Operacja Tymiński 2.0. Zagrożone imperium medialne Agory stawia wszystko na jedną kartę. „Ostatni bój” Adama Michnika.

Rok 1990. W Polsce dokonana zostaje kolejna kosmetyczna zmiana ustrojowa. „Wroni” generał Wojciech Jaruzelski, prezydent III RP, abdykuje.

Wybór kolejnego prezydenta będzie już demokratyczny.

25 listopada 1990 roku miała miejsce I tura wyborów. Zupełnym zaskoczeniem dla Michnika i jego ekipy był wynik – popierany przez Czerską Tadeusz Mazowiecki nie przeszedł do drugiej tury. Zamiast niego o fotel prezydencki walczyć będzie Stan TymińskiLechem Wałęsą.

Wtedy nadredaktor GazWyb pierwszy raz dostał amoku. Pod adresem Tymińskiego zaczęły padać takie określenia, jak: „bezbożnik”, „awanturnik”, „prymitywny szarlatan” i „przestępca z dżungli.”

Ba, nawet uderzono w ton antysemityzmu – zdaniem organu Michnika matka Tymińskiego z domu nazywała się Szmul.

Wszystkie rewelacje po kilku latach okazały się fałszywe.

.

Kolejny atak Michnik przypuścił na rząd ś. p. Jana Olszewskiego.

Czerska pokazała projekt ustawy lustracyjnej, opracowany jakoby przez Antoniego Macierewicza, ministra w rządzie ś. p. Jana Olszewskiego.

Nic to, że „projekt” ów nie miał nic wspólnego z ówczesnym rządem, gdyż krążył od ponad roku pośród posłów i senatorów.

Michnikowcy przedstawiali go jednak jako rządowy powołując się, tak jak i teraz, na swoje źródła w najbliższym otoczeniu premiera.

Dzisiaj wiemy, że powyższe źródła istniały jedynie w zamroczonej alkoholem wyobraźni nadredaktora.

Ale wtedy efekt został osiągnięty.

Stan Tymiński nie został prezydentem, ś. p. Jan Olszewski przestał być premierem.

.

Dzisiaj Michnik znowu walczy.

Tym razem już o przetrwanie nie tylko obozu politycznego, który w Magdalence został namaszczony na rządzący w Polsce, ale i o własne.

Piątkowy tekst zamieszczony w „gazecie wyborczej” jest wymierzony w Jarosława Kaczyńskiego jak żaden ze wcześniejszych.

Otóż zdaniem czerskiego cyngla Czuchnowskiego i niejakiej Szpali Jarosław Kaczyński miał żądać 100.000,- zł od austriackiej ofiary, czyli G. Birgfellnera.

W poniedziałek 11 lutego – pod groźbą odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania – Birgfellner zeznał przed prokurator Renatą Śpiewak:

„W tym czasie, myślę, że to było w lutym 2018 r., kiedy sprawa była dalece zaawansowana i byliśmy w trakcie negocjacji, kancelaria Baker McKenzie [wynajęta do prawnej obsługi inwestycji spółki Srebrna] poleciła mi, że potrzebuje uchwały spółki Srebrna oraz właściciela spółki Srebrna, czyli fundacji im. Lecha Kaczyńskiego. Baker McKenzie przygotowała treść takiej uchwały. Jarosław Kaczyński powiedział, że potrzebuje pełnomocnictwa od spółki Srebrna do podpisania tej uchwały. Chodzi dokładnie o uchwałę rady fundacji im. Lecha Kaczyńskiego.

W imieniu Instytutu Lecha Kaczyńskiego Jarosław Kaczyński sam podpisał te uchwały. To były trzy uchwały, one są w posiadaniu mecenasa [chodzi o zgodę na zaciągnięcie kredytu na 300 mln euro i rozpoczęcie inwestycji; uchwały opisujemy w dalszej części]. Jarosław Kaczyński w imieniu fundacji im. Lecha Kaczyńskiego podpisał te uchwały z dwiema innymi osobami.

