Utnijcie sobie jaja!

No i oto – gdzieżby indziej, jak w ultralewicowym Guardianie – pojawia się kolejny tekst (czytaj), który pozornie dotyczy kwestii biologicznych, ale w istocie – biorąc pod uwagę uwagi na temat „sztucznej macicy” – wpisuje się w szeroki nurt feministycznych rozważań na temat „male expendability”, czyli „poświęcenia mężczyzn”.

Koncepcję tę sformułowała w 1975 r. amerykańska antropolożka Ernestyna Friedl a została ona rozwinięta przez australijską socjolożkę jugosłowiańskiego pochodzenia, Iwanę Mijolewicz. Argumentuje ona, że patriarchalny podział ról społecznych nadaje mężczyznom status „podmiotów przemocy”, co odbywa się kosztem nadania kobietom roli „przedmiotów seksualnmych”.

Charakterystyczny dla tych feministycznych rozważań jest specyficzny ahistoryzm. Opisywana przez nie sytuacja wygląda właściwie tak, jakby „patriarchat” został kiedyś wymyślony przez jakąś „męską konspirację”, która mając już w ręku tę zbrodniczą teorię podporządkowała sobie kobiety przemocą tylko po to, aby mężczyzni mogli realizować swoje „męskie fantazje” na temat wojny i gwałtu. W ten sposób powstał świat, w którym mężczyźni ginęli masowo w wojnach, ale ci, którzy ocaleli mogli oddawać się do woli seksualnej lubieżności otoczeni pozostającym w ich dyspozycji kobietami.

Po 1968 r. obserwujemy na Zachodzie ekspansję ideologii feministycznych, czemu towarzyszy stałe i systematyczne deprecjonowanie społeczenej roli mężczyzn. Podkreślam jeszcze raz – nie chodzi mi o to, że mamy do czynienia z prostym „równoważeniem” dominującej dotąd roli mężczyzn w kulturze, ale z czymś więcej – z negacją tego, co moglibyśmy nazwać „cechami męskimi” kultury. Zbiega się to wyraźnie ze stale rosnącym trendem „ostrożnościowym”, tzw. „safetyzmem”.

Utożsamiona z męskością skłonność do ryzyka została utożsamiona z „ryzykanctwem” – głupią brawurą. Utożsamione z męskością dążenie do „sprawczości” – z egoizmem i brakiem empatii. Męskie pojmwanie świata, które uwzględnia „parytet siły” jest rugowane na rzecz obejmującej już wszystkie sfery życia buchalterii praw – zwłaszcza „praw człowieka”. Charakterystyczna dla mężczyzn potrzeba rywalizacji została uznana za nie do pogodzenia ze współczesnym paradygmatem „kooperacyjności”. Męska rzecz, czyli wojna stała się zaś czymś „nie z tego świata”, czymś kompletnie nie do pomyślenia, a jej unikanie za wszelką cenę – jest podstawą współczesnej polityki. Honor i patriotyzm w konsekwencji również stały się kategoriami archaicznymi a ich eksponowanie – czymś właściwie nienormalnym.

Stosowanie przez sądy wyższych kar za te same przestępstwa wobec mężczyzn niż wobec kobiet jest właściwie normą.

Nawet prawo do obrony koniecznej zostało obwarowane tak ścisłymi ramami, że w wielu krajach Zachodu należy właściwie dać się przestępcy zabić, gdyż każda wcześniejsza próba skutecznej obrony jest widziana jako „przekroczenie konieczności”. Przestępcza działalność pięknej właścicielki firmy „Theranos”, Elisabeth Holmes była szokiem społecznym, gdyż nie mieściła się w powszechnie przyjętym paradygmacie, że kobiety „z natury” są uczciwe i dobre a prowadzone przez nie przedsiębiorstwa są dzięki temu wolne od tych wszystkich „męskich okropności”. Chociaż liczne afery związane z fałszywymi oskarżeniami o gwałt, które towarzyszyły ruchowi „#metoo” są powszechnie znane – nie zrobiło to większego wrażenia – wiele krajów, w tym Polska, zmienia prawo tak, aby to raczej domniemany sprawca gwałtu udowodnił swoją niewinność niż ofiara – fakt jego zaistnienia. Optymistycznie zakłada się, że:

„Domniemanie niewinności? – sądy sobie poradzą!”

