Dwa lata temu pisałem tutaj, że przyłszość ekologicznego transportu, to silniki na amoniak. No i proszę!

Amoniak nie kojarzy się ludziom dobrze, bo ma silny, ostry nieprzyjemny zapach i zasadniczo jest trujący. Ale ten zapach, który ludzie wyczuwają nawet w minimalnych stężeniach jest ogromną zaletą. Każda nieszczelość instalacji zostanie natychmiast zauważona! Jest to dokładnie inaczej niż w przypadku bezwonnego wodoru, który może ulatniać się z nieszczelnych inastalacji i gromadzić pod sufitem w garażach aż osiągnie – o co w jego przypadku bardzo łatwo – stężenie wystarczające do wybuchu.

Poza tym, amoniak ma same zalety: daje się łatwo skroplić i w tym stanie przechowywać pod niewielkim ciśnieniem. Pamiętacie? – Kiedyś amoniak był używany jako gaz roboczy w domowych lodówkach!

Amoniak nie jest gazem cieplarnianym i zasadniczo – szybko ulega rozkładowi: ponieważ doskonale rozpuszcza się w wodzie – wraz z deszczem opada na ziemię, gdzie jest wchłaniany przez mikroorganizmy. Chociaż produkcja amoniaku wymaga energii – odpowiednie ścieżki technologiczne potrafią zapewnić nawet 80% redukcję ogólną gazów cieplarnianych w przypadku zastąpienia paliw petrochemicznych amoniakiem.

Zarazem – dzięki swoim właściwościom, w przeciwieństwie do wodoru, amoniak jest łatwy w transporcie – codziennie jego tysiące ton są przewożone cysternami kolejowymi i samochodowymi. Wypadki są bardzo rzadkie, gdyż jest to prosta i doskonale opanowana technologia. Nie są potrzebne wysokie ciśnienia ani sprzęt chłodniczy. Zapewnienie jego dostępności na stacjach paliwowych nie jest problemem – potrzebna infrastruktura jest w zasadzie bardzo podobna do tej, jaka jest potrzebna do dystrybucji skroplonego gazu.

Problem leży raczej w konstrukcji silnika, ale – jak widać – Toyota sobie poradziła: