno grodzkich, jak i ziemskich — ukazują Andrzeja jako człowieka aktywnego, zaangażowanego, ale nie aroganckiego. Gdy trzeba było iść do sądu — szedł. Gdy należało zapłacić dziesięcinę — płacił. Co ważne, dziesięcinę z własnych pól dostarczał nie chłop, lecz on sam — wozem, do Korzkwi. To znak, że nie był wyzyskiwaczem, lecz dziedzicem w pełnym, dawnym sensie: odpowiedzialnym za ludzi, ziemię i relacje z Kościołem.
Warto przy tym zauważyć, że dziesięcina z karczmy i niektórych łanów trafiała do tzw. prebendy łętkowskiej, co wskazuje, iż chłopi z Naramy mogli być raczej czynszownikami niż klasycznymi poddanymi pańszczyźnianymi. Taki stan rzeczy nakładał na Andrzeja dodatkowe obowiązki: musiał nie tylko ściągać należności, ale też dbać, by poddani mieli z czego je płacić. Gospodarz, który doprowadził chłopa do nędzy, sam był nędzny.
W świecie, w którym szlachta dzieliła się już na tych „z herbem” i tych „z herbem i wpływami”, Andrzej Naramski należał do tej starszej, zakorzenionej warstwy — szlachty ziemiańskiej. Nie budował swojej pozycji przy królewskim dworze, lecz na gruncie. Dosłownie — na gruncie, który znał z nazw, z ludzi i z ukształtowania terenu. Wiedział, gdzie podmoknie po ulewie, gdzie najlepiej sypać owies, a gdzie posłać bydło na pastwisko. Nie potrzebował mapy ani GPS-u — znał każdy łan, każdy rów, każdą drogę, którą posłano chłopa z gęsią do Krakowa.
W tym właśnie przejawia się istota jego roli. Nie był tylko właścicielem — był gospodarzem w sensie staropolskim, czyli tym, który odpowiada nie tylko za dobytek, ale i za ludzi. Gdy sąsiad umierał bezpotomnie, dziedzic musiał czuwać nad schedą. Gdy chłopi pokłócili się o podział pastwiska — musiał rozstrzygać. Gdy pojawiła się zaraza — myślał nie tylko o zabezpieczeniu własnej stajni, ale i o tym, by na wsi nie zabrakło zboża na zasiew.
A przy tym wszystkim nie był samotnym zarządcą. Żył w świecie wspólnotowym, silnie zanurzonym w rytuałach i hierarchii. Współpracował z plebanem, który — jak w każdej wsi — był nie tylko duszpasterzem, ale i informacyjnym węzłem całej okolicy. Z pisarzem, który pilnował formy dokumentów i znaków herbowych. Z sąsiadami — raz w zgodzie, innym razem w sporze, ale zawsze w relacji, bo szlachcic średniego stanu nie mógł pozwolić sobie na izolację.
Przez takich ludzi jak Andrzej Naramski przewijała się też wczesna nowoczesność. Jeszcze nie w formie wielkiej polityki czy odkryć geograficznych, ale w przekształceniach gospodarki folwarcznej, w pojawianiu się nowych form pisma urzędowego, w monetarnym przeliczaniu świadczeń. W tym sensie Narama — choć z pozoru „zatopiona w czasie” — była miejscem, gdzie puls historii był wyczuwalny. I Andrzej, nawet jeśli nie w pełni go rozumiał, to z pewnością go wyczuwał.
Zresztą jego aktywność sądowa pokazuje, że był świadomy znaczenia dokumentu, zapisu, świadectwa. To nie był już świat tylko słowa i przysięgi — to był świat, w którym liczyło się, co zapisano i kto poświadczył. A Andrzej poświadczał często — nie tylko dla siebie, ale i dla innych. Był człowiekiem godnym zaufania. Nawet z akt sądowych z lat czterdziestych XV wieku wyłania się obraz Andrzeja z Naramy jako człowieka przedsiębiorczego i ruchliwego w interesach. Obracał się wśród okolicznej drobnej szlachty, zawierał umowy, zaciągał zobowiązania i równie często je egzekwował.
Za tymi zapisami — pozornie suchymi i urzędowymi — widać jego życie: spory, długi, małżeństwa, poręki i zastawy, czyli codzienność człowieka, który w świecie XV-wiecznej Małopolski musiał łączyć role gospodarza, prawnika, negocjatora i wojownika. Andrzej Naramski nie był możnym panem, ale potrafił poruszać się w sieci zależności, które łączyły szlachtę, chłopów, duchowieństwo i mieszczan Krakowa.
Długi, posagi, zastawy – rachunek ziemi
520 grzywien Heldwiga. 14 florenów w 1470. I Krejdlar z Krakowa.
Z akt sądowych z 1442 roku wyłania się też cień wcześniejszego pokolenia — Imrama z Naramy, stryja Andrzeja, czyli brata jego ojca Jana. Wdowa po nim, Stachna, występuje w sprawach spadkowych, co pozwala sądzić, że ród Naramskich miał już ugruntowaną pozycję w okolicy na długo przed Andrzejem.
W 1445 roku widzimy go jako dłużnika plebana ze Szreniawy — trzech grzywien i jednego wiardunku. Kościół, jak zawsze, cierpliwie czekał, ale upominał się o swoje. Rok później sytuacja się odwraca: Stanisław ze Szczodrkowic zobowiązuje się oddać dziewięć florenów długu Andrzejowi z Naramy, a kara za zwłokę miała być podwójna. Widać, że Andrzej umiał także pożyczać — nie tylko brać.
Rok 1447 przyniósł kumulację spraw — jakby w jednym roku zamknęło się kilka rozdziałów życia. Najpierw zapisał 18 grzywien długu Spytkowi Karniowskiemu, potem 50 grzywien szwagrowi, Janowi Orlaszowi z Mniszowa, z tytułu posagu za siostrę Katarzynę. W tym samym czasie zrzekł się na rzecz brata praw do dóbr ojczystych i macierzystych w Naramie — co zapewne było częścią rodzinnego podziału majątku po ojcu.
Tamtego roku sąd skazał go także na karę 14 grzywien za niestawienie się na wezwanie kasztelana i starosty krakowskiego — nie pierwszy i nie ostatni raz, gdy obowiązki w terenie zderzyły się z literą prawa. Z kolei wdowa Helena z Więcławic i Jan Pielgrzymowski złożyli protest, chcąc wpisać porękę za Andrzeja, lecz nie zostali wysłuchani.
Wszystko to układa się w mozaikę życia szlachcica, który miał wiele spraw naraz — długi, posagi, poręki, procesy, ale i zaufanie ludzi, gotowych ręczyć za jego słowo. Z tego samego roku pochodzi też wpis, że Jan z Pielgrzymowic zobowiązał się zapłacić Andrzejowi 20 grzywien posagu za Annę, córkę Tomasza Pszonki z Więcławic, której poręczycielem była wdowa Helena.
Niedługo potem Andrzej Połukopek z Naramy oprawił swojej żonie Annie — tej samej Pszonkównie — po 50 grzywien posagu i wiana na połowie Naramy. W 1447 roku zawiera umowę posagową związaną z Anną, córką Tomasza Pszonki z Więcławic — rodu dobrze znanego wśród małopolskiej szlachty. Oprawia jej 50 grzywien posagu i tyleż samo wiana na połowie swoich dóbr. To już nie spór, lecz gest szlachetny i dalekowzroczny — zapewnienie bezpieczeństwa żonie na wypadek jego śmierci. I znów widać gospodarza, który rozumiał, że ziemia to nie tylko twardy grunt, ale też zobowiązanie wobec rodziny.
Zapis ten, zachowany w aktach ziemskich, jest jednym z najstarszych świadectw własności wsi Narama. Widać w nim człowieka dbającego o porządek w sprawach rodzinnych i majątkowych, działającego zgodnie z obowiązującym prawem ziemskim.
W 1448 roku jego spory z Garlicą i Karniowem dobiegają końca: Spytek Karniowski kwituje spłatę 18 grzywien, choć zaraz potem Heldwig z Garlicy składa protest, że czterech grzywien nie otrzymał. Widać, że Andrzej lubił dopinać rzeczy po swojemu — i nie zawsze w terminie. Ale nie był człowiekiem nieuczciwym. Kilka miesięcy później w aktach pojawia się jego kwit z Pielgrzymowic: spłata czterech grzywien i sześciu florenów z długu jego żony Anny, córki Heleny Pszonczyny. Był więc dokładny i konsekwentny — choć czasem z opóźnieniem, zawsze kończył to, co zaczął.
Z początkiem roku 1450 Andrzej z Naramy był już człowiekiem doświadczonym. Minęło przeszło dziesięć lat od pierwszych jego wpisów w księgach, a imię Andreas de Narama było dobrze znane pisarzom ziemskim i grodzkim. Nie był to już młody dziedzic uczący się życia, lecz człowiek, który umiał operować zapisem, zastawem i poręką — jak prawdziwy kupiec w kontuszu.
W styczniu tego roku zastawił za trzydzieści grzywien swojemu szwagrowi, Janowi z Mniszowa, dwa łany osiadłe i jeden pusty w Woli Więcławskiej — tytułem posagu za siostrę Katarzynę. Do spłaty pozostawało jeszcze dwadzieścia dwie grzywny, a więc niemała suma. Widać, że więzy rodzinne i majątkowe splatały się w jego życiu gęsto jak miedze między polami — zawsze ktoś komuś był winien coś, zawsze coś się dziedziczyło, oprawiało albo zastawiało.
Tego samego roku Andrzej został współporęczycielem za Jakuba Sieborowskiego, że ten stawi się przed sądem grodzkim pod zakładem pięciuset grzywien. To nie byle jakie zobowiązanie — pięćset grzywien to była fortuna, za którą można było kupić kilka wsi. Zgodził się, bo znał ludzi i wiedział, komu można ufać, a komu nie. W świecie drobnej szlachty poręka była czymś więcej niż papierem — była kwestią honoru. Kto raz dał słowo, musiał dotrzymać go nawet po latach.
Z kolei Błażej ze Szczodrkowic zobowiązał się zapłacić mu dziesięć grzywien długu pod rygorem wwiązania w swoje dobra. Andrzej miał z tych włości sześć grzywien czynszu, co pokazuje, że umiał zabezpieczać swoje należności nie tylko słowem, ale też ziemią. Niedługo później w tych samych księgach czytamy, że Spytek Karniowski z Giebułtowa winien mu dwadzieścia cztery grzywny — a więc kolejny dowód, że Naramski obracał poważnym kapitałem.
Kiedy jednak Błażej nie wypłacił długu w terminie, Andrzej z Naramy złożył protest, że był gotów przyjąć pieniądze, lecz ich nie otrzymał. Drobny szczegół, a widać z niego temperament człowieka skrupulatnego: nic nie mogło pozostać „bez znaku w księdze”.
W 1451 roku jego imię pojawia się przy kolejnym zobowiązaniu — dwadzieścia grzywien długu wobec Elżbiety z Marszowic. Nie wiemy, czy była to pożyczka, czy może spłata w ramach jakiejś umowy rodzinnej, ale fakt, że kobieta występuje tu samodzielnie, świadczy, iż Andrzej obracał się w środowisku, gdzie kobiety szlacheckie potrafiły dochodzić swoich praw.
W 1452 roku sąd odnotował, że Stanisław z Garlicy Średniej ręczy Andrzejowi z Naramy za Stanisława i Elżbietę z Maszyc, iż skasują w księgach zapis o dwudziestu grzywnach długu. Z kolei rok 1453 przyniósł rozwiązanie starego sporu z Mikołajem z Garlicy: ten domagał się „prawa bliższości”, czyli możliwości wykupu ziemi, którą wcześniej posiadała Elżbieta, lecz sąd uznał roszczenie Andrzeja — bo ten spłacił całą należność. To był sukces — kolejny kamień w murze, którym otaczał swoją pozycję.
W 1454 roku zaciągnął nowe zobowiązanie wobec Stanisława z Garlicy — czternaście florenów węgierskich długu — i na zabezpieczenie dał połowę ról dworskich oraz pola dwóch kmieci: Jana Wyszarka i Macieja Taczki. Dla współczesnych był to zwyczajny sposób poręki, ale dla nas to bezcenne świadectwo, że Andrzej miał własny folwark, dwóch osiadłych kmieci i dwór — nie w sensie pałacu, lecz murowanego domu rycerskiego z zabudowaniami. Narama była więc pełnoprawną curia militaris — i to w rozkwicie.
Z lat późniejszych wiemy jeszcze, że Andrzej z Rzeplina winien był mu dziesięć grzywien (1457), a rok później — dziesięć florenów węgierskich. Widać, że Naramski wciąż obracał gotówką i wierzytelnościami — był człowiekiem zaufania, który umiał dochodzić swego, ale też pożyczał tym, którzy wpadli w kłopoty.
Ostatni zapis z tego cyklu pochodzi z 1464 roku. Czytamy tam, że Andrzej Połukopek z Naramy ręczył Mikołajowi Pszonce za Jana Mniszowskiego, iż jeśli Pszonka wygra w sądzie sprawę o dziewięć grzywien, to on — Andrzej — zwróci mu te pieniądze. Znów widzimy go w roli człowieka „pomiędzy”: łączącego interesy rodzinne, majątkowe i sądowe. W tych drobnych porękach i dziewięciu grzywnach długu pobrzmiewa echo całego życia — nie rycerskiego, lecz gospodarskiego, opartego na reputacji i słowie.
W latach sześćdziesiątych XV wieku Andrzej z Naramy był już człowiekiem w sile wieku — ale i głęboko uwikłanym w sprawy ziemi, sądów i sąsiadów. Nie był to już czas pożyczek i posagów, lecz czas granic, sporów i starych rachunków. Świat wokół niego zgęstniał: chłopi się mnożyli, pola dziedziczyli bratankowie, miedze przesuwały się z każdym oraniem. Każdy chciał coś udowodnić, każdy pamiętał, że „za ojców było inaczej”.
W 1466 roku Andrzej pojawia się w sądach wespół z braćmi Janem i Stanisławem ze Szczodrkowic — raz jako pozwany, raz jako powód. Lista nazwisk w aktach ciągnie się jak łańcuch granicznych kamieni: Mikołaj, Paweł, Jan Noy, Wojciech i Jan Wojewodkowie, Błażej i Grzegorz Flak — wszyscy ze Szczodrkowic, wsi, z którą Narama graniczyła od zachodu. To nie był już spór o jeden zagon — to był wieloletni konflikt sąsiedzki, jakich w XV wieku nie brakowało.