Podobnie, w medialnym obiegu skutecznie pomija się rolę kobiet w zbrodniczych reżimach. Oczywiście – jako Polacy znamy nazwiska takich kobiet jak Irma Grese, Ilse Koch czy Julia Brystygier – ale czy znacie Państwo takie nazwiska jak Pauline Nyiramasuhuko, Rose Karushara, Athanasie Mukabatana czy Julienne Kizito? Kobiety te były zbrodniarkami skazanymi przez sąd w Hadze w związku z wojną w Rwandzie. Pauline Nyiramasuhuko nie była byle kim – pełniła wysoką funkcję polityczną – była ministem ds. rodziny i kobiet Rwandy. A jednak – Zachodnia kultura nieomal zawsze przypisuje kobietom status ofiary. Nawet wówczas, gdy same dopuszczają się zbrodni i gwałtów – są najczęściej opisywane jako „poddane praniu mózgu” lub w inny sposób „oszukane” przez „patriarchalny” system. W najgorszym przypadku ich zbrodnie były po prostu konsekwencją „opresji”, z jaką same spotkały się wcześniej i w tym sensie, może nie są niewinne, ale z pewnością są „usprawiedliwione”. Tak należy też rozumieć epopeję prawną związaną ze sprawą Shamimy Begum – kobiety, która w wieku l. 15 wyjechała z Anglii, żeby przyłączyć się do Państwa Islamskiego, gdzie wyszła za mąż za terrorystę, w wyniku czego została pozbawiona obywatelstwa brytyjskiego. Pomimo przegrania procedury odwoławczej w sądzie apelacyjnym, jej sprawa wciąż wraca na łamy mediów i wielu ekspertów jest przekonanych, że po lipcowych wyborach, w których spodziewana jest wygrana Partii Pracy – w jakiś sposób brytyjskie obywatelstwo zostanie jej przywrócone. Liczne lewicowe i „prawnoczłowiecze” organizacje nie ustają bowiem w wysiłkach, aby jej osobę przedstawić właśnie jako bezwolną ofiarę patriarchalnej ideologii ISIS. Właściwie – należałoby uznać, gdyby dać wiarę ich relacjom, że została ona „uwiedziona” przez Państywo Islamskie z pomocą mediów społecznościowych a następnie zmuszana do posłuszeństwa – jej liczne wypowiedzi wspierające ISIS są tutaj jednoznacznie oceniane jako wynik „prania mózgu” a nie jej własne poglądy. W tej perspektywie, cała „wina” za w sumie dość liczne przypadki przyłączania się młodych ludzi do Państwa Islamskiego spada na Zachód, który dał im powody do tego, żeby uznać, że państwa Bliskiego Wschodu są przedmiotem zachodniego imperializmu, dał narzędzia techniczne w postaci „niebezpiecznych” mediów społecznościowych, które umożliwiły ISIS rekrutację, a następnie „szykanuje” ich za decyzję, którą „bezwolnie” podjęli. Głęboki antyzachodni resentyment owych rekrutów jest przez media właściwie pomijany, lub kwitowany właście wyłącznie jako wynik „prania mózgu”.

Narastające tendencje egalistarystyczne przyjęły postać „równości wyników” a nie „równości szans”, w czym należy upatrywać np. właściwej przyczyny degradacji systemu edukacji. Skoro wszyscy jesteśmy w istocie tacy sami, to mamy też równe talenty – jeśli istniejący system edukacji prowadzi do tego, że najlepsze wyniki uzyskują „grupy uprzywilejowane”, świadczy to o jego integralnej niesprawiedliwości i należy go tak zmienić, aby odzyskać parytet. Ci, którzy radzą sobie najlepiej powinni być „spowolnieni”, aby zrobić miejsce tym, którzy radzą sobie gorzej… Red. Piotr Szumlewicz napisał kiedyś nawet tyradę o „terrorze najdolniejszych” argumentując, że nie ma powodu, żeby społeczeństwo było „ustawione” pod tych, którzy osiągają najlepsze wyniki. Wręcz przeciwnie! – Społeczeństwo powinno być „ustawione” pod tych, którzy osiągają wyniki najgorsze, gdyż dopiero wówczas będzie można mówić o prawdziwej równości.

