Wszelkie skrajności nie prowadzą do niczego dobrego a już tym bardziej do niczego co „ma sens”, ponieważ jest wbrew ludziej naturze.
Picie alkoholu to „choroba duszy” (mam na myśli uzależnienie sie od niego w większym czy mniejszym stopniu).
Skłonności genetyczne oraz środowisko (dom rodzinny, znajomi, miejsce pracy) dokładają się do „pakietu”.
Od 1920 do 1933 roku trwała tzw. prohibicja.
Ideę prohibicji wspierały ruchy moralne i religijne (np. Women’s Christian Temperance Union), które uważały alkohol za źródło przemocy, biedy i demoralizacji. Hasło brzmiało: „Suchy naród to zdrowy naród”.
Początkowo przyniosło to pozytywne skutki. Mniej przemocy w rodzinach, mniej chorób związanych z alkoholem/przez alkohol, lepsza wydajność w pracy i bezpieczeństwo.
Na część społeczeństwa „podziałało”, ale zawsze w każdym jest wystarczająco duża ilość tych, którzy „napić się muszą”.
Rosła przestępczość, korupcja, nielegalne zyski budowały „lewe biznesy”.
Tam gdzie są zakazy, tam jest okazja dorobić się nielicznym i bezwzględnym cwaniaczkom, bandyterce. Mieliśmy okazję doświadczyć tego choćby podczas niedawnej tzw. „pandemii”.
Nigdy nie wiesz …
W liceum sam lubiłem imprezy z alkoholem. Myślę, że wiele koleżanek z klasy, z liceum mogło uznać mnie i moje towarzystwo za te, które „źle skończy”. Skoro teraz lubi, to „co będzie później?”
Życie jest jednak niesamowicie przekorne, aby nie powiedzieć „zabawne” i „to tak nie działa”.
Okazało się, że ja nie piję a niektóre z nich zmagają się czy zmagały z mężami, partnerami, którzy za kołnierz nie wylewają.
Mnóstwo ludzi oszukuje siebie, oszukuje innych, że nie ma z czymś problemu. Póki nie śmierdzisz i nie przewrócisz się przed blokiem, to „wszystko gra”.
Dla jasności. Współczuję a nie przekreślam kogoś z powodu X czy Y (alkohol, narkotyki, …). To choroba duszy, jak już pisałem i pewien spadek, po przodkach, przez który „jednym smakuje coś bardziej a innym wcale”.
Prohibicja w Polsce miałaby sens?
Nie.
Ludzie sami muszą przestać chcieć pić, ćpać, … i zacząć być w stosunku do siebie „ok”.
Wiecie, że …
Lata 70 i pierwsza połowa 80 – za czasów Edwarda Gierka i później, gdy gospodarka centralnie planowana powodowała nieracjonalne ceny. W tym czasie butelka wódki (0,5 l) kosztowała ok. 70–100 zł, a butelka wody mineralnej — nawet 120–150 zł.
Zjawisko „tańszego alkoholu niż wody” występowało na ziemiach polskich już w czasach I Rzeczypospolitej, zwłaszcza od XVI do XVIII wieku. Produkcja alkoholu była powszechna i tania (z wielu powodów).
Każde uzależnienie, nie tylko alkohol, które przejmuje nad tobą kontrolę w wielu sytuacjach, w życiu, jest złe.
Mniejsza z Tobą, jeżeli się stoczysz. Problem w tym, że zazwyczaj cierpią inni a zyskuje wąskie grono.
Autor: Diario
Zostaw komentarz