To zdjęcie z lat 90-tych wywołuje we mnie wiele emocji. Przy rodzinnym stole siedzi moja mama, obok ja – dzieciak, który nie miał pojęcia, że właśnie poznaje osoby, która wpłyną na jego sposób patrzenia na świat.

Są z nami mój wujek, Janusz Szydłowski, który właśnie wrócił z emigracji z żoną, Christina Podleska. Pełen pomysłów, marzeń i energii, gotowy budować w Krakowie coś niezwykłego. Nowy wujek stał się dla mnie wtedy człowiekiem, który pokazał mi, że można poświęcić całe życie pasji – i że warto to robić.

Janusz stworzył Krakowski Teatr VARIETE – pierwszy teatr muzyczny tej klasy w Polsce, miejsce, które stało się prawdziwą wizytówką Krakowa i Małopolski, przyciąga publiczność z całego kraju i zagranicy, wpisuje się na stałe w historię polskiej kultury. Przywiózł z Wielkiej Brytanii technologie, których w Polsce wcześniej nie było. Zawalczył o licencje na najlepsze broadwayowskie tytuły, scenariusze, topowych aktorów, profesjonalny zespół i najlepszych współpracowników. Od zera, własnymi rękami i ogromną determinacją zbudował scenę, o której dziś mówi cała Polska. Oddał temu miejscu całe swoje serce, energię i najlepsze lata życia.

Decyzją firmowaną przez Prezydenta Krakowa Aleksander Miszalski, który jest moim przyjacielem i był wieloletnim współpracownikiem, Dyrektor został niedawno poinformowany o zbliżającym się zakończeniu współpracy z teatrem. Dowiedział się o nieprzedłużeniu kontraktu z urzędowego pisma. Proceduralnie wszystko jest zgodne z prawem i intencją władz, by decydowały konkursy, a nie znajomości czy układy. Rozumiem to, bo sam żyję w zgodzie z zasadą, że znajomości nie mogą wpływać na decyzje urzędowe.

Chcę jasno podkreślić – nie mam ani nigdy nie miałem żadnych korzyści finansowych, stanowisk czy przywilejów z racji dawnej współpracy z obecnym prezydentem. Gdy był posłem i razem zabiegaliśmy u Donalda Tuska o obniżenie VAT do 8% dla branży beauty, robiliśmy to otwarcie, przejrzyście, w świetle reflektorów. Bez żadnych moich osobistych korzyści – poza satysfakcją, że mogliśmy realnie pomóc dziesiątkom tysięcy polskich przedsiębiorców.

Czuję, że pewne decyzje, szczególnie dotyczące ludzi zasłużonych, starszych i zaangażowanych całym sercem, wymagają więcej niż „zwolnienie mailem w stylu Elona Muska”.

Pracownicy teatru byli tym zszokowani, pismami i petycjami stanęli murem za swoim dyrektorem – bo swoją pasją, wiedzą, zaangażowaniem i uczciwością zapracował na ich szacunek. Wyrazy wsparcia artystów płyną z całej Polski. Petycję, by Teatr Bagatela nie wchłonął VARIETE, podpisało już ponad 10 tysięcy osób. Odbył się też pierwszy protest. Takie są fakty.

Wróćmy teraz na moment do lat 90-tych i rozmowy przy stole, o której nie przeczytacie w mediach. Mały Michał dowiedział się, że pani, którą znał ze słynnej roli w „Misiu”, jest nową ciocią 🙂 Poznał także ich obydwojga głęboką potrzebę serca powrotu do Polski, do korzeni, odważne pomysły na budowanie kultury w Krakowie. Zaimponował mi wtedy zachodni styl menedżerski Janusza i jego wiara w możliwość tworzenia rzeczy, które wydawały się niemożliwe w szarej, postsowieckiej Polsce. To on uświadomił mi, że wysoka sztuka nie musi być zarezerwowana tylko dla elit, że teatr to nie tylko Hamlet czy Dziady, a opera nie ogranicza się tylko do Carmen czy Halki. Że ludziom można pokazać piękno kultury w sposób przystępny. Janusz ma mistrzowski talent do balansowania pomiędzy wysoką kulturą a jej dostępnością dla szerokiej publiczności – potrafi kulturę opakować atrakcyjnie i przystępnie, tworząc prawdziwe modele win-win.