Wiele napisano na tremat tego, że współczesna szkoła jest zorganizowana w sposób właściwie wrogi wymogom fizyczno-psychologicznym chłopców. Współczesna szkoła jest sfeminizowana, „siedząca”, przeciwna rywalizacji, nastawiona na „konsyliacyjność”, „troskę” i „uniwersalne dobro”. Zdolności analityczne i myślenie abstrakcyjne traci na znaczeniu na rzecz „umiejętności werbalnych” oraz inteligencji emocjonalnej. Widzimy to w postępującej redukcji programu matematyki, która nagle stała się jakoś tak „zbyteczna”. Współczesnemu młodzieńcowi – wygląda – wystarczy w życiu umiejętność dodawania i odejmowania, nawet tabliczka mnożenia jest mu niepotrzebna, gdyż „przecież są kalkulatory”…

Aby zrozumieć ten trend, który zasadniczo sprowadza się do ideologicznego ataku na nauki ścisłe, należy na to popatrzeć mniej więcej tak:

Nauki ścisłe oparte są na paradygmacie czystej racjonalności. Mają za zadanie „bezstronne” ustalenie stanu faktycznego, niezależnie od jego społecznych czy politycznych konsekwencji. Są zatem emocjonalnie „zimne”, pozostawiając ocenę ich wyników polityce i kulturze. Wiąże się to zatem z konsekwencją ich złego użycia, co nurtowało np. pracującego nad bombą atomową Einsteina czy innych naukowców. Zwróćmy zarazem uwagę na wojnę Rosyjsko-Ukraińską. Decyzja prezydenta Putina o rozpoczęsciu działań wojennych była przez media na zachodzie uznana za „oczywiście irracjonalną”, artykuły prasowe były pełne spekulacji na temat stanu jego zdrowia psychicznego, podnoszono oczywiście zarzuty dotyczące jego „patriarchalnej, autorytatywnej osobowości”. Z najwyższym trudem, dopiero od niedawna można spotkać się z poglądami, że decyzja Putina była jak najbardziej racjonalna, że dobrze ocenił on niewydolność Zachodu i uznał, że rozpoczęcie wojny jest optymalnym sposobem na zapewnienie Rosji korzystnego miejsca w nowym ładzie międzynarodowym, gwarantującym mu utrzymanie się u władzy i zachowanie przez Rosję „freedom to explore” wobec zaciskającej się obręczy liberalnego prawa międzynarodowego.

Zrozumienie, że „obiektywne” oszacowanie siły oraz możliwości Rosji i Zachodu doprowadziło do podjęcia przez Putina ryzyka wysiłku wojennego było procesem analitycznym, podobnym jak proces naukowy, pozwala zobaczyć jak współczesna lewica liberalna widzi nauki ścisłe. Z jej punktu widzenia świat nauk ścisłych wymaga mocnego kagańca ideologicznego. Działania uczonych muszą podlegać regulacjom „komisji etycznych” a edukacja w ich zakresie musi ustąpić miejsca edukacji w kierunku „empatii”. Od małego Kasia, która przytuli misia jest „dobra” a Krzysio, który misia uderzy jest „zły”. Jeśli w głowie małego Krzysia stoi obraz misia jako żarłocznej bestii, z którą należy podjąć walkę – należy mu to wyperswadować! Powinien wpierw „zrozumieć” misia, podjąć z nim dialog, przytulić a wówczas na pewno okaże się, że miś jest dobry. A jeśli miś nadal będzie szczerzył zęby, to najlepiej jest się wycofać, ustąpić misiowi miejsca – żadna walka nie warta gry! W ten sposób ze szkół zniknęły wszystkie lektury w duchu pindarowskich „Ód Zwycięskich” a profesor Środa może sobie pozwolić na nawoływanie Ukraińców do pogodzenia się z klęską, chociaż oni wciąż wierzą, że są w stanie coś w tej wojnie wywalczyć.

Wstyd mi się przyznać, ale kiedyś sam uważałem, w liberalno-lewicowym duchu, że wysiłek Powstania Warszawskiego był „głupi”. Sam byłem tak sformatywany przez dominujący dyskurs, że uważałem, że „mądrym” byłoby się poddać, uznać realia niemieckiej okupacji i ocalić w ten sposób „substancję Warszawy”. Dopiero z wiekiem zrozumiałem, że poświęcenie Warszawy ocaliło polskość. Jednak dla prof. Środy i innych wyznawców liberalno-lewicowego poglądu „polskość” jest czymś bezwartościowym, niewartym żadnej ochrony czy poświęcenia. Jest właściwie zbytecznym balastem, przez który ponosimy – jako ludzie – nieustanne klęski. Gdybyśmy się polskości wyrzekli – wszystykim nam żyłoby się dobrze i szczęśliwie, gdyż nieuchronny „postęp” i tak zapewniłby nam godne życie – jeśli nie natychmiast, to na pewno po niedługim czasie. A jeśli nie nam, to innym ludziom – co za różnica w sumie?

