Po pierwszym moim felietonie o klubie fanów sejmowej patelni i o heroicznym wyniesieniu sprzętu z IKEA przez posła Konfederacji, wydarzyło się coś zadziwiającego. Spadła na mnie lawina komentarzy wysyłanych Messengerem. Jedni pisali, coś w tym stylu, że przecież patelnia to dobro wspólne ludzkości. Inni, że „to nie było wyniesienie, to była translokacja własności prywatnej w kierunku wolnego rynku”. A wiadomo Konfederacja to wolny rynek, teorie Smitha, Freedmana i innych ortodoksyjnych ściemniaczy. Jeszcze inni przysyłali jakieś screeny, usprawiedliwienia, analizy biomechaniki noszenia artykułów gospodarstwa domowego.
Nagle okazało się, że mówienie o złodziejstwie w polityce to akt odwagi większy niż przejście przez dział dekoracji w IKEA bez kupienia świeczki. Wiele głosów z elektoratu Konfederacji broniło bohatera tej historii z zapałem godnym obrony antycznego skarbca, chociaż chodzi tylko o patelnię.
Dlatego postanowiłem (mea culp), że napiszę inny tekst. Obiektywny i prawdziwy.Oto on:
Poseł Konrad Berkowicz, niczym kulinarny Robin Hood, wyrusza do IKEA po sprawiedliwość. Widzi patelnię. W jego oczach połyskuje ona jak symbol wolności, suwerenności kuchennej i sprytu konsumenta, który szuka najkrótszej drogi do wyjścia. Z patelnią pod pachą zmierza ku bramie do lepszego świata, przedzierając się przez labirynt mebli nazwanych jak postacie z sagi islandzkiej.
Plan ma szlachetny: prezent dla Zębaczyńskiego. Można powiedzieć duet doskonały, gdyby nie to, że to posłowie z zupełnie innych planet, biegunowo odmiennych ideologicznie i personalnie, połączeni jedynie siłą grawitacji absurdu. Człowiek, który zna życie od strony ciasta naleśnikowego, i człowiek, który wierzy, że te naleśniki powinny być opodatkowane minimalnie, a najlepiej wcale.
Nie wyszło? Cóż. Biznes bywa jak naleśnik. Raz się uda, raz spadnie na ziemię stroną z dżemem.
W jego wizji Sejm stanie się flagową naleśnikarnią Polski. Sala plenarna zamieni się w kuchnię pokazową. Zębaczyński wystąpi jako MasterChef IV RP. Naleśnik będzie główną walutą debaty publicznej. Posłowie będą tłumaczyli każdą ustawę farszem tematycznym. Minister finansów opracuje kurs wymiany między naleśnikami wytrawnymi a słodkimi.
Natomiast odpowiedzialność polityczna pozostanie tam, gdzie jej miejsce. Czyli nigdzie.
Polska stanie się pierwszym państwem na świecie, w którym demokracja smaży się na teflonie, wyborcy wszystko dostają jak z karty dań – do wyboru , a patelnie prowadzą kampanię wyborczą skuteczniej od niejednego spin-doctora.
Jeżeli więc ktoś uważa, że tekst o patelni to przesada, niech spojrzy na rękę, która tę patelnię dźwiga. Bo czasem jeden śmieszny przedmiot potrafi zdradzić całą powagę systemu.
Bo jeśli politycy zaczynają wynosić patelnie, to znaczy, że mogą nawet wynieść nam państwo.
Zostaw komentarz