Dziś Światowy Dzień Radia i jakoś, po raz pierwszy, zebrało mi się na wspomnienie z tego pięknego okresu mej pracy zawodowej. A było tego, około dwudziestu lat. W ZKK „Polkolor”, Radiu „Solidarność”, PR SA (IAR) i Radiu dla Ciebie w stolicy.

Zakłady Kineskopów Kolorowych „Polkolor”

Przygodę z radiem zacząłem w nieistniejących już ZKK „Polkolor” w Piasecznie.
Przez kilka lat pracowałem tam jako szef zakładowych środków przekazu czyli radiowęzła i gazetki.

Każdego dnia przygotowywałem dwugodzinną audycję o pracy w tym zakładzie.
Studio było malutkie, taka kanciapa, której ściany obłożone były wytłaczankami papierowymi od jaj. A w niej stół montażowy, konsola z mikrofonem i magnetofonem oraz mnóstwo taśm magnetofonowych na krążkach.

Sam sobie byłem reporterem, montażystą, prezenterem i kierownikiem tzw. trzy osobowej redakcji.
W audycjach były wywiady z pracownikami, dyrekcją. Reportaże z różnych wydarzeń okolicznościowych oraz komunikaty, Wszystko przeplatane muzyką.
To tam nauczyłem się montować taśmy na stole montażowym węgierskiej produkcji. Nazywaliśmy go „zemstą Kadara”.

Było fajnie, ale nudno.
Byłem zbyt młody by do emerytury klepać takie życie.

Aż, pewnego dnia, nadarzyła się okazja by je zmienić.

Radio „Solidarność”

W pierwszym wówczas radiu niepublicznym, Radiu Solidarność, usłyszałem komunikat, że szukają reporterów.
Zgłosiłem się i mnie przyjęto. Precyzyjniej, przyjęła mnie Dorota Wellmann, ówczesna szefowa.
Na początku byłem reporterem „od wszystkiego” . Sond ulicznych, wywiadów z politykami, mini reportaży oraz pierwszych „audycji na „żywo” możliwych dzięki antence, którą przyczepiało się na dachu służbowego „Fiata” lub do czegokolwiek metalowego oraz nadajnika i mikrofonu.
Może coś pokręciłem, ale to działało.

Nie zapomnę transmisji z usuwania budek tzw. szczęk i nie tylko, spod Pałacu Kultury za burmistrza Rutkowskiego. Tak poniosły mnie emocje, że aż proszono bym nie podgrzewał nastrojów bo gotowa była wybuchnąć rewolucja.
A wszystko to za sprawą prymitywnego urządzonka, które jednak działało tzn. było mnie słuchać na falach eteru.

Były też niezapomniane wywiady jak ten ze śp. Wojciechem Jaruzelskim, ówczesnym prezydentem, który nagrałem w Belwederze akurat trzynastego grudnia. Pomimo obaw, że po emisji słuchacze nas zbojkotują, nic takiego się nie stało. Ba, na ich prośbę był powtarzany kilka razy.

Radio Wolna Europa przy Nowoursynowskiej

Z Radia „Solidarność” do pracy w warszawski studiu RWE ściągnął mnie ówczesny szef tej redakcji, Maciej Wierzyński.
Zespół dziennikarski nie był duży, ale bardzo zgrany i profesjonalny.
Andrzej Mietkowski ( wice szef), Baśka Hrybacz, Jacek Fedor, Marzena Duchnowicz, Janek Tomczak, krótko, Andrzej Morozowski, śp. Janusz, którego nazwiska już nie pamiętam, Jarek Szczepański oraz zewnętrzni korespondenci z kraju i zagranicy.

Byłem wydawcą wieczornych programów, reporterem politycznym, ale najbardziej lubiłem prowadzenie rannego programu „Morning Show” który zaczynał się od szóstej rano, a kończył o 8.
Był to tzw. dupelex z dwóch studiów jednocześnie, warszawskiego i monachijskiego.
To z jego zapowiedzi pochodzi tytuł tego teksu.
Było jeszcze jedno.
” Dzień dobry, ze studia RWE witają się, w Warszawie, Antoni Styrczula, z Monachium, Jacek Kaczmarski. Przykładowo.

Najmilej wspominam duplexy ze śp. Jackiem Kaczmarskim, bardem „Solidarności”. Tego od słynnych „Murów” .

W każdym programie emitowanym na żywo miałem też gościa, na ogół polityka, związanego z aktualnymi wydarzeniami.

Nikt nie odmawiał, wszyscy przychodzili od lewa do prawa.

Najgorzej jak się spóźniali, albo odwoływali w ostatniej chwili bo coś im wypadło. Wtedy był dodatkowy stres bo „dziurę” na antenie trzeba była czymś zatkać. Służyły do tego nagrania z taśmy, które robiliśmy przy okazji np. obsługi prasowej sejmu, kancelarii prezydenta RP czy w innych sytuacjach.

Informacyjna Agencja Radiowa w PR SA

Już na końcówce sekcji polskiej REW Krzysztof Michalski, ówczesny prezes PR SA poprosił mnie bym stworzył coś na kształt agencji radiowej produkującej informacje tekstowe i głosowe dla serwisów wszystkich redakcji i programów radia oraz dla rozgłośni regionalnych.
Udało się po niespełna sześciu miesiącach dzięki wspaniałemu zespołowi. Agencja funkcjonuje do dziś i ma się dobrze.

Polskie Radio „Radio dla Ciebie”

Przez prawie trzy lata byłem w niej prezesem zarządu, wspólnie z dwoma mymi zastępcami: Sasiem Jekiełkiem i Andrzejem Komorowskim.
To już nie była praca dziennikarska, ale menadżerska. Zarządzanie dużym zespołem ludzkim i majątkiem.
Choć czasami zdarzało się, że siadałem przy mikrofonie, w studiu i przeprowadzałem wywiad.

Kiedy słucham dzisiejszych rozgłośni komercyjnych ( poza RMF Classic) to szlag mnie trafia kiedy słyszę niechlujny, polski język, odzywki prowadzących jak z bazaru czy rażące błędy językowe.
Często trudno ich zrozumieć do dykcję mają do dupy.

Widać dziś już nie trzeba mówić pięknie i z dobrą dykcją.

Na zdjęciu jak prezes RDC na jednej z imprez, której patronowaliśmy, foto Mirek Greluk.