W Warszawie zakończyła się konferencja o pokoju i bezpieczeństwie na Bliskim Wschodzie. W założeniu polskich polityków miała ona łagodzić spory i wypracować jakiś kompromis. Natomiast celem biorących w niej udział Stanów Zjednoczonych i Izraela było skoordynowanie i skonsolidowanie sił sojuszników przeciw Iranowi. Świadczą o tym wypowiedzi izraelskiego premiera i amerykańskich polityków które niewiele miały wspólnego z pokojem a dużo z antyirańskim nastawieniem.

Wystarczyło zapoznać się z ich wypowiedziami:

Premier Izraela Benjamin Netanjahu:

– Największym zagrożeniem dla pokoju i bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie jest Iran i irański reżim

Wiceprezydent Stanów Zjednoczonych M. Pence:

– Zgadzamy się, że największym zagrożeniem na Bliskim Wschodzie jest Iran,
– Należy zwiększyć presję na Iran,
-Antysemityzm jest złem i należy mu się przeciwstawiać

Sekretarz stanu USA Mike Pompeo:

– Bez konfrontacji z Iranem nie będzie pokoju na Bliskim Wschodzie,
– Cały czas mówimy jednym głosem, że należy zwiększyć presję na Iran.

Czy udało im się stworzyć antyirański blok, tego nie wiemy, wiem natomiast, że dotychczas na współpracy ze Stanami Zjednoczonymi traciliśmy.

Tak było w przypadku udzielenia pomocy Amerykanom w obaleniu Saddama Husseina w Iraku. Polskie władze oczekiwały, że za wsparcie i przelaną krew polskiego żołnierza Amerykanie nam podziękują i firmy petrochemiczne będą miały bezpośredni dostęp do źródeł surowca, a pozostałe branże będą uczestniczyły w podziale lukratywnego irackiego tortu. Na oczekiwaniu się skończyło.

Boli mnie to, że rząd zamiast starać się być podmiotem w stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi, prowadzi politykę wiernopoddańczą. Od lat ze wszystkich sił stara się przypodobać Ameryce, jako najbardziej oddany i lojalny sojusznik. Im bardziej się stara, tym bardziej jest ignorowany.

Jak pisze Witold Repetowicz, w artykule „Nie psuć relacji z Iranem”, („Do Rzeczy”, 04.02.2019, nr 6) „USA czasowo zwolniły osiem krajów z konieczności stosowania się do sankcji, zezwalając im na import irań­skiej ropy. Na liście tej znalazły się m.in. Grecja, Włochy, a także Turcja, która wię­zi obywateli USA i otwarcie deklaruje, że żadnych sankcji nie zamierza przestrze­gać, a ponadto spotyka się regularnie z Iranem i Rosją w tzw. formacie astańskim, by pod pozorem rozmów o pokoju na Bliskim Wschodzie knuć, jak pozbyć się wpływów amerykańskich w tym re­gionie. Na liście są też tacy bliscy sojusz­nicy USA jak Japonia, Korea Południowa, Tajwan czy Indie, ale również globalny rywal USA, czyli Chiny.

Polska jako najbliższy europejski sojusznik USA w Europie oczywiście nie znalazła się na tej liście, choć się o to sta­rała. Mało tego, jako kraj ponieśliśmy straty, bowiem PGNiG zwinęło się z Iranu, Orlen i Lotos zapomniały o swoich planach inwestycyjnych, a inne polskie firmy, ku­szone przez Iran intratnymi kontraktami, musiały obejść się smakiem”.

Jak na razie to zamiast oczekiwanych inwestycji i budowy Fortu Trump mamy zapowiedź zwiększenia ilości wojsk rotacyjnych, za to Amerykanie mają zbyt na swój skroplony gaz i uzbrojenie.

Premier Netanjahu powiedział otwartym tekstem, że ta „konferencja przybliża nas do wspólnego celu jakim jest wojna z Iranem”. Gdy to usłyszałam to zastanawiam się, czy rzeczywiście Polska da się w nią wmanewrować. Przecież cele USA i Izraela są sprzeczne z polską racją stanu.

Czy celem Polski jest udział w wojnie z Iranem? Zastanawiam się czy w wypadku gdyby zaatakowała nas Rosja, Izrael przysłałby swoich żołnierzy, żeby ginęli w obronie Polaków i Polski?

Uważam, że jako sojusznik Stanów Zjednoczonych w wypadku agresji na ich kraj naszym obowiązkiem jest udzielenie mu pomocy. Ale za co Izraelowi? Czy on na to zasługuje?

Nowelizacja ustawy IPN unaoczniła polskiemu społeczeństwu, że Żydzi kipią wprost nienawiścią do Polaków. Premier Benjamin Netanjahu, jeszcze nie tak dawno mówił, że „Po­lacy w sposób systemowy uczestniczyli w Holokauście”, a w czasie pobytu na konferencji o pokoju i bezpieczeństwie na Bliskim Wschodzie w Warszawie podczas spotkania z dziennikarzami w Muzeum Historii Żydów Polskich powiedział „Polska jako naród współpracowała z nazistowskim reżimem, który zabijał Żydów w czasie Holokaustu”, z kolei żydowska dziennikarka NBC Andrea Mitchell, prowadząc relację z Warszawy stwierdziła, że „podczas powstania w getcie warszawskim Żydzi przez miesiąc walczyli przeciwko polskiemu i nazistowskiemu reżimowi”.

Kancelaria Netanjahu zrzuciła wszystko na to, że jego wypowiedź została błędnie zrozumiana i zacytowana w prasie, bowiem podczas rozmowy z dziennikarzami mówił o Polakach, nie polskim narodzie ani państwie, tylko kto tworzy polski naród jak nie Polacy.

Natomiast dziennikarka NBC na skutek nacisków przeprosiła za swoją wypowiedź. Co z tego tłumaczenia i przeprosin wynika skoro słowa szkalujące Polaków poszły w świat i nie da się ich cofnąć.

Jak do tych wypowiedzi ma się podpisana w 2018 roku przez premierów Benjamina Netanjahu i Mateusza Morawieckiego wspólna deklaracja, w której proklamowano m.in. odrzucenie działań mających na celu obwinianie Polski o zbrodnie popełnione przez Niemców?

Widać, że mimo podpisanej deklaracji nic się w tej kwestii nie zmieniło. Obsesyjna nienawiść do Polaków jest mocno zakorzeniona wśród Żydów. I za takie nastawienie mielibyśmy kiedykolwiek przelewać polską krew, w imię czego?

Czytając wpisy na blogach wielu internautów zastanawia się co zyskaliśmy na Konferencji Bliskowschodniej zorganizowanej w Warszawie? Według mnie jedynie wroga w Iranie. Czy tego chcieliśmy?

Foto: internet