Z jednej strony stali dziedzice z Naramy, z drugiej — rozrodzona szlachta ze Szczodrkowic, gdzie kilku braci gospodarowało na wspólnej ziemi, bez dokładnego podziału. Każdy miał swoją rację, a każda granica była „odwieczna”, lecz żadna niepewna. Takie spory ciągnęły się latami — od wezwania do wiecu, przez poręki, aż po ugody, których i tak mało kto dotrzymywał. Były to czasy, gdy granice między wsiami i dziedzinami nie były jeszcze trwale ustalone: płoty przesuwano, miedze znikały po każdej orce, a spory o „łan pola” mogły ciągnąć się całe pokolenia.
Nie brakowało też spraw rodzinnych. Jego siostra Katarzyna, zamężna z Janem z Mniszowa, zrzeka się na rzecz brata praw do dóbr ojczystych i macierzystych w Naramie. W zamian Andrzej zobowiązuje się wypłacić szwagrowi 50 grzywien posagu w ciągu dwóch lat. Takie umowy rodzinne były częste wśród drobnej szlachty, która wolała utrzymać majątek w jednym ręku, niż doprowadzić do jego rozdrobnienia.
Rok 1467 przynosi kolejne wezwania. Andrzej Narębski — jak wówczas zapisywano jego nazwisko — znów staje wśród Błażeja, Mikołaja, Wojciecha i Jana Wojewodków, Pawła i innych ze Szczodrkowic. Sąd wyznacza im termin „na wiec” — lokalny zjazd, podczas którego w obecności świadków miano ustalić przebieg granic. Z dzisiejszej perspektywy brzmi to sucho, ale w tamtych czasach był to dzień napięcia: zjeżdżali sąsiedzi, świadkowie, chłopi z kijami wskazywali kamienie, a pisarz notował, kto komu przyznał rację. Andrzej z pewnością znał każdy z tych pagórków między Naramą a Szczodrkowicami — kamień pod dębem, potok, zagon, który sporny był od pokoleń.
W tych samych latach pojawia się jego spór z Janem Nekandą z Grzegorzowic — człowiekiem z rodu często występującego w aktach krakowskich. Raz Nekanda był jego dłużnikiem, raz przeciwnie — właścicielem ziemi, którą Andrzej trzymał w zastawie.
W 1468 roku Helwig z Garlicy Górnej, dobrze mu znany z wcześniejszych transakcji, ustąpił mu za czternaście florenów węgierskich jeden łan w Garlicy Dolnej — trzymany wcześniej właśnie od Jana Nekandy. Widać więc, że ziemia krążyła między szlachtą niczym moneta. Wkrótce potem Andrzej pozywa Nekandę, a następnie kwituje go ze spłaty pięćdziesięciu florenów. Gdy Nekanda spłacił dług, Andrzej umorzył wszystkie terminy sądowe — dowód, że był człowiekiem słownym i uczciwym w sprawach majątkowych.
W tym samym roku jego imię pojawia się w ciekawym kontekście: Stanisław Święszkowic z Wilczkowic wydzierżawia część dóbr braciom Janowi i Mikołajowi, którzy mają płacić czynsz „do rąk Andrzeja Narębskiego”. Był więc czymś w rodzaju lokalnego plenipotenta — człowieka, który pośredniczył w rozliczeniach między sąsiadami. To pokazuje jego pozycję: był kimś, komu się ufało, kto miał opinię sprawiedliwego i skrupulatnego.
W 1469 roku Jan ze Szczodrkowic zastawia mu jeden łan w Owczarach za jedenaście grzywien. Na tej ziemi siedzieli chłopi Andrzej i Maciej Jarze, płacący czynsz w wysokości jednej grzywny rocznie. To już konkretna inwestycja: z zastawu Andrzej czerpał stały dochód, a przy tym umacniał swoje wpływy w sąsiednich wsiach. Widać, że jego majątek i reputacja sięgały daleko poza Naramę — do Owczar, Szczodrkowic, Garlicy i Grzegorzowic.
Rok 1470 przyniósł mu zapewne ostatnie większe zamieszanie. Wtedy Helwig z Garlicy i Andrzej z Naramy podzastawili za czternaście florenów węgierskich łan w Garlicy Mikołajowi Krejdlarowi z Krakowa — rajcy i mieszczaninowi, który udzielał pożyczek szlachcie. To dowód, że Andrzej obracał się już w kręgach miejskich, gdzie pieniądz był twardszy niż słowo.
