Przy okazji nudnej jak flaki z olejem kampanii wyborczej, której ubarwić nie są w stanie żadne „debaty wyborcze”, coraz bardziej widoczne się stają nasze narodowe kompleksy.
Przez wieki, niewielu z nas miało okazję zobaczyć, że za Odrą i Bugiem oraz Bałtykiem i Karpatami, żyją normalni ludzie ani lepsi ani gorsi od nas.
Sytuacji nie poprawiało to, że nie tylko my niewiele mieliśmy okazji zobaczyć i poznać przeciętnych Niemców, Rosjan, Szwedów, Maurów czy nie daj Boże Murzynów zwanych teraz „afro(coś)ami”, ale jak już któraś z tych nacji przysłała do nas „swoich”, to byli to przeważnie umundurowani i zwykle zdziczali, najgorsi przedstawiciele jakich udało im się znaleźć.
Z biegiem czasu pojawiły się więc nieuchronnie… nienawiść i strach.
Ponieważ góry i morze są przewodnikami znacznie gorszymi niż równiny, te dwa słodkie uczucia dotyczyły głównie linii zachód-wschód, mniej północ-południe.
Sklecona w II RP teoria „dwóch wrogów”, była tego strachu wynikiem i zwieńczeniem.
Choć od osiemdziesięciu lat, żyjemy w praktycznie jednonarodowym państwie o sensownych, uznanych i bezpiecznych granicach a nasz spokój zakłócają tylko niepokoje wewnętrzne, teoria dwóch wrogów – obcych, chcących zawsze zrobić nam krzywdę, trwa i ma się coraz lepiej.
Gorzej.
Kampania prezydencka, z udziałem 13 kandydatów reprezentujących pełną paletę postaw pokazała, że nasze dobra rodowe – nienawiść i strach, poszerzają swój zakres.
Nienawidzimy i boimy się wszystkiego co wydaje nam się obce.
Na pozór wydawałoby się, że wszelkie rekordy w tej nienawiści i strachu, bije pewien zakompleksiony reżyser o swojsko brzmiącym nazwisku „Braun”.
Nie tylko boi się jak diabeł święconej wody swoich zapewne co prawda bardzo odległych przodków, ale jego przerażenie budzą rodacy Maryi – ponoć królowej Polski, a także wszyscy o zwiększonej dawce pigmentu.
Choćby nieznacznie… jak to u mieszkańców pustyń, nie mówiąc już o tych, którym ten pigment pozwala przeżyć kilkunastogodzinną operację słoneczną.
Biega więc nasz bohater z gaśnicą, usiłując w zarodku zgasić pomysł, że Maryja nie urodziła się w Częstochowie a tylko patrzeć jak uda się do tamtejszego klasztoru, by twarz Madonny wybielić.
Ze szczególnym upodobaniem zwraca się do nas „Szczęść Boże”, żeby podkreślić jaki to on „nasz” i nic go nie łączy z Braunami z Monachium a już nie daj Boże Brukseli.
Jedno się panu Braunowi udaje.
Jego nienawiść i strach przed obcymi, obnaża reakcje innych.
Niemal cała reszta z tej „elity narodu”, z której ponoć mamy wybrać jednostkę najwybitniejszą, prześciga się w potępianiu „jego” antysemityzmu ( bo co inni o nas pomyślą), tak dalece, że nawet boją się wspomnieć o tym, że Żydzi właśnie w tym czasie, urządzają Palestyńczykom to, czego sami doświadczyli w 1942/3 roku w Warszawie.
Role ofiar i katów… nie są nam jak widać przypisane na stałe.
Nieco z mniejszym zapałem, głosy oburzenia padają w obronie tych od pigmentu.
Choć Żydzi nie budzą sympatii u większości mieszkańców kraju nad Wisłą (podobnie zresztą jak i u mieszkańców państw nad innymi rzekami) to oni przynajmniej nie gwałcą – co jest ponoć cechą charakterystyczną dla tych mocniej wybarwionych.
Choć gwałty ludzi różnych nacji pozostawiły u nas trwałe ślady… głównie w nazwiskach – niewykluczone że choćby w Braun, to trudno pogodzić się przecież z tym, że Polakiem będzie jakiś Mbapee czy inny Harikriszna.
Zgodnie więc protestujemy przeciwko najazdowi „dzikusów”… no chyba, że do roboty. Do roboty to nie. Jeśli będą chcieli nam łóżka słać i podłogi zamiatać… niech przyjeżdżają… byle na chwilę.
Przecież… robić nie ma u nas kto.
Kandydaci się więc podzielili.
Na tych którzy lubią tyrających za półdarmo i gotowi są przymknąć oko na kilka gwałtów… i na tych, którzy choć gwałtów nie lubią, gotowi są na to poświęcenie… byle tyrać miał kto.
Rozróżnić tych przyjezdnych ponoć łatwo – trafiają do nas z opłaconymi wizami lub bez.
Nie Żydzi jednak ani ci… mniej od nas biali, są główną osią sporu i widmem naszych kompleksów.
