Bardzo proszę nie rozwijać dalej wątku ostatnich inwektyw wobec mnie. Ja swoje już powiedziałem dość dawno, Sprawa jest ważniejsza od czyjegoś ego i właśnie dla tej sprawy wycofuję się całkowicie. Państwo niech wierzą w co chcą i komu chcą. Powiem tylko jedno. „Spisek założycielski” powstał prawie dwa lata przed wydaniem. Pan Jegliński czekał z edycją na prośbę Episkopatu, by nie zaszkodzić procesowi beatyfikacyjnemu. Od pierwszego spotkania z publicznością odpowiadałem na wszystkie trudne pytania. Nie usprawiedliwiałem się, tylko wyjaśniałem swoje motywy, błędy oraz dlaczego. Opisałem to też w dwóch pozostałych książkach. Wszystko jest w Internecie. Poprosiłem też wszystkie osoby, które uczestniczyły w promocji moich książek, nie będę tu wymieniał ich nazwisk, a to sławne nazwiska, w tym również ludzie, którzy bezpośrednio i boleśnie zapłacili za likwidację WSI, by sprawdzili mnie dokładnie. Przewertowano cały IPN i wszystkie zbiory i okazało się, ze mówię prawdę. Nie popełniłem żadnej zbrodni i żadnego przestępstwa. Na moją prośbę i wniosek wyjęto moje akta ze zbioru zastrzeżonego. Opublikowałem je za co zapłaciłem ostracyzmem swoich byłych kolegów i emeryturą, zmniejszoną wskutek ustawy z roku 2009. Publicznie dałem świadectwo znaczenia ks. Jerzego Popiełuszki i pośrednio jego świętości. Są nagrania ze spotkań w SDP i Amicusie i można to zobaczyć. Podpisałem też apel pana Jeglińskiego do Prezydenta RP w sprawie przywrócenia prok. Witkowskiego do prowadzenia sprawy. Nigdy nie powiedziałem nic publicznie przeciwko osobom, które działają w tej sprawie.

Honoraria za książki mam minimalne., a wszystko pozostałe robię pro publico bono, często nawet bez zwrotu kosztów dojazdu, czy noclegu.

Każdy ma jednak jakiś kres wytrzymałości. Postanowiłem nie występować publicznie. Mam dość bycia piorunochronem, skupiania na sobie wszystkich frustracji za PRL i III RP. Mam dość obrażania mnie oraz inwektyw. zaczynam się czuć jak eksponat z gabinetu dziwów, koszmarny i zniekształcony, na który publiczność patrzy z obrzydzeniem, zadowolona i żądna sensacji. „Popatrz! Popatrz! To ten esbek! Ty! Esbek! Miło ci! Zobaczcie! To ten! Zabrali mu! Ha! Ha! Ha!”. Niektórzy potraktowali mnie jak śmieć, który już nie jest potrzebny i należy go wrzucić do kloaki.

Piszę to bez emocji. Rozliczyłem się z Państwem, surowo potraktowałem siebie i to dla mnie było najważniejsze. Nie mam zamiaru już odpowiadać na te same pytania, ku uciesze gawiedzi. Mam też świadomość, ze po siedmiu latach w Departamencie Techniki i Departamencie I SB, zrobiłem przez 23 lata w kontrwywiadzie i wywiadzie bardzo dużo dla mojego kraju, co jest udokumentowane jawnie i tajnie. Wiem też, że gdybym w SB kogoś pobił, zabił lub zniszczył, to spałbym teraz spokojnie, miał dużą emeryturę z cywila lub siedział dość mocno w biznesie. To trochę boli i też wpływa na mnie.

Czeka mnie jeszcze jedna batalia. Tym razem z moim wydawcą, panem Piotrem Jeglińskim, który zmusza mnie do udziału w inauguracji „Resetu” (och, jak mi się go nie chce pisać!) i wieczorach autorskich. Ja nie chcę. Wolałbym być potraktowany, jak nieżyjący autor i nawet nie wiedzieć, co ludzie mówią. Nie wiem co zrobie. Mam nadzieję, że pan Jegliński to zrozumie.

Muszę też napisać, skończyć „oferenta” dla „Frondy”. Zrobię to i zupełnie nie interesuje mnie czy tekst ten wyjdzie czy nie.

Proszę nie obrażać się na mnie i nie traktować mojego postu jako obraźliwego. Napisałem bardzo osobiście o mechanizmach, których mam dość, a których nikt nie zwalczy. Raz jeszcze proszę o nie zadawanie pytań autorom inwektyw. Pamiętajcie: sprawa jest ważniejsza niż moje, czy cudze ego.

Zakończyłbym to trawestacją początku „Wielkiego testamentu” Villona, połączonego z pierwszym wersem „Gerontion” T.S. Eliotta, ale nie chce mi się już pisać.