W tym samym 1470 roku jego nazwisko znów przewija się w aktach grodzkich krakowskich — tym razem w sprawach o pokój i pojednanie. Jakub z Dębna, ówczesny starosta krakowski, nakłada na Andrzeja z Naramy i Bogufała z Pękowic zakład w wysokości 60 grzywien, aby „żyli w pokoju, a swoich krzywd dochodzili przed sądem”. Był to środek typowy dla ówczesnego prawa ziemskiego — kara pieniężna miała zapobiec dalszym rękoczynom i zapewnić, że zwaśnione strony będą dochodzić racji legalnie.
Nie wiemy, co ich poróżniło — może granica, może kobieta, może słowo wypowiedziane przy winie. Ale w tym geście widać już cień wieku: starosta nakazuje zgodę, jakby wiedział, że spory te ciągną się z pokolenia na pokolenie i nigdy nie mają końca.
Jeszcze w tym samym roku pojawia się jego nazwisko obok Barbary i Bogufała z Pękowic oraz Katarzyny Przybkowej z Przybysławic — wszyscy umorzyli między sobą dawne terminy i pozwy o podział dóbr.
Choć w księgach sądowych imię Andrzeja z Naramy pojawia się najczęściej przy zapisach o grzywnach, posagach i zastawach, równie ważny jest inny trop — ten, który prowadzi na podwórze jego dworu, między chłopskie zagrody i pola. Tam właśnie toczyło się prawdziwe życie dziedzica: nie tylko wśród pergaminów i pieczęci, ale pośród ludzi, którzy dla niego orali, pasali — i czasem uciekali.
W połowie XV wieku zależność między chłopem a panem nie była jeszcze niewolą, lecz rodzajem wzajemnego zobowiązania — czymś na kształt małego lenna. Chłop nie był własnością pana, lecz jego poddanym w znaczeniu prawnym i gospodarczym. W zamian za ochronę i opiekę oddawał czynsz, pracował w polu należącym do dworu, czasem świadczył pomoc konną albo rzemieślniczą. Miał jednak prawo występować przed sądem, wnosić skargi i zawierać umowy — a więc zachowywał pewną podmiotowość, jakiej pozbawi go dopiero wiek następny.
Żeby była jasność: wieś XV wieku nie była wspólnotą równych ludzi. Była jak ciało — z głową, sercem i rękami, z których każda część miała swoje miejsce i obowiązek. Na czele tego organizmu stał dziedzic — w tym wypadku Andrzej Połukopek z Naramy. Pod nim rozciągała się struktura, której każdy szczebel znał swoją miarę: kmiecie, zagrodnicy, poddani służebni, a czasem karczmarz i owczarz.
Kmiecie byli trzonem gospodarki wsi. Otrzymywali działkę ziemi — łan, pół łanu, czasem mniej — w zamian za czynsz i robociznę. Ich praca zapewniała dworowi chleb i utrzymanie, a im samym — stabilność, choć nie wolność. W księgach ziemskich czytamy o nich rzadko, tylko wtedy, gdy coś poszło nie tak: bójka, rana, ucieczka lub spór o granice. Ale między wierszami można wyczuć, że byli to ludzie znani panu po imieniu, nie anonimowe sylwetki. Bo przecież dziedzic Andrzej nierzadko „stawał o swoją karę” razem z nimi — co znaczy, że w oczach sądu odpowiadał za ich czyny jak ojciec za dzieci. Nie była to relacja oparta wyłącznie na przymusie, raczej na wzajemnym zobowiązaniu i ochronie, jaką gwarantował system prawa niemieckiego.
Niżej od kmieci stali zagrodnicy i komornicy — ludzie bez własnej ziemi lub z maleńkimi działkami, często wykonujący roboty przy dworze, w stodole lub owczarni. W strukturze wsi nie brakowało też sług dworskich — ludzi pomiędzy wolnością a zależnością. Byli to kucharze, stajenni, owczarze, pasterze — ci, którzy spali w sieniach dworu, jadając resztki po pańskiej wieczerzy. W zamian mieli pewną stabilność i, co nie bez znaczenia, bezpieczeństwo. To spośród nich wybierano często świadków i posłańców; to oni przekazywali wolę pana chłopom, a chłopskie wieści — panu. W ten sposób dwór i wieś oddychały jednym rytmem.
To był świat, w którym hierarchia społeczna istniała, ale nie była jeszcze murem. Każdy miał swojego przełożonego — chłop pana, pan starostę, starosta króla — lecz między nimi wciąż zachodziła wymiana obowiązków i zobowiązań. Nie było jeszcze przymusu osobistego ani pańszczyzny w dzisiejszym sensie. Zależność ta opierała się raczej na porządku i obyczaju, nie na przemocy. Dopiero następne stulecie, wraz z upadkiem miast i rosnącą potęgą szlachty, zniekształci ten stary porządek, przekształcając zależność w niewolę.
