Kiedy zobaczyłem zdjęcie Hołowni z telefonem na pogrzebie papieża, w pierwszej chwili odebrało mi mowę. Cała sytuacja była absurdalnie głupia i niestosowna o czym były, dwukrotny nowicjusz zakonu Dominikanów, powinien wiedzieć. Oczywiście, inni politycy też to robili, ale żaden z nich nie był w zakonie. A tłumaczenie się rotacyjnego marszałka jest równie beznadziejne jak to co zrobił.
Nikt nie oczekuje od osób, które przychodzą na pogrzeb, że będą łkali.
Oczekuje się jedynie ( i jest to absolutne minimum) zachowania powagi chwili i miejsca.
Niezależnie od tego kim był zmarły.
To jedno.
Drugie.
Marszałek jednak nie był na pogrzebie jako „zwykły” uczestnik, powiedzmy z USA, któremu na ogół mylą się Austria z Australią, ale jako oficjalny członek polskiej delegacji.
Druga osoba w Polsce, na którą, w TV, zwrócone były oczy całego świata.
Reprezentował Polskę.
Nie siebie i swoją kanapową partyjkę, o której za chwilę nikt już nie będzie pamiętał.
Nie przyjechał by nad trumną papieża prowadzić kampanię prezydencką, ale by oddać hołd Zmarłemu.
Niestety, bo pasami lubię Szymona, słoma mu w tym momencie z butów wystawała bo zachował się jak parweniusz w ubłoconych kaloszach na proszonym obiedzie u króla.
Lub, w poznańskiej gