Zaufana osoba odradziła mi aplikowanie o środki z KPO na cele kulturalne, tłumacząc, że są to pieniądze dla znajomych królika, a jeśli przypadkiem jakiś nieznajomy dostanie, to wykończą go przy rozliczaniu, jeśli tylko nie wykaże kwitu na choćby grosz. Dzisiaj dowiaduję się, że faktycznie kasa na rzekomą odbudowę kraju po pandemii idzie szerokim strumieniem, ale na solaria w pizzeriach, jachty w małej gastronomii, zdalne treningi interpersonalne, rozbudowę biura kredytów „chwilówek” czy muzeum znaczenia kartofla. Czyli, kurwa, Miś Misia Misiem pogania.
Ten i setki innych tego typu projektów przypominają klasyczne marnotrawstwo znane z czasów realnego socjalizmu – centralny rozdział środków, wydawanie cudzych pieniędzy na cudze potrzeby i brak realnej odpowiedzialności za efekt. W dzisiejszej, zbiurokratyzowanej do granic absurdu UE, tak jak w PRL-u, dotacjami wspiera się rzeczy, których realnie nikt nie potrzebuje, byle tylko wykonać plan. Projekty zatwierdzane są nie dlatego, że mają sens, ale dlatego, że mieszczą się w kryteriach formalnych i trzeba je sfinansować, bo środki są do wydania.
Wokół tego wykształciła się oczywiście cwana grupa nieustannych beneficjentów systemu – ludzi wyspecjalizowanych w wyciąganiu dotacji na byle gówno, którzy od lat żyją z publicznych pieniędzy, a nie z realnego rynku, gdzie konsument weryfikuje sens przedsięwzięcia. Efekt? Moralny hazard, quasi-kreatywne (jak ja, kurwa, nienawidzę tego słowa!) pomysły oderwane od celów programu, ale nagięte tak, aby jakaś biurwa to klepnęła. I, co znów oczywiste, późna reakcja władz – dopiero po medialnej burzy.
To się musi rozsypać, bo każdy socjalizm musi się rozsypać. Oby jak najszybciej…
Autor: Przemysław Mieszko Rudź – polski kompozytor i wykonawca muzyki elektronicznej, inżynier dźwięku i producent muzyczny, popularyzator astronomii, autor książek i przewodników. W swojej twórczości artystycznej nawiązuje do dokonań słynnej szkoły berlińskiej, wzbogacając ją elementami harmonii rocka progresywnego.
Zostaw komentarz