Gdy czytam wiernopoddańcze wypowiedzi polityków PiS o Trumpie, to odnoszę wrażenie, że widzą w nim rycerza na białym koniu, który pozwoli im (nigdy więcej) wrócić do koryta. Ale USA nie mają trwałych sojuszników, ale wyłącznie wieczne interesy, a sam Trump, gdy zajdzie taka konieczność, potraktuje ich jak cytrynę. Wyciśnie i wyrzuci. Jak to już USA wielokrotnie robiły w przeszłości.

Trump już pokazał, że na pierwszym miejscu stawia interesy USA i nawet jeśli jego przydupas, Elon Musk, kokietuje i wspiera partie prawicowe w Europie, to sam lokator Białego Domu zachowuje się jak biznesmen, dla którego liczy się wyłącznie kasa.

Już nie chce za friko wspierać Ukrainy, ale wystawił Zełenskiemu rachunek, pół biliona dolarów w postaci metali ziem rzadkich, które ma dać.

Cła na stal i aluminium nałożone także na UE, dotkną wszystkie gospodarki europejskie.
Sojuszników USA, jakby nie było.
Ale Trump rozumuje inaczej jak przeciętny, europejski szef rządu. Dla niego nie są ważne sojusznicze zobowiązania czy więzi przyjaźni.
Liczą się pieniądze i gospodarcze interesy Ameryki.

America first?
Niby jasne i czytelne przesłanie, ale PiS tego nie widzi i nie rozumie jego konsekwencji dla UE i Polski.

Dlatego nie rozkminiam tych umizgów PiS do Trumpa.

Na co liczy? Czego od niego oczekuje?

Że przyjedzie do Polski i namaści Karolka z „apartamentu miłości” na prezydenta RP?

Że ujmie się za wszystkimi „więźniami politycznymi PiS” ściganymi przez polski wymiar sprawiedliwości za gigantyczne przekręty, kiedy rządzili?

A może, że sypnie, jak wujek z Hameryki, dularami bo coś polskich dutków na kampanię Karola nie styka?
Nie on osobiście. Ma od tego Muska, dla którego to tyle co splunąć.

W PRL krążył taki dowcip. Co mamy zrobić by w Polsce był dobrobyt?
Wypowiedzieć wojnę Stanom Zjednoczonym i się zaraz poddać.

Pierwsza część do PiS może i nie pasuje, ale druga już tak.

Kanada nie chce, ale PiS nie miałby nic przeciwko temu by Polska była kolejnym stanem USA.