Wyrzucenie Jacka Soski z Polskiego Stronnictwa Ludowego to nie tylko decyzja personalna. To symboliczny koniec ruchu ludowego, który kiedyś bronił interesów wsi, a dziś broni jedynie swoich stołków. Wniosek o usunięcie złożył wojewoda małopolski Krzysztof Klęczar, a partia – zamiast rozmowy – wybrała ciszę i dyscyplinę.

Zielony z zewnątrz czerwony w środku

PSL coraz częściej przypomina arbuza – z wierzchu zielony, a w środku czerwony. Zielone barwy, hasła o tradycji, o Witosie, o wsi. Ale kiedy zajrzeć głębiej – widać czerwoną sieć partyjnych układów, stanowisk i interesów.

Jacek Soska, były poseł i wieloletni działacz PSL, odważył się głośno powiedzieć to, co wielu cicho myśli:

„Dzisiejsze PSL nie reprezentuje już wsi. To partia urzędników, którzy patrzą tylko, jak obsadzić agencje i stanowiska. Rolnik został sam.”

Za te słowa wyleciał z partii. Bo w „nowym PSL” lojalność ważniejsza jest niż prawda.

Nowe PSL zaprzecza Witosowi

Dawne Stronnictwo Ludowe było ruchem ludzi z pola, gospodarzy, rolników, tych, którzy ciężką pracą budowali kraj. Witos był ich głosem i symbolem – prostym, ale uczciwym.

Dziś, jak mówi sam Soska:

„Nowe PSL, jak sami siebie nazywają, zaprzecza ideom Witosa i Ojców założycieli. Zamiast bronić wsi – bronią własnych interesów.”

To mocne słowa, ale trudno się z nimi nie zgodzić. Gdy partia chłopska zaczyna bardziej przypominać biuro kadr niż ruch społeczny, to znak, że coś pękło.

W partii nie ma miejsca na niezależność

Wyrzucenie Soski to nie tylko pozbycie się „kłopotliwego” członka. To sygnał wysłany do wszystkich działaczy: „Nie wychylaj się.”

W PSL coraz trudniej o wewnętrzną debatę. Kto krytykuje, ten znika z list. Kto mówi o wartościach, ten jest „balastem”.

Jeden z działaczy ludowych, który nie chce ujawniać nazwiska, mówi wprost:

„Soska miał odwagę mówić to, co inni myślą po cichu. Ale dziś w partii liczy się tylko lojalność wobec szefa.”

W efekcie PSL zaczyna przypominać dobrze naoliwiony, lecz pusty w środku mechanizm – sprawny organizacyjnie, ale pozbawiony duszy.

Wieś pamięta

PSL może udawać, że nic się nie stało. Może wydawać oświadczenia, robić konferencje, mówić o „nowym otwarciu”. Ale wieś pamięta. Pamięta Witosa, pamięta tych, którzy bronili ziemi, gospodarstwa i ludzi, nie stanowisk w spółkach.

Wyrzucenie Jacka Soski z partii jest dla wielu symbolicznym momentem, w którym PSL definitywnie straciło prawo do miana partii ludowej.

Arbuz na stole władzy

Władze PSL mogą się cieszyć z ciszy po usunięciu Soski. Ale ta cisza nie jest spokojem – to raczej milczenie po ścięciu ostatniego głosu autentycznej krytyki.

Nowe PSL – zielone z zewnątrz, czerwone w środku – stało się symbolem upadku idei, które kiedyś dawały tej partii sens. Bo gdy partia ludowa przestaje bronić ludu, staje się tylko kolejnym arbuzą – pięknym na zewnątrz, ale pustym w środku.