Po latach starań Janusza, to właśnie w Krakowie powstała „Legalna Blondynka” (grana w VARIETE m.in. przez Natasza Urbańska i Barbara Kurdej-Szatan). Pamiętam, jak z dumą, na inauguracyjnym spektaklu VARIETE wręczałem wujkowi symboliczną zabytkową szablę z inskrypcją od mojego taty. Powstał „Tajemniczy Ogród” (reżyserowany przez Janusza w Bagateli i grany z sukcesem do dziś) czy jego „Mały Lord” na deskach Opera Krakowska, który zebrał tak fenomenalne recenzje. A VARIETE, cieszące się blisko 90-procentową frekwencją, jako jedyne wystawiło „Chicago” i plejadę spektakli przyciągających tłumy, bo Janusz świetnie łączy wyczucie artystyczne z biznesowym i menedżerskim talentem.

Teatr generuje wysokie przychody z biletów (ok. 6 mln zł rocznie), co jak na polskie teatry jest znakomitym wynikiem. Skutecznie przyciąga do Krakowa turystów, którzy oprócz wizyty w VARIETE zostawiają w mieście dodatkowe środki. Jako Krakus chciałbym, żeby goście naszego miasta kojarzyli je z teatrami, muzeami, historią i sztuką, a nie tylko z tanimi pubami i weekendową imprezą.

To tutaj, w VARIETE, moja przyjaciółka Agnieszka Chrzanowska, dawna wychowanka Janusza, miała jubileuszowy koncert „Piosenki z Historią napisane w Krakowie”. Jej koncept to majstersztyk promocyjny miasta – każda piosenka opowiada o miejscu ważnym dla historii i kultury Krakowa (ostatnio mówiliśmy o tym m.in. z Maria Klaman, Iwona Chamielec, Beata Sadowska, Agnieszką Karcz-Bogacką i Krzysztof Karcz-Bogacki). Zależało jej by wystąpić tutaj, właśnie przez wzgląd na Janusza.

Wierzę, że nadal można postąpić z klasą. Że miasto może jeszcze powiedzieć Januszowi: „Doceniamy to, co zrobiłeś dla kultury Krakowa. Chcemy, żebyś został godnie uhonorowany, a Twój wkład nigdy nie został zapomniany. Widzowie i artyści nigdy nie przestaną Cię cenić”. To byłoby właściwe, ludzkie, godne podejście.

Dziś niestety forma załatwienia tej sprawy zabrzmiała jak: „Procedury to procedury. Nieważne ile masz lat, ile serca i zdrowia tu zostawiłeś. Możesz albo startować w konkursie, albo odejść. Taka jest litera prawa.”.

To boli – Janusza, ludzi kultury, a także mnie. Tym bardziej że po raz pierwszy w życiu usłyszałem od kogokolwiek zdanie: „Po tym, co się stało, nie chciałbym być nigdy pochowany w Polsce”. Te słowa mną wstrząsnęły, bo zdałem sobie sprawę, jak głęboko można zranić człowieka, którego życie jest przykładem oddania miastu.

Znam Olka od wielu lat jako człowieka uczciwego, otwartego i empatycznego, który naprawdę słucha ludzi. Wiem, że intencją Olka zawsze było poprawienie funkcjonowania miasta, dlatego szczerze wierzę, że nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo emocjonalnie bolesny będzie dla Janusza sposób, w jaki informację przekazali urzędnicy. Wierzę, że teraz, gdy sprawą żyje kawał Polski, znajdzie sposób, by pokazać, że krakowska administracja potrafi połączyć procedury z empatią i poszanowaniem ludzkiej godności.

Mógłbym zapewne wykonać zakulisowy telefon: „weźże załatw to inaczej”. Ale etycznie i życiowo nigdy tak nie działam. Transparentność, uczciwość i otwartość są dla mnie podstawą – dlatego z nikim się nie kontaktując, publicznie teraz mówię, co czuję i jak uważam, że powinno być.

