Mocny tytuł, prawda? Islam i nazizm. Już semantycznie słowo „nazizm” kojarzy nam się z emanacją zła, wydźwięk słowa tworzy ciarki na plecach. Islam? Słowo jak słowo. Religia, Mahomet, Mekka, Koran – gra skojarzeń. Dziś coraz częściej kojarzy się z przemocą, zamachami, śmiercią. Czy słusznie? Nie o semantykę chodzić będzie w tym wpisie, choć i ona jest znakiem czasów,  znakiem zmian. Nieodwracalnej zmiany w mojej ocenie, niestety.

Nicolaus von Below – adiutant Adolfa Hitlera w swoich wspomnieniach dotyczących pracy u boku Fuhrera zatytułowanej „Byłem Adiutantem Hitlera”, przytacza znamienne słowa swojego wodza – cytat nie jest dosłowny, cytuję z pamięci – „szkoda, że nie jesteśmy wyznawcami Mahometa. Nasz niemiecki duch dużo lepiej odnalazłby się w wierze mahometańskiej niż chrześcijańskiej. Islam jest religią siły i zdecydowania, podporządkowania, chrześcijaństwo zaś jest słabe, litościwe i zażydzone”. Słowa te padły jak pamiętam w kontekście pomocy dla powstańców Arabskich, którzy w czasie II Wojny Światowej mieli być sojusznikami Hitlera i jego Afrika Korps na Bliskim Wschodzie. Dla mnie to jeden z ważniejszych cytatów z Hitlera – jasno wskazał bowiem podobieństwo wiary islamskiej do teoretycznej – a często i praktycznej – konstrukcji nazizmu. Totalizm, ślepe oddanie idei,
podporządkowanie, prymat ideologii nad prawem – prawo wynika z ideologii, wreszcie elementy rasistowskie i wspólne „Drang nach Osten”, czytaj „Dżihad pod wszystko”. Oczywiście porównanie to można uznać za swego rodzaju intelektualną zabawę, gdyby nie fakt, że zachęcił do niej sam Adolf Hitler. Agrumentum ad Hitlerum – chyba najbardziej obśmiane w dziejach sprowadzenie do absurdu, w tym przypadku nie może mieć miejsca ? Dlaczego ? Bo i porównania zbyt mocne i widoczne i zagrożenia zbyt silne.

Na początku lat 30-tych, stronnicy Hitlera stanowili zdecydowaną mniejszość społeczeństwa niemieckiego. Uważano ich za groźny, ale jednak folklor. Piwko, wspomnienia z wojny, czasem jakieś demonstracje.  Padały hasła o konieczności „kulturowej asymilacji” rozgoryczonych przez zmiany wersalskie, o wtłoczeniu ich w ramy normalnego życia społecznego. Naziści nie mieli jednak na to najmniejszej ochoty – oni chcieli rządzić. Mieli  swojego Wodza, swój Mein Kampf. Byli zdeterminowani, brutalni, ale przy tym bardzo skuteczni. Z mniejszości szybko stali się większością. Zasadniczą przyczyną tego stanu rzeczy była uległość chrześcijańskich elit Republiki Weimarskiej. Co było dalej- wszyscy wiemy.

Przykłady użyte przeze mnie wcześniej nie są tylko publicystyczną teorią. Teorią zaś są twierdzenia, że imigranci są w stanie się zasymilować w Europie. Nawet jeśli porównania islamu do nazizmu są na wyrost (  przyznaję, islam jest zróżnicowany, wahabityzm, salafityzm itd itd…) to rdzeń wiary islamskiej i związana z nią ideologia są tak silne, że wykluczają rozpłynięcie się wyznawców wiary Mahometa w społeczeństwach Zachodu. Wizualne oznaki asymilacji są fatamorganą, czego tragiczny przykład mieliśmy wielokrotnie – zamachowcy na WTC wychowali się w bogatych, stosunkowo liberalnych rodzinach. Zamachowiec z Paryża prowadził bar i sprzedawał alkohol. Konkluzja ? Mocna, ale mająca jak sądzę rację bytu – nie każdy  wyznawca islamu jest terrorystą, ale każdy nosi w sobie jego gen, który odpowiednio ukształtowany może przynieść tragiczne owoce. Jak określić ten gen ? O ile chrześcijaństwo wyrosło na fundamencie miłosierdzia, o tyle islam był od samego początku ekspansywny i zakładał walkę – ów Dżihad ( rozumiany bardzo różnie, ale jednak w sensie walki).

W ostatnich dniach, kiedy nie możemy pogodzić się z niebywałym barbarzyństwem z jakim mieliśmy do czynienia w Paryżu, szczególnie mocno zadajemy sobie pytania o naturę islamu. Pytanie to jest najważniejszym dla społeczeństw całej Europy. Banał. Próbując jednak racjonalizować to, z czym się zmagamy, musimy wyjść od podstawowych założeń. Najlepiej oprzeć się na tym, o czym mówią sami przedstawiciele świata islamu. Niewielu uchwyciło, że władze Arabii Saudyjskiej odmówiły przyjęcia emigrantów,  tych samych, którzy teraz szturmują Europę. Jako powód podali – uwaga – niemożliwość odróżnienia cywili od potencjalnych  terrorystów (sic!). To oczywista oczywistość – cytując klasyka. Jednak Saudowie skłonni są wybudować w Europie – 200 nowych Meczetów. Cóż za wspaniałomyślność ! Mamy więc pierwszą wiadomą – nie możemy odróżnić uchodźców od terrorystów. Koniec kropka. To implikuje kolejną wiadomą, że określony procent imigrantów to terroryści. Trudno określić jaki – 1,2 czy 3 %, ale przy masowym zalewie ludzkim to tysiące. Tysiące mężczyzn, którzy chcą naszej śmierci, końca naszej cywilizacji. Koniec kropka.  Kolejna wiadoma – Europa nie jest w stanie przyjąć kolejnych tysięcy. system gospodarczy i socjalny się zawali. I ostatnia – najważniejsza rzecz – nie mamy moralnego obowiązku ich przyjmować. Majaczenia o „miłosierdziu” i „współczuciu” są skrajnie nieadekwatne. Dlaczego ? Bo oni już uratowali swoje życie. Definicja uchodźcy mówi, że jest człowiek szukający schronienia przed bezpośrednim zagrożeniem wojennym. Ci, którzy mieli wyjechać z Syrii czy Libii, już to zrobili (notabene tylko ok.10-20 % tzw. uchodźców to obywatele tych Państw).

Konkluzja? Smutna. Boje się. Podjęcie tego tematu to pewne ryzyko, ale robię to wierząc, że robić będę to mógł nadal. W imię wolności, nieskrepowanej więzami politycznej poprawności – czy więzami rozumianymi bardzo wprost.

Autor: Aleksander Ziemiańczyk