Równo za trzy tygodnie 11 lipca będziemy obchodzić 80 rocznicę Rzezi Wołyńskiej, która kładzie się wielkim cieniem na obecne relacje z Ukrainą.

W zeszły piątek oglądałem w reżimowej telewizji program Bronisława Wildsteina temu poświęcony. Z właściwą sobie flegmą wałkował on jakże aktualny i gorący temat wspólnie z Marcinem Przeciszewskim i jeszcze jakimś gościem, który niby miał być ekspertem i autorem książek o Ukrainie.

Timothy Snyder podaje, że „od wieczora 11 lipca 1943 roku do rana 12 lipca” UPA zaatakowała w 167 miejscach. 12 lipca UPA zaatakowała 50 miejscowości. Ataki były kontynuowane w dniach następnych. W całym lipcu 1943 celem napadów stało się 520 wsi i osad, zamordowanych zostało około 70 tysięcy Polaków, którzy ginęli od kul, siekier, wideł, kos, pił, noży, młotków i innych narzędzi zbrodni.

Popełniano na Wołyniu a później w Małopolsce Wschodniej w imię narkotycznej wizji Samostijnej Ukrainy potworne zbrodnie, które nie dadzą się uzasadnić ukraińskimi interesami narodowymi. Wymordowano w okrutny sposób blisko 150 tys. Polek i Polaków.

Fakt historyczny, który jedni chcą zagłuszyć odgłosami toczącej się na Ukrainie wojny z Rosją. Inni zaś chcą wykorzystać do rozbudzenia resentymentów, będących na rękę Putinowi.

Według pana Przeciszewskiego Episkopat Polski wzorem inicjatywy, która tak rozwścieczyła Gomułkę, kiedy to zaapelowano do narodu niemieckiego… przebaczamy i prosimy o przebaczenie, chce wystąpić z podobnym apelem do ukraińskich duchownych. Obiecując sobie, że ten gest pojednania będzie miał charakter narodowy.

Pan Przeciszewski rozwodził się nad tą historyczną analogią, która unormowała relacje polsko-niemieckie. Wildstein coś tam mamrotał, że to trzeba w końcu jakoś załatwić, a mnie trzęsło ze złości.

Polska przyjęła miliony kobiet i dzieci uchodzących przed okrucieństwem wojny, jest adwokatem ukraińskich dążeń do NATO i EU, udzieliła pomocy wartej 18 miliardów zł. A oni idą w zaparte. A przecież w ukraińskim języku jest słowo — каяття, kayattya. Skrucha!