Chłopi z Naramy, Szczodrkowic, Garlicy czy Maszyc nie byli bezimienną masą, lecz uczestnikami lokalnego życia gospodarczego: pożyczali pieniądze, ręczyli za siebie nawzajem, prowadzili spory i zawierali układy z drobną szlachtą. W aktach z lat czterdziestych XV wieku pojawia się nawet Stanisław z Garlicy, który ręczy za długi innych, oraz Mikołaj z tej samej wsi — ludzie wolni, gospodarze, na tyle majętni i uczciwi, by ich słowo miało wagę.
Dla Andrzeja Naramskiego ta sieć zależności była czymś więcej niż narzędziem gospodarki. Była gwarancją jego pozycji społecznej. W ówczesnym świecie wartość rycerza nie mierzyła się tytułami ani herbami, lecz liczbą ludzi, za których odpowiadał. To ich praca pozwalała mu płacić grzywny, spłacać posagi i toczyć procesy o granice. Bez nich nie byłby niczym — nawet herb Nowina nie błyszczałby tak jasno, gdyby nie pot z czoła Kretka czy Taczki.
Kretek, Owczarz, Taczka – chłopi z imionami
Nie masa. Ludzie. Za których Andrzej staje w sądzie.
Już w 1442 roku spotykamy w aktach jego poddanego — Stanisława Owczarza z Naramy. To jedna z tych rzadkich scen, w których chłop występuje z imienia i zawodu. Stanisław, niegdyś owczarz Andrzeja, próbował usamodzielnić się: najął się do pracy u Macieja Szczodrkowskiego z Michałowic, a potem wdał się w spór z tamtejszym wójtem i przysięgłymi. Sąd nakazał mu wwiązanie w dom i rolę, lecz miejscowi ławnicy odmówili wykonania wyroku.
Owczarz był zapewne człowiekiem ruchliwym, może porywczym, a może po prostu zdesperowanym — próbował przenieść się do Michałowic, gdzie obiecano mu kawałek ziemi i dom, ale nie dopuszczono go do własności. Jego historia to echo pierwszych prób wyrwania się chłopa z więzów zależności.
Z punktu widzenia Andrzeja był to jednak człowiek „poddany” — czyli przynależny do jego dworu i opieki, nawet jeśli chwilowo służył innemu panu. Dlatego dziedzic z Naramy musiał stawać w sądzie i „stać o swoją karę”, gdy jego dawny owczarz wplątał się w proces z przysięgłymi z Michałowic.
W tym przypadku Andrzej rzeczywiście staje „o swoją karę” — bierze na siebie odpowiedzialność za postępowanie poddanego, zgodnie z ortylem prawa niemieckiego. To znamienne: nie ukrywa się, nie zrzuca winy, lecz uczestniczy w procesie, jak przystało na pana, który czuwa nad ludźmi swego domu.
To ważny przykład: pokazuje, że w połowie XV wieku zależność między panem a chłopem nie była jeszcze osobistym poddaństwem, lecz miała charakter prawny i gospodarczy. Chłop był zobowiązany wobec swego pana, ale miał też własne prawa, których mógł dochodzić przed sądem. Andrzej występuje tu raczej jako opiekun i gwarant, nie jako surowy feudał.
W tle tego procesu słychać echa średniowiecznej migracji chłopów — ludzie przechodzili od pana do pana, jedni uciekali, inni byli przekupywani obietnicą lepszej ziemi lub lżejszego dnia. Andrzej z Naramy „staje o swoją karę”, jak notuje księga.
Rok 1442 przynosi też inną postać — Małgorzatę, żonę Baksika z Naramy, która pozywa Mieczysława z Nowej Wsi o przewlekłe terminy sądowe. I tu również pojawia się zapis: „Andrzej z Naramy staje o swoją karę”. To nie tylko formuła prawna, lecz znak, że miał w swoich rękach sąd i odpowiedzialność za wszystkich mieszkańców Naramy — nawet za kobiety i wdowy, które znajdowały się pod jego opieką.
W tych krótkich wzmiankach pobrzmiewa echo władzy paternalnej: pan dziedziczny był nie tylko właścicielem ziemi, ale i gwarantem porządku, sędzią w drobnych sprawach, reprezentantem swoich ludzi przed sądem królewskim. Taki Baksik mógł być kmieciem, mógł być też rzemieślnikiem dorabiającym przy dworze — kowalem, cieślą, może karczmarzem. W każdej wsi musiał być ktoś, kto potrafił okuć pług, naprawić koło czy wystrugać belkę pod dach. Zazwyczaj tacy ludzie mieli większą niezależność — mogli handlować, pożyczać narzędzia, a nawet udzielać kredytu innym poddanym. Ale i oni byli objęci opieką pana, który odpowiadał za ich czyny wobec prawa.
