Tusk w panice. Gospodarka się wali, koalicja się sypie, więc trzeba zrobić teatr dla naiwnych. Gdy rząd nie dowozi nawet 100 konkretów, a rzeczywistość boleśnie weryfikuje przedwyborcze obietnice, Donald Tusk odpala stary numer: prowokację medialną. Tym razem padło na absurdalne oskarżenia o rzekomą inwigilację jego rodziny. Bez dowodów, za to z pełną premedytacją.

Gdy brakuje chleba – dajcie ludziom igrzyska

Od miesięcy widać, że rząd Tuska nie radzi sobie z niczym poza PR-em. Obietnice? Niewiele zrealizowano. Budżet? Dziura rośnie, jakby ktoś ją wycinał siekierą. Gospodarka? Coraz więcej ekspertów mówi o nadciągającym kryzysie finansów publicznych. Koalicja? Pęka od środka, a Hołownia z Kosiniakiem grają już do własnych bramek.

W takim klimacie Donald Tusk robi to, co wychodzi mu najlepiej: ucieka w emocje i prowokacje. Nagle wyskakuje z sensacyjnym twierdzeniem, że… jego rodzina była inwigilowana przez służby specjalne za rządów PiS. Zero konkretów. Zero dokumentów. Zero dowodów. Za to dużo krzyku, emocji i sugestii.

Polityczny teatrzyk dla naiwnych

To nie jest pierwszy raz, gdy Tusk próbuje przykryć swoją nieudolność krzykliwym atakiem na opozycję. Ale tym razem nawet nie zadał sobie trudu, by przygotować cokolwiek, co można by uznać za fakt. Wszystko opiera się na insynuacji – a to ulubiona broń ludzi, którzy nie mają argumentów.

W odpowiedzi Maciej Wąsik, były wiceszef MSWiA, człowiek z doświadczeniem w nadzorze nad służbami, nie pozostawił złudzeń:

– „To oczywiście fejk. Żadna polska służba nie prowadziła kontroli operacyjnej wobec kogokolwiek z rodziny Tuska. Jedno jest pewne – potrafią kłamać jak z nut” – napisał Wąsik.

Krótko i celnie. I trudno nie przyznać mu racji.

Prokuratura potwierdza słowa Macieja Wąsika

Rzecznik Prokuratury Krajowej Przemysław Nowak poinformował, że z dotychczasowych ustaleń śledztwa nie wynika, aby wobec Katarzyny Tusk-Cudnej stosowano oprogramowanie Pegasus. Potwierdził jednocześnie, że została przesłuchana jako świadek w sprawie dotyczącej nielegalnej inwigilacji.

Polityczne kłamstwo jako narzędzie władzy

Narracja Tuska jest klarowna: stworzyć iluzję zagrożenia, wykreować siebie jako ofiarę „państwa PiS”, wzbudzić współczucie, przerzucić uwagę mediów z rzeczywistych problemów rządu na temat zastępczy. To znany mechanizm socjotechniczny. Tyle że używany z taką bezczelnością, że aż boli.

Nie jest przecież tajemnicą, że to za rządów Tuska – tych wcześniejszych – służby miały znacznie więcej swobody, a system podsłuchów i inwigilacji był realny. Wówczas jednak media nie krzyczały. Dziś, przy każdej absurdalnej wrzutce, natychmiast stają na baczność.

Brakuje faktów? Wywołaj emocje

Nie ma decyzji sądu. Nie ma żadnych potwierdzonych operacji. Nie ma raportu. Gdyby coś takiego miało miejsce – Tusk, mając dostęp do wszystkich możliwych instytucji, już dawno by to ujawnił. A skoro tego nie zrobił, to znaczy, że nie ma nic. Poza jednym: potrzebą przykrycia porażek.

Bo co słychać w rządzie? Obietnice o tanich mieszkaniach – martwe. KPO – spóźnione i chaotycznie wdrażane. Inflacja – nadal wysoka. Reforma sądów – symboliczna. A na dokładkę wewnętrzne wojny w koalicji. Więc trzeba znaleźć „winnego” i „aferę”. Tak powstaje polityczny teatrzyk.

Kłamstwo jako strategia polityczna

Donald Tusk od lat korzysta z tej samej strategii: zastraszyć, zmanipulować, oszukać. A kiedy coś idzie nie tak – udawać ofiarę. Tylko że dziś to już nie działa tak, jak kiedyś. Polacy są coraz bardziej świadomi. I coraz mniej podatni na emocjonalny szantaż.

Problem polega na tym, że jeśli ktoś co chwilę krzyczy „łapcie złodzieja!”, to w końcu przestaje być wiarygodny. A Tusk krzyczy coraz głośniej, coraz częściej – i coraz bardziej rozpaczliwie. Bo grunt pod nogami pali mu się z dnia na dzień. I on o tym doskonale wie.

Prawda i rozliczenie

Polacy mają prawo znać prawdę. Jeśli służby kogokolwiek inwigilowały – pokażcie decyzje sądów. Jeśli Tusk kłamie – musi zostać za to rozliczony. A jeśli to tylko gra polityczna, by przykryć własną nieudolność, to mamy do czynienia z wyjątkowo cynicznym nadużyciem zaufania społecznego.

Jedno jest pewne: nie można pozwolić, by prowokacje zastępowały politykę. Bo wtedy demokracja staje się farsą, a władza – kabaretem.

Grafika: Maciej Wąsik/ Facebook