Chciałbym, żeby ta sprawa pokazała, że za każdym sukcesem Krakowa stoi konkretny człowiek, który oddał miastu część swojego życia. Także każda i każdy z Was którzy to czytacie, w rożnej skali, ale zmieniacie miasto na lepsze. Wiedzcie o tym. Kraków zawsze był miastem wielkich ludzi i wielkich historii. Wierzę, że nadal potrafimy docenić tych, którzy je tworzą.

VARIETE to teatr niezwykły, muzyczny, pełen życia – jak jego twórca. Takie sceny są nie tylko potrzebne miastu – one je definiują. Mam nadzieję, że finał tej sprawy będzie równie niezwykły i godny, jak dzieło, które stworzył Janusz Szydłowski.

Dziękuję Wam wszystkim, którzy rozumiecie, dlaczego zdecydowałem się o tym napisać publicznie. Doceniam każdą Waszą reakcję, komentarz i udostępnienie. To bardzo ważne, żebyśmy wszyscy pamiętali, że Kraków jest przede wszystkim miastem ludzi, ich historii, emocji i serc.

Zapraszam wszystkich moich przyjaciół do podpisania petycji i ściskam Was ciepło, życząc Wam dobrego dnia, link: www.petycjeonline.com/sprzeciw_wobec_pomysu_wczenia_teatru_variete_w_struktury_teatru_bagatela

P.S. Zachęcam Was do obejrzenia „Jesus Christ Superstar”, spektakle są teraz na dniach. Tuż przed rozpoczęciem, usłyszycie zapowiedź głosem mojego wujka z prośbą o wyłączenie telefonów i życzeniami udanego seansu. Zapowiedź, która wybrzmiewa od 10 lat.

P.S.S. Piszę szczerze o moich odczuciach, podobnie jak senator Jerzy Fedorowicz, który od studiów przyjaźni się z Januszem i od lat współpracuje z Olkiem Miszalskim.

P.S.S.S. Wygląda na to, że właśnie przypadkiem wyszło, że pan dyrektor jest kuzynem mojego taty. Świat jest mniejszy, niż nam się wydaje – a dla nas Krakusów od pokoleń, Kraków to już w ogóle prawdziwa rodzinna historia.

Autor: Michał Łenczyński
Właściciel i CEO międzynarodowej akademii kosmetycznej z 7.000 absolwentek z 50 krajów świata.

Kim jest Michał?

To Człowiek Roku Branży Beauty, Osobowość Roku Biznesu Beauty, najpopularniejszy w kraju branżowy ekspert stale goszczący w 200 polskich i międzynarodowych mediach, telewizjach, czasopismach, gazetach i radio. Założyciel i lider 80 – tysięcznej Grupy Wsparcia Beauty Razem. Związany z Branżą od 1982 roku, gdy wychowywał się w rodzinnym gabinecie kosmetycznym. Od 2000 szef salonu i Akademii Sztuki Piękności, która wykształciła 10.000 osób z 50 krajów świata. Reprezentując branżę zapobiegł trzeciemu lockdownowi, wynegocjował 1.000.000.000 zł wsparcia finansowego, współtworzył wytyczne sanitarne dla salonów i pilotował z ramienia branży ostateczne zniesienie restrykcji Covid w salonach. Pomysłodawca akcji Beauty dla Ukrainy, w ramach której daliśmy uchodźcom 1.000 miejsc pracy. Autor największego w Branży bestsellera „Beauty. Niech Kryzys będzie impulsem” pobranego ponad 25.000 razy, którego czytelnikami są m.in. Lech Wałęsa i prof. Miodek. Wprowadził do mainstreamu języka polskiego zwrot „Branża Beauty”, który jest z nami do dziś. Zawodowo jest trenerem charyzmy, marki osobistej, relacji, zarządzania. Z pasją uczy salony jak zarabiać i osiągać sukces w Biznesie Beauty, a dostawcom produktów i usług dla branży pozwala potrójnie rozwinąć skrzydła.