W 1445 roku pojawia się sprawa z zupełnie innej sfery — Jan z Damic pozywa kmiecia Macieja z Naramy i jego syna Staszka o poranienie. Nie wiadomo, kto komu zadał rany, ale musiała to być bójka między ludźmi z sąsiednich wsi. W takich przypadkach odpowiedzialność ponosił także pan — stąd obecność Andrzeja w sądowych zapisach. Widać, że jego ludzie byli zadziorni — a może po prostu bronili swojego. Jak to chłopi w XV wieku, gdy wioski żyły w gęstym splocie małych sporów i długiej pamięci o każdej granicy i każdym kłosie.
Jeszcze ciekawszy epizod pochodzi z 1448 roku, gdy Jakub Pieniążek z Iwanowic — przedstawiciel znanego rodu rycerskiego — oddala pozew Andrzeja Połukopka z Naramy „o zbiegłego kmiecia”.
To scena jak z kroniki życia ziemiańskiego: chłop uciekł, zapewne w poszukiwaniu wolności lub lepszej doli, a pan ruszył z pozwem, by go odzyskać. W tamtych czasach zbiegostwo było plagą — szczególnie na ziemi krakowskiej, gdzie szlachta rywalizowała o dobrych gospodarzy. Każdy uciekinier oznaczał stratę nie tylko pracy, ale i czynszu, a sądy pełne były takich spraw. Andrzej zatem nie był wyjątkiem — dbał o swoje prawa jak każdy gospodarz i rycerz, którego pańskie dochody wyznaczała liczba rąk do orki.
W kolejnych latach imiona jego poddanych pojawiają się w księgach coraz częściej: Jan z Naramy (1462), Maciej Tączka (Thączka) — zapewne chłop lub karczmarz, od którego płynęły grosze do dworu — i wreszcie Świętosław Kretek (1467), który „osobistą przysięgą” uzyskał odszkodowanie od Jakuba Damickiego za „dwie rany sine i dwie krwawe”. I znów: „Andrzej Narębski staje o swoją karę przy swoim poddanym”. To zdanie mówi więcej o stosunkach feudalnych niż całe traktaty. Bo oto dziedzic z Naramy — rycerz, szlachcic, procesujący się z panami z Garlicy i Szczodrkowic — przychodzi do sądu, by stanąć za prostym chłopem, który został pobity. Nie dlatego, że go kochał, ale dlatego, że prawo i obyczaj nakazywały panu stać za swoim człowiekiem — jak ojciec za synem. W tym tkwiła siła i porządek ówczesnej wsi: każdy miał swojego pana, a pan miał swoją odpowiedzialność.
Pod koniec jego życia, w latach sześćdziesiątych XV wieku, Narama była już zapewne dobrze zorganizowaną wsią o ustalonej hierarchii i czynszach. Chłopi mieli obowiązki wobec dworu, a dwór wobec plebana i diecezji krakowskiej. Wszystko to razem tworzyło porządek, który przetrwał wieki — aż do czasów, gdy prawo pańszczyźniane zaczęło pękać, a wolność, o której marzył taki Owczarz z Naramy, przestała być snem.
W 1469 roku pojawia się też zapis, że Jan ze Szczodrkowic zastawił Andrzejowi z Naramy łan w Owczarach, na którym siedzieli dwaj kmiecie — Andrzej i Maciej Jarze, płacący coroczny czynsz w wysokości jednej grzywny. To dowód, że Andrzej potrafił inwestować nie tylko w ziemię, ale i w dochodowe dzierżawy.
W ostatnich latach życia Andrzej coraz częściej pojawia się w źródłach jako osoba uczestnicząca w procesach, arbitrażach i spłatach zastawów. Miał już wtedy około pięćdziesięciu lat — wiek poważny, jak na tamte czasy. Dokumenty z lat 1470-1471 wspominają jego nazwisko po raz ostatni, wśród innych rycerzy i dziedziców Małopolski.
Śmierć w 1471. Plac w 2025. Narama trwa
Zmarł. Ale nie zniknął. Bo Narama nie zniknęła – jak Łuszczewice czy Zakrzów.
Zmarł w 1471 roku, zamykając długą linię dziedziców, którzy od czasów Heldwiga i Jana Połukopka utrzymywali w Naramie rycerską curię — dwór będący ośrodkiem lokalnego życia i punktem odniesienia dla całej okolicy. Po jego śmierci majątek przeszedł na potomków, lecz imię Andrzeja Naramskiego — Narębskiego, jak zapisali skrybowie — pozostało w aktach sądowych jako ślad człowieka czynnego, praworządnego i zakorzenionego w swojej ziemi.
To zapewne jedna z ostatnich spraw, w których występował Andrzej Naramski. Po niej jego imię znika z akt. Wiemy tylko, że zmarł w roku 1471, pozostawiając po sobie pamięć człowieka, który przez trzydzieści lat budował, pisał, procesował się i pojednywał — człowieka, który z ziemią walczył i ją kochał.
