Trump chce wysiedlić gazańczyków do Egiptu lub Jordanii, zburzyć to co tam jeszcze zostało, a w to miejsce pobudować Rivierę dla „ludzi międzynarodowych” zarządzaną przez USA. Myślałem, że chłop z rudą grzywą już mnie niczym nie zaskoczy. Myliłem się i myślę, że takich jego rasistowskich i imperialistycznych wybryków będzie jeszcze więcej. A nasi PiS owcy najchętniej by mu wleźli w tyłek. I to bez wazeliny.

Karoline Laevitt, rzeczniczka Białego Domu co prawda zaraz zdementowała słowa swego szefa wypowiedziane na wspólnej konferencji prasowej z gangsterem z Tel Awiwu, ale słowa poszły w świat i narobiły sporo szumu i oburzenia.

I słusznie.

Bo to co Trump proponuje to nic innego jak czystki etniczne, których Palestyńczycy już doświadczyli w czasie „nakby” masowych wysiedleń dokonanych przez Izrael. Budując w tych miejscach nielegalne osiedla.

Te i inne groźby Trumpa np. wobec Kanady, Meksyku, RPA, Panamy, Grenlandii ( a na tym się pewnie nie skończy) pokazują, że w Białym Domu mamy, albo niezrównoważonego gościa, albo, cynicznego gracza, który chce realizować imperialną politykę USA wobec całego świata.
Myślę, że jest i tak i tak.

Mieli rację ci, którzy przed nim ostrzegali nazywając go dyktatorem i szaleńcem.
I przyjdzie nam z nim żyć przez następne cztery lata.

Co oznacza, że jeśli „miękiszony” z Unii Europejskiej się nie ogarną, to będziemy mili niezły bajzel przez niego wywołany.
To nie tylko groźba ceł na UE, bo „kupuje za mało z USA” – jak się wyraził, ale próby ingerencji w decyzje wyborcze Europejczyków co robi już Musk, jego alter ego w przypadku Niemiec czy Wielkiej Brytanii. Na razie.

Dlatego bym nie zapraszał Trumpa do Polski w czasie kampanii prezydenckiej, z obawy, że może swoimi, nieodpowiedzialnymi wypowiedziami, próbować nam „urządzić wybory”.
Poza tym, PiS aż przebiera nóżkami by w jego wątpliwym blasku ocieplić siebie i swojego „obywatelskiego” kandydata.
Przecież widać, że Trumpowi najchętniej wleźliby w tyłek. I to bez wazeliny.

Można usprawiedliwiać Trumpa, że to tylko retoryka obliczona na wypracowanie lepszej pozycji negocjacyjnej.
Pewnie częściowo tak jest.
Niemniej, jest to groźny i nieobliczalny polityk, który rozumie tylko siłę, zdecydowanie.
Czyli mówiąc wprost „cohones”.

Czego europejskim politykom życzę bo jak na razie, na jego tle, wyglądają jak przedszkolaki.