Po sieci krąży ciekawy i poruszający materiał – wywiad z Ilaną Rachel Daniel. Dotyczy aktualnej sytuacji w Izraelu. Oczywiście w związku z naszą tzw. pandemią. Bo z czymże by innym. Możliwe zresztą, że to jedyny obecnie temat, jaki w ogóle jest sens poruszać. Wszystko inne wydaje się być mało istotnym tematem zastępczym.

Nie jest to super-świeży materiał. Osobiście widziałem go po raz pierwszy już jakiś czas temu. Ale znów na niego dziś natrafiłem. Pomyślałem – zwrócę na niego uwagę; może ktoś jeszcze nie widział. A na pewno warto…

„To ta sama stara historia: robienie z innego człowieka wroga, stygmatyzowanie go, kreowanie poczucia, że ten „inny” stanowi dla mnie zagrożenie”.

To słowa Pani Daniel – działaczki ruchu przeciw korona-zniewoleniu w Izraelu.

„Wywierana jest olbrzymia presja społeczna, są wielkie rozłamy w rodzinach. Ludziom sprzedano iluzję nauki. Wmówiono im, że osoby nie zaszczepione to roznoszące wirusy zagrożenie dla reszty społeczeństwa. A przecież nie ma nawet badań nad bezpieczeństwem tego preparatu.”

„Wiadomo, że opracowanie jakiejkolwiek szczepionki trwa przynajmniej 10 lat. A oni zmuszają ludzi do wstrzyknięcia sobie technologii, za którą stoją dekady udokumentowanych niepowodzeń”.

Izrael! Czyż to nie jakiś piętrowy koszmar, że chodzi o ten akurat kraj?! O ten naród!
No ale… Może to jednak nieprawda. Może to jakieś wyssane z palca brednie. Krąży też przecież po internecie inny filmik – w którym to młodzi ludzie tańczą w knajpie na ulicy „zaszczepionego Tel Awiwu”. A z drugiej strony taki oto materiał. Gdzie jest prawda?! Każdy musi odnaleźć ją sam.

A filmik na pewno zalecałbym obejrzeć. I przemyśleć. Może Pani Ilana mówi prawdę, może nie. Może koloryzuje, może nie. Naprawdę nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy każda rzecz, jaką mówi jest prawdą. Bo niby jak; musielibyśmy mieszkać w Izraelu. Nie z każdą opinią musimy się też zgodzić. Można przyjąć jej punkt widzenia, ale oczywiście nie trzeba. Można jej wierzyć lub nie. Tak jak można wierzyć w telewizyjną pandemię, lub też nie…

I jeszcze tak przy okazji: Wiecie, że książę Filip zaszczepił się początkiem stycznia? Jedną dawką. Drugą nie zdążył. Ale cóż – facet miał blisko sto lat. Śmierć na pewno bez związku ze szczepieniem… W takim wieku i bez tego rodzaju „wspomagaczy” dość prawdopodobnym jest, że w każdej chwili można odejść z tego świata. Ale dobrze, że się zaszczepił. Zapewne gdyby tego nie zrobił, usłyszelibyśmy, że dziadek Schleswig-Holstein-Sonderburg-Glücksburg, Duke of Edinburgh umarł na kowid.

Takie czasy.