Przy czym chciałbym jeszcze powiedzieć, że Jarosław Kaczyński powiedział mi, że musi mieć jeszcze podpis księdza, który jest członkiem rady tej fundacji, ale powiedział, że zanim ten ksiądz podpisze, to trzeba mu zapłacić. Chodzi o pana Rafała Sawicza.

Zapytałem Jarosława Kaczyńskiego, ile musimy mu zapłacić, a on odpowiedział, że prawdopodobnie 100 tys. zł. Powiedziałem, że nie mam takich pieniędzy i muszę je wyłożyć z własnej kieszeni, i mogę zebrać 50 tys., a resztę zapłacimy mu, jak dostaniemy kredyt [z Banku Pekao SA na przygotowanie inwestycji], a ja otrzymam swoje honorarium.

Ktoś z Nowogrodzkiej do mnie zadzwonił, nie wiem kto, że powinienem podjąć te 50 tys. z banku z mojego prywatnego konta i zawieźć je na Nowogrodzką. Zaniosłem kopertę z pieniędzmi na Nowogrodzką, nie pamiętam dokładnie, komu przekazałem kopertę z pieniędzmi, ale przypominam sobie, że Jarosław Kaczyński tę kopertę miał w ręku. Więc mieliśmy już podpisane uchwały, czyli była zgoda”.

Do zeznania dołączony jest wydruk z konta Austriaka w Banku Pekao SA z adnotacją o pobraniu gotówki 7 lutego 2018 r. Zeznanie jest podpisane. „Wyborcza” poznała jego treść nieoficjalnie.

http://wyborcza.pl/7,75398,24460147,tasmy-kaczynskiego-austriacki-biznesmen-prezes-pis-naklonil.html#nowaZajawkaGlownaMT#S.DT-K.C-P.1-B.2-L.1.maly

(Wyboltowanie moje – HD.)

Kolejna rewelacja czerskiego cyngla i jego partnerki budzi zdumienie. Jeśli wierzyć GazWyb renomowana kancelaria prawna żądała zupełnie niepotrzebnych dokumentów, albo też austriacka ofiara prawie-Kulczyka cierpi na psychozę urojeniową.

Popatrzmy:

Teza 1: (…) kancelaria Baker McKenzie [wynajęta do prawnej obsługi inwestycji spółki Srebrna] poleciła mi, że potrzebuje uchwały spółki Srebrna oraz właściciela spółki Srebrna, czyli fundacji im. Lecha Kaczyńskiego. Baker McKenzie przygotowała treść takiej uchwały. Jarosław Kaczyński powiedział, że potrzebuje pełnomocnictwa od spółki Srebrna do podpisania tej uchwały. Chodzi dokładnie o uchwałę rady fundacji im. Lecha Kaczyńskiego.

Powyższe nie ma nic wspólnego z obowiązującym prawem.

Tzw. „rada fundacji” nie jest organem wymaganym przez prawo (ustawa z dnia 6 kwietnia 1984 r. o fundacjach). W przypadku Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego pełni jedynie funkcje organu kontroli wewnętrznej.

Natomiast z art. 5 ust. 1 i art. 10 ustawy o fundacjach wynika wprost, że zarząd jest jedynym obligatoryjnym organem fundacji. I tylko on reprezentuje fundację na zewnątrz.

Jeśli faktycznie kancelaria prawna żądałaby uchwały organu, to tylko i wyłącznie w grę mógł wchodzić Zarząd.

W rejestrze fundacji Instytut im. Lecha Kaczyńskiego (KRS 0000173661) widnieje stosowny zapis. Otóż reprezentować może dwóch członków Zarządu łącznie.

Organ kolegialny (nawet dwuosobowy) jakąkolwiek decyzję zawsze podejmować będzie na podstawie wcześniejszej uchwały. Przy czym niekoniecznie będzie ona zaprotokołowana.

Natomiast Rada Fundacji pełni rolę nadzorczą i nie ma wpływu na składane przez fundację oświadczenia woli innym podmiotom.

Opowieści o uchwale rady fundacji to wierutna bzdura.

