Nie zdziwiłem się, że Trump nominował na ambasadora w Polsce swego zwolennika, trumpistę, Toma Rose’a. To decyzja polityczna. Mam jednak nadzieję, że nie będzie on – jak tego chciałby PiS – namiestnikiem USA na Polskę i nie będzie wywierał wpływu na demokratycznie wybrany rząd polski. I że nie spełni się życzenie Beaty Mazurek, że w czasie jego urzędowania „reżimowa koalicja Tuska będzie miała duży problem”. Jej oraz jej kumplom, już odbiło zupełnie.

To się w pale nie mieści.

Tylko tak można skomentować ponury rechot PiS, że nowy ambasador USA będzie przywoływał do porządku polski rząd wybrany w demokratycznych wyborach.

Takiego zapiekłego partyjniactwa i działania wbrew interesom swego kraju już dawno nie było.

Pomijam epitet „reżim” bo już się trochę przyzwyczaiłem do pierdół wygadywanych przez Kaczyńskiego et consortes.
Trzęsą porami ze strachu i próbują odwrócić kota ogonem, że są tacy biedni, prześladowani, szykanowani za 8 lat rozwalania państwa. Są przy tym głęboko przekonani, że im się za to Nobel- jak Trumpowi- należy.

Chodzi o to, że takimi komentarzami jak ten Mazurek, dezawuują publicznie władze wybrane w demokratycznych wyborach przez miliony Polaków. Podważają ich autorytet i demokratyczny mandat do rządzenia.

Narażają na szwank polską rację stanu, którą chcą oddać za polityczne wsparcie nowego lokatora w Białym Domu.
Sprzedać Polskę, za pomoc w powrocie do władzy.

Nowa wersja Targowicy?
Tyle, że teraz w sojuszu z Waszyngtonem.

Nie było do tej pory po 89 r. takich knajackich reakcji partii opozycyjnej na nominację przedstawiciela obcego państwa w Polsce.

Obowiązywał niepisany consenus, że w sprawach polityki zagranicznej i bezpieczeństwa państwa jest zgoda ponad podziałami partyjnymi.
Że prezydent i rząd oraz opozycja, na zewnątrz, w tych sprawach mówiły jednym głosem.

PiS go złamało bo partyjniactwo mu kompletnie uderzyło do głowy i pozbawiło resztek rozumu.

Jak to było – po nas choćby potop byle znów dorwać się do koryta?