Tradycyjnych wrogów mamy przecież dwóch.
Kandydaci więc podzielili się na „ruskie onuce” i „pachołków Brukseli i Berlina”.
Każdy, kto choć wspomni o tym że „Putin nie jest Drakulą” – to śmierdząca szmata do owijania stóp.
Każdy, kto uważa, że Francuzi a nie daj Boże Niemcy, to ludzie tacy jak my, że mamy z nimi wspólne korzenie grecko-rzymskie, judeochrześcijańskie a choćby i wikińskie i lepiej się z nimi dogadać niż walczyć – to euro-kołchoźnik, zdrajca a co najgorsze pewnie Niemiec.
Suma summarum i jakby nie liczyć… w Polsce już nie ma Polaków.
Są tylko zaczadziali euro-stronnicy (czytaj Niemcy) i sowieto-Rosjanie.
No… może z wyjątkiem pewnej „Dziewczyny z sąsiedztwa”, która wydaje okrzyki zachwytu, gdy może podzielić się z nami radosną wiadomością, że wszyscy jesteśmy gwałconymi homoseksualistami, nie znającymi własnej płci.
Czy naprawdę tak boimy się Rosjan, że gotowi jesteśmy machnąć ręką na Służbę Zdrowia, zawalić naukę i szkolnictwo, zrezygnować nawet z chleba naszego powszedniego… byle tylko nakupować od Amerykanów wojskowego złomu w postaci niejeżdżących czołgów, armat bez amunicji i samolotów, które głównie grzmią nam nad głowami…
bredząc coś o „bezpieczeństwie”???
Czy naprawdę tak boimy się Niemców, żeby zrezygnować z Europy bez granic, w której wszędzie możemy być „u siebie”, studiować możemy na dowolnej uczelni, pracować i wypoczywać gdzie chcemy a wreszcie… z Europy, w której nikt nikogo nie zabija na idiotycznych wojnach o nic???
Wieczne kompleksy i strach???
A gdzie nasza duma???
Gdzie poczucie pewności, że w zjednoczonej Unii możemy odgrywać co najmniej taką samą rolę jak Francuzi, Niemcy czy Włosi?
Gdzie pewność siebie, która podpowiada, że nadchodzi czas, że to MY potrafimy innych czegoś nauczyć, nie będziemy ani głupsi ani mniej cwani od nich?
Zapomnieliśmy już, że przez 1 000 lat naszej historii nie tylko byliśmy bici… ale też potrafiliśmy bić innych?
Niczego nas nie nauczył Bolko zwany Chrobrym, który sam włożył sobie na głowę koronę i stworzył naród ludzi pewnych własnej siły i umiejętności?
Pusty śmiech mnie ogarnia, gdy widzę i słucham ludzi, którzy
– uznają, że jestem „ruską onucą”, ponieważ cenię Rosję i Rosjan, uważam że Putin to mądry, bystry i… cholernie trudny przeciwnik z którym trzeba się liczyć, lecz nie trzeba się go BAĆ.
– są przekonani, że wchodząc dobrowolnie do Unii Europejskiej, jesteśmy skazani na bycie sługami innych, ponieważ jesteśmy od nich głupsi i mniej zaradni a Niemcy to już pod każdym względem są poza naszym zasięgiem.
Jestem Polakiem i… czuję się równy.
Równie wytrwały w walce jak Rosjanie.
Równie zdyscyplinowany w dążeniu do celu jak Niemcy.
Równie mądry i inteligentny jak Anglicy.
Potrafiący cieszyć się życiem jak Włosi, Grecy czy Hiszpanie.
Ba… jestem POLAKIEM i… potrafię w tym wszystkim być lepszy od innych.
Jest nam nawet łatwiej, dzięki temu że wielu z nas to nie tylko Kowalscy czy Pawlakowie, ale też…
Braunowie, Millerowie, Rosenzwajgerowie, Sokolnikowie, Tatarkiewiczowie, Bodnarowie czy choćby Wociale, a nie zaszkodzi nam nawet gdy pojawią się wśród nas Mensachowie czy Olisadebowie.
Razem tworzymy naród, mogący być dumnym z tego czym jest.
Mogący znaleźć swoje miejsce gdzie chce i dogadać się z każdym z kim chce… jeśli tylko… choć na chwilę zapomnimy o naszych kompleksach i… strachu przed innymi.
Najwyższa pora, by zaczęli rządzić nami ludzie którzy to rozumieją.
Niestety… tacy odwracają się z niesmakiem od polityki, pełnej celebrytów i cwaniaków, oskarżających innych o bycie „onucami” i „pachołkami”.
Choć nie widać ich wśród kandydatów… SĄ.
Trzeba ich tylko zachęcić i ośmielić.
Choćby po to byśmy wreszcie uwierzyli, że stać nas na wszystko czego zazdrościmy innym.
Byśmy stali się narodem, który będzie budził szacunek… a nie wywoływał śmiech.
WASZ
nikt.
Autor: Jarosław Wocial
Zostaw komentarz