Nastawienie na „wyrównywanie” szans przyjęło postać licznych preferencji, na które mogą liczyć kobiety. Gospodarki zachodnie są otoczone całym wianuszkiem „prokobiecych” inicjatyw, które mają zapewnić „młodym profesjonalistkom” jak najlepszy start. Instytucje te dają im dostęp do kapitału na preferencyjnych warunkach, wspierają je poprzez staregie zakupowe („korzystajmy z wyrobów/usług oferowanych przez firmy zarządzane przez kobiety”), dbają o ich pozytywny wizerunek w mediach i instytucjach rządowych. W ramach „antydyskryminacyjnych” procedur tworzone są prawa zmuszające firmy do parytetowego obsadzania zarządów – dotyczy to w szczególności tzw. liderów rynku, czyli firm największych. Przedsiębiorstwa, które nie dostosują się do tych wymogów są wykluczane z przetargów publicznych i nie mogą liczyć na publiczne wsparcie. Równolegle możemy co rusz obserwować kolejne kampanie „dowodzące”, że zarządzane przez kobiety firmy są w jakiś sposób „lepsze”: osiągają lepsze wyniki, prowadzą „bardziej odpowiedzialne społecznie” polityki, itd. Kiedy zaś pomimo tych wszystkich preferencji okazuje się np., że tzw. startupy zakładane przez mężczyzn przyciągają większy kapitał, opisywane jest to jako kolejny dowód „strukturalnej niesprawiedliwości”, nad którą – oczywiście – należy poprawcować… Tendencja jest taka, aby każdy sukces odnoszony przez kobiety przedstawiać jako dowód unikalnych cech „kobiecego przywództwa”, podczas gdy każdy sukces odnoszony przez mężczyzn ma być wynikiem „strukturalnych nierówności”.

A tak na marginesie – zauważyliście może, że o ile światowy komentariat raz po raz z troską pochyla się nad losem kobiet i dzieci doświadczonych wojną – mamy praktycznie kompletne tabu na temat losu wykastrowanych żołnierzy?

W Kosowie Huculskim zakonne Siostry Służebniczki prowadzą ośrodek pomocy, gdzie przebywa duża grupa wykastrowanych przez Rosjan żołnierzy ukraińskich. Słyszeliście może gdzieś o tym? Czy liberalno-lewicowe media, zawsze pełne humanitarnych frazesów zająknęły się na ten temat choćby słowem?

Nie, proszę Państwa – tematu nie ma!

Nie ma, gdyż zasadniczo – utrata „męskości” nie jest widziana jako problem. Być może – uważa nasza kultura – to nawet dobrze! Wszak ci wykastrowani żołnierze, sądząc po poniższym artykule, będą żyli dłużej. Tym bardziej, że jego autorka uważa, że nosimy owe „dwa zwisające orzeszki” właściwie nie wiadomo po co…

Zauważam to wyprzedzająco, że spodziewam się pod tym postem licznych uwag, że oto pojawił się kolejny „incel” jojczący nad męską krzywdą, po prostu kolejny nieudacznik, idiota, debil i pół-psychopata…

Obraz Pexels z Pixabay

Linki do innych tekstów:

1) https://pl.wikipedia.org/wiki/Pauline_Nyiramasuhuko

2) https://bridgedaleacademy.com/bias-against-boys-in-education/

3) https://www.business-money.com/announcements/companies-led-by-women-ceos-have-larger-revenues-than-those-led-by-men/

4) https://ijoc.org/index.php/ijoc/article/viewFile/13103/2935

5) https://scholar.harvard.edu/files/glaeser/files/the_determinants_of_punishment_deterrence_incapacitation_and_vengeance.pdf

6) https://works.bepress.com/gang_lee/9/

7) https://www.prawo.pl/prawnicy-sady/brak-zgody-a-definicja-zgwalcenia-zmiany,525972.html

8 ) https://www.tandfonline.com/doi/full/10.1080/1057610X.2016.1266824