Zupełnie mi nieznana, pani Romana Szczepkowska, nauczycielka z Legnicy, ale urodzona jeszcze w Złoczowie i powołująca się na to pobratymstwo przesłała mi informację, iż w publikacji wydanej przez IPN w 2012 roku „Zapiski 1939-1944” autorstwa Wiesławy Michałek (z domu Michalewskiej) córki sędziego ze Złoczowa, pod datą 4 sierpnia 1943 r. nastoletnia wtedy autorka napisała:
„Już od 1 sierpnia jest Stasia Wodyńska u nas. Jest ona bardzo żywą, ale mądrą i nadzwyczaj spostrzegawczą dziewczynką. Teraz cieszy się, że dostała od mamusi braciszka i siostrzyczkę – bliźnięta. Z tego powodu jest u nas.”

„Zapiski” jak pisze wydawca; to unikalny dokument, tworzony przez kilkunastoletnią wówczas autorkę w realiach wojennej rzeczywistości Kresów Wschodnich. Wiesława Michałek, córka sędziego lwowskiego Sądu Okręgowego po aresztowaniu ojca przez NKWD ukrywała się wraz z matką i młodszym bratem w podzłoczowskiej wsi Skwarzewie.

Dzienniki Wiesi, to są cztery pożółkłe i podniszczone szkolne zeszyty, które rozpoczynają się wpisem z 28 sierpnia 1939 r., a kończą – 6 grudnia 1944 r. Ich uzupełnieniem są dwa listy do ojca z 1946 r.

„Dotkliwa bieda, świadomość bezustannego zagrożenia, nieraz też głód, zarazem jednak cieszenie się każdą szczęśliwszą chwilą odcisnęły się na pożółkłych stronicach reprodukowanych tu szkolnych zeszytów. Czynione z początku dziecięcą jeszcze ręką, później zaś stopniowo doroślejące zapiski są przejmującym świadectwem czasów, w których wojenna pożoga i podsycone nią narodowościowe antagonizmy trwale zmieniły oblicze ówczesnych Kresów”.

Podekscytowany napisałem do wydawnictwa IPN, prosząc o przesłanie mnie i mojej siostrze Stanisławie książki, uzasadniając i prawdopodobnie chodzi w tym wpisie o nią … i że także autorka odnotowała w ten sposób nasze, to jest moje i mojej bliźniaczej siostry Marysi urodziny 4 sierpnia 1943 r. Przyznaję, że prawie się popłakałem, ja stary chłop, ze wzruszenia, kiedy od autora opracowania otrzymałem taki list:

„Szanowny Panie, książka do Pana oraz Pana siostry wysłana zostanie najpewniej jutro rano. Oczywiście, gratis. Miło nam, że po upływie tak wielu lat odnajdują się uwiecznione tam osoby; nasza praca nabiera w takich chwilach jakiegoś głębszego sensu”.

Nim jednak książkę mi przysłano, skontaktowałem się z doktorem Grzegorzem Bębnikiem telefonicznie – odczytał mi wtedy przez telefon obszerniejsze fragmenty tego pamiętnika, z których dowiedziałem się, że mój ojciec w tamtym czasie był inspektorem stawowym, a nastolatka Wiesia, córka sędziego Michalewskiego ze Złoczowa opiekowała się moją, wtedy czteroletnią siostrą, odprowadzała ją nawet na półkolonię… Że nasz ojciec pomagał Wiesi i jej matce, że bardzo żałowały kiedy dowiedziały się, że w marcu 1944 r. w wyniku zagrożeń, jakie zaczęły się pojawiać ze strony ukraińskich nacjonalistów – postanowił z rodziną, to jest z nami – wyjechać do Jasła.

Bardzo ze siostrami lekturą pamiętnika wzruszeni napisaliśmy list do sędziwej obecnie autorki tych wspomnień, która po wojnie, po wielu perypetiach opuściła Kresy i przyjechała do Bytomia, tam początkowo była przedszkolanką, następnie nauczycielką, wreszcie po ukończeniu studiów medycznych została, cenionym w Bytomiu lekarzem okulistą, a po przejściu na emeryturę zamieszkała wraz z rodziną córki w Górkach Wielkich.
Wielce Szanowna Pani Wiesławo!

Od paru dni o tym, co się przed nami, dzięki Pani po tylu latach odkryło – rozmawiamy. Przywołujemy najbliższe nam postacie, snujemy także pewne domysły, takie jak te – że bardzo możliwe było, że Pani matka i nasza, urodzona w 1904 r. mama dobrze się, jako nauczycielki – znały? Bo jakże inaczej należy zrozumieć to, że na czas rozwiązania, powierzono Wam pod opiekę – Stasię? Nasz tato miał licznych krewnych zamieszkałych w Podhorcach, w Jasionowie, jego siostra (później zamordowana wraz z mężem i córeczką przez Ukraińców) mieszkała w Pieniakach, a jednak ojciec zdecydował się malutką Stasię umieścić u Was w Skwarzawie.
Wiemy od kuzynki Danusi, że rodzice mieli też w tym czasie mieszkanie w Złoczowie, tam też proboszczem był, brat pracodawcy ojca ks. Jan Cieński, który – w opublikowanych obecnie do swojego brata listach wspominał o tym, że się z naszym ojcem kontaktował. On też mógł wtedy wskazać, jakąś zaufaną do opieki nad małym dzieckiem osobę, a jednak Stasia trafiła do Was. Nasza mama pracowała w Brodach, a później w Pieniakach, a więc placówkach podległych inspektoratowi oświatowemu w Brodach. Pani mama, wcześniej uczyła w Różowoli (inspektorat złoczowski), potem przestała pracować. Bardzo prawdopodobną zatem wydaje się być hipoteza, że mogły być koleżankami z Seminarium Nauczycielskiego we Lwowie. Tylko taka zażyłość mogła owocować zaufaniem i teraz, po 75 latach, jakie od tamtego czasu upłynęły – za opiekę nad malutką Stasią dziękujemy.