Musiała wyjść afera z dyplomami kolegium tumanum (powtarzam: dla zmyłki zwane Collegium Humanum), by ktoś wreszcie, poza mną to zauważył, choć ja od lat o tym pisałem – także do ministerstwa odpowiadającego za naukę i szkolnictwo wyższe. Chodzi tu o dyplomy studiów podyplomowych. I rzecz w tym, że one dają duże uprawnienia. 

Podnosiłem to w interpelacji  z 2019 roku:

Wadowice, 2019.06.08.

W związku z nałożonym przed kilku laty przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego na uczelnie obowiązkiem sprawdzania wszystkich prac końcowych/zaliczeniowych i awansowych przez program antyplagiatowy – co jest rzeczywiście jak najbardziej słuszne, gdyż prace te dają podstawę nie tylko do zakończenia studiów, uzyskania stopnia naukowego czy otrzymania poświadczenia o posiadanych kwalifikacjach i kompetencjach do wykonywania zawodu (np. nauczyciela II i dalszego przedmiotu) – jako czynny nauczyciel akademicki podjąłem próbę takiego sprawdzenia prac podyplomowych studentów w ramach obowiązkowego systemu antyplagiatowego – zwanego przez MNiSW – Jednolitym Systemem Antyplagiatowym.

Do tego bowiem momentu uczelnie wyższe samodzielnie kupowały programy antyplagiatowe i mając licencję na określoną liczbę wejść do tych programów, sprawdzały autentyczność i oryginalność prac dyplomowych. Jednak Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego zrezygnowało z tej procedury i na mocy tzw. ustawy 2.0 przymusiło wszystkie uczelnie do korzystania z Jednolitego Systemu Antyplagiatowego – absurdalnie w dyskusji argumentując, że w tym systemie będzie baza wszystkich tego typu prac, co pozwoli na skuteczniejsze wychwytywanie nieuprawnionego wykorzystywania cudzych prac – czyli wprost pisząc, ich plagiatowanie.

Argument ministerialny o stworzeniu bazy prac dyplomowych będącej bazą porównawczą jest absurdalny, gdyż stosowane wcześniej przez uczelnie programy antyplagiatowe wychwytywały wszystkie związki prac pisanych przez studentów z tymi wcześniej istniejącymi w sieci elektronicznej. A każda praca wprowadzona do sieci była już bazą do kolejnych sprawdzeń.

Ministerstwo odeszło jednak od tej procedury, wprowadzając ułomny Jednolity System Antyplagiatowy. W jego ramach niemożliwe było „wprost” sprawdzenie prac podyplomowych i innych. Tymczasem wewnętrzne zarządzenia na uczelniach zobowiązują pracowników do sprawdzania autentyczności i oryginalności nie tylko prac podyplomowych studentów, ale też w niektórych przypadkach każdych. Jest to zrozumiałe. Oficjalnie zwróciłem uwagę na ten problem ministrom: Piotrowi Dardzińskiemu i Piotrowi Müllerowi, a także innym urzędnikom MNiSW. Niestety reakcji nie było, co powodowało wydłużenie terminu ukończenia studiów podyplomowych przez studentów. W końcu pojawiła się wręcz kuriozalna odpowiedź, że aby prace podyplomowe można było sprawdzać w ramach JSA – należałoby zmienić ustawę o szkolnictwie wyższym i o prawach autorskich. Niestety MNiSW nie przedstawiło stosownej zmiany w ustawach.

By wypełnić obowiązek uczelniany, ale też upewnić się co do autentyczności i oryginalności prac podyplomowych, wprowadzałem do JSA prace podyplomowe jako inne. Niestety ta możliwość została ostatnio też zablokowana. Zaniepokojony tą sytuacją, za pośrednictwem pracownika Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie spytałem co to oznacza?

Od Pani Ewy Dulińskiej mailowo dostaliśmy odpowiedź (2019.06.05.) urągającą i wręcz kuriozalną, dlatego przytoczę ją w całości w oryginale:

„Uprzejmie informuję, że zgodnie z treścią ustawy 2.0 system JSA służy do sprawdzania pod kątem plagiatu prac dyplomowych przed ich obroną. W związku z powyższym w systemie można sprawdzać wszystkie prace dyplomowe tj. prace licencjacką, inżynieryjną, magisterską oraz doktorancką.

Nie ma możliwości sprawdzania prac podyplomowych.

Jeżeli chciałaby Pani uzyskać informację co do planów na przyszłość i możliwości sprawdzania takich prac w dalszych etapach rozwoju systemu to zapraszam do kontaktu z MNiSzW jako właścicielem systemu.”

Stąd pytam Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego:

– Czy „furtka” w postaci nieobjęcia JSA prac podyplomowych została specjalnie stworzona dla podmiotów, które prowadzą studia podyplomowe i robią to niezgodnie z obowiązującymi praktykami?

– Czy MNiSW nie jest zainteresowane oryginalnością i autentycznością prac podyplomowych i innych zaliczeniowych studentów?

– Czy ministerstwo czeka na skandale z wysypem plagiatów?

Przy tej okazji chciałem również zapytać MNiSW – czy praktyka nieudostępniania prac dyplomowych: magisterskich, licencjackich, przez uczelnie prywatne jest zgodna nie tylko z transparentnymi praktykami w polskiej nauce i w polskim szkolnictwie, ale też z polskim prawem – w tym tzw. ustawą 2.0 i wcześniejszymi regulującymi sprawy nauki i szkolnictwa wyższego? Wiem przynajmniej o kilku przypadkach takiej sytuacji, a już kuriozalne jest stanowisko uczelni, która odmawia udostępnienia pracy magisterskiej jednego z obecnych ministrów rządu Mateusza Morawieckiego.

Pisałem o tym też tu:

https://pressmania.pl/prof-jozef-brynkus-minister-czarnek-ma-mnostwo-roboty/

Afera z dyplomami kolegium tumanum wyszła dlatego, że ekipa Tuska postanowiła wsadzić do spółek skarbu państwa swoich ludzi i zaczęła sprawdzać jacy są nominaci poprzedniej ekipy. Problem w tym, że wśród absolwentów kolegium tumanum są też pociotki obecnej ekipy. 

I teraz np. der Onet płacze, ustami prof. Płuciennika, że to straszne i coś trzeba zrobić.

https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/afera-w-collegium-humanum-kursy-mba-zawsze-byly-u-nas-prowadzone-po-bandzie/4v21w6y,79cfc278

 Chętnie w tym pomogę, by tę stajnię Augiasza wyczyścić. I nawet nie będzie mi przeszkadzało, że obecna ekipa ma inne poglądy ideowe i polityczne niż ja. Ale oczywiście oni się tym nie zajmą.

Autor: dr hab. Józef Brynkus, prof. UP Kraków
Pracownik Katedry Edukacji Historycznej Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Pochodzi z rodu górali podhalańskich i orawskich. Polski historyk i nauczyciel akademicki, profesor UP Kraków, poseł na Sejm VIII kadencji.