Żaden prawnik nie mógłby jej żądać, bowiem nie ma znaczenia prawnego w opisanej przez GazWyb sytuacji.

.Teza 2. „Do zeznania dołączony jest wydruk z konta Austriaka w Banku Pekao SA z adnotacją o pobraniu gotówki 7 lutego 2018 r. Zeznanie jest podpisane. „Wyborcza” poznała jego treść nieoficjalnie.”

.Jeśli jest to prawda, mamy do czynienia z przestępstwem popełnionym przez autorów artykułu. Nie tylko. Ktoś przecież zatwierdził tekst do druku.

Odpowiedzialność za rozpowszechnianie materiałów z postępowania penalizowana jest w art. 241 kodeksu karnego:

§ 1. Kto bez zezwolenia rozpowszechnia publicznie wiadomości z postępowania przygotowawczego, zanim zostały ujawnione w postępowaniu sądowym, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

Wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z dnia 19.12.2013 r., (I ACa 1041/13) przytacza powody, dla których istnieje ww. przepis:

„przyczyną wyłączenia jawności zewnętrznej w pierwszym stadium procesu karnego jest przede wszystkim konieczność zabezpieczenia prawidłowego toku procesu karnego i to dobro stanowi główny przedmiot ochrony przestępstwa z art. 241 § 1 KK. Wyłączenie jawności w tym stadium postępowania służy również ochronie dobra indywidualnego, przede wszystkim dobrego imienia osoby, przeciwko której skierowany jest proces karny„.

Czy jednak „czerscy” faktycznie ujawnili treść istniejącego protokołu zeznań świadka?

GazWyb wyraźnie podaje:

Wyborcza” poznała jego treść nieoficjalnie.

Czy to oznacza, że GazWyb ma w prokuraturze kreta, który wynosi materiały z dochodzenia?

A może mecenas Roman Giertych/Jacek Dubois dostarcza materiały ze śledztwa na Czerską???

W grę wchodzi więc odpowiedzialność z art. 266 kk, przy okazji śmierć zawodowa adwokata czy prokuratura.

I utrata zarobków, często pokaźnych. Wyobrażacie sobie Giertycha na kasie w Biedronce??

Art. 266:

§ 1. Kto, wbrew przepisom ustawy lub przyjętemu na siebie zobowiązaniu, ujawnia lub wykorzystuje informację, z którą zapoznał się w związku z pełnioną funkcją, wykonywaną pracą, działalnością publiczną, społeczną, gospodarczą lub naukową,

podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

§ 2. Funkcjonariusz publiczny, który ujawnia osobie nieuprawnionej informację niejawną o klauzuli „zastrzeżone” lub „poufne” lub informację, którą uzyskał w związku z wykonywaniem czynności służbowych, a której ujawnienie może narazić na szkodę prawnie chroniony interes,

podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

Gdyby się okazało, że to on wyniósł materiały z postępowania nie znalazłby gdzie indziej pracy.

Historia „czerskich afer” (Tymiński, rząd ś. p. Olszewskiego) mocno sugeruje, że opublikowane „zeznania” narodziły się nie przy ul. Chocimskiej 28 (siedziba Prokuratury Okręgowej w Warszawie), ale przy Czerskiej 8-10 (siedziba GazWyb).

Za taką hipotezą prócz historii czerskiego kłamstwa przemawia także kompletna nieznajomość prawa, wykazana w tekście.

Czuchnowski prawnikiem nie jest, dlatego „rada fundacji” wydaje mu się organem analogicznym do Zgromadzenia Wspólników w spółce kapitałowej.

Tymczasem, szukając analogii, jest to raczej odpowiednik Rady Nadzorczej.

Ustanowienie pełnomocnika dla skuteczności prawnej musi być dokonane przez Zarząd.

Tak w spółce, jak i w fundacji.

Innej drogi nie ma.

.Przyciśnięta do muru czerska gadzinówka za nic ma jednak obowiązujące prawo.

Cel bowiem uświęca środki.

.Wygląda na to, że koniec Michnika jest bardzo żałosny.

16.02 2019