Był ostatnim z rodu Połukopków, który pamiętał jeszcze Heldwiga i Jana. Po nim Narama pozostała już tylko nazwą w księgach — ale pod nią kryło się życie, które tętniło rytmem sądów, granic i zaprzysiężonych umów. Andrzej Połukopek z Naramy był człowiekiem swoich czasów: nie księciem, lecz rycerzem-gospodarzem, który częściej niż mieczem władał piórem i słowem. W księgach grodzkich i ziemskich przewija się przez trzy dekady — toczący sprawy, poręczający, spłacający długi i stający za swoimi chłopami, gdy trzeba było stanąć „o karę podług ortylu”. Nie był to świat bajkowy, lecz świat ludzi obowiązku i rachunku — takich, którzy bronili swego pola tak samo jak imienia.
Po nim pozostał nie tylko zapis w aktach sądowych, ale i pamięć o ludziach, którzy z jego rodu wyszli — Janie, Walentym, Bernardzie i Stanisławie. To właśnie oni przejęli po nim dziedzictwo, którego ślady widać jeszcze w surowych liniach pergaminu. Lecz los nie oszczędził następnego pokolenia. Jeden z jego synów zginął z ręki Mikołaja z Kończyc — w czasach, gdy sprawiedliwość wymierzano główszczyzną, a winę zmywała nie zemsta, lecz srebro.
Ale to już temat na inną opowieść. O tej historii — o procesach, sporach i karze „głowy” za zabicie dziedzica Naramy — opowiemy w kolejnym artykule. Bo dzieje Andrzeja i jego potomków nie kończą się w sądowych zapiskach. Trwają tu, między pagórkami, w nazwisku wciąż żywym w ustach ludzi i w pamięci miejsca, które jego imię nosi.
Dlatego gdy dziś staniesz w centrum Naramy, na Placu im. Andrzeja Naramskiego, będziesz już wiedział, dlaczego mieszkańcy postanowili uhonorować jego osobę — człowieka, który dzięki swojej pracy, zaradności i dobrej współpracy z poddanymi dał trwałe podwaliny ekonomiczne pod rozwój majątku i wsi. Wsi, która przetrwała wieki i nie zniknęła z mapy — jak dwie sąsiednie miejscowości, o nazwach Łuszczewice i Zakrzów, i po których nie ma dziś śladu, jeno ostały się zapisy ich nazw w starych, stareńkich pergaminach.
A także jego samego — jako człowieka, którego życie spoiło historię tej ziemi z dziejami całej Ziemi Krakowskiej.
Zbigniew Grzyb

Bibliografia:
Materiały archiwalne z Archiwów dostępne online i w czytelniach.
Gloger Zygmunt, Geografia historyczna ziem dawnej Polski, Kraków 1903; rozdział: Województwo Krakowskie
Grodecki Roman, Lepszy Kazimierz, Feldman Józef, Kraków i ziemia krakowska, Nakładem Państwowego Wydawnictwa Książek Szkolnych, 1934 r.
Marciniak Anna BUDOWNICTWO ODRONNE W LIBER BENEFICIORUM JANA DŁUGOSZA A REALIA ARCHEOLOGICZNE ACTA UNIVERSITATIS LODZIENSIS FOLIA ARCHAEOLOCICA 12, 1991
Piekosiński Franciszek, Kodeks dyplomatyczny katedry krakowskiej św. Wacława, cz. I – II, Kraków 1874-1883.
Piekosiński Franciszek, Kodeks dyplomatyczny Małopolski, t. I – IV, Kraków 1876-1905
Piekosiński Franciszek, O dynastycznem szlachty polskiej pochodzeniu, Wydawnictwo Akademii Umiejętności 1888. Harvard University Library
Piekosiński Franciszek, Rycerstwo małopolskie w dobie piastowej, Kraków, 1901
Piekosiński Franciszek, Rycerstwo polskie wieków średnich t.1-2, Sprawozdania z czynności i posiedzeń Akademii Umiejętności. Kraków 1897.
Potkański, Karol Zagrodowa szlachta i włodycze rycerstwo w województwie krakowskiem w XV i XVI wieku, Kraków : [s.n.], 1888 (Kraków : Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego).
Semkowicz, Władysław, Włodycy polscy na tle porównawczem słowiańskiem, Lwów 1909, H. Altenberg
Słownik historyczno-geograficzny województwa krakowskiego w średniowieczu. Pod red. Kraków 2019 Tow. Naukowe „Societas Vistulana”, Instytut Historii PAN
Taszycki Witold red, Słownika staropolskich nazw osobowych, Wadawnictwo PAN 1974-1976
Tułowiecka Agnieszka HERBARZE I QUASI-HERBARZE. WOKÓŁ KONSTRUKCJI GENOLOGICZNYCH BARTOSZA PAPROCKIEGO. Uniwersytet Sląski Katowice 2009
			
											
				
					
		
									
	
	
	
	
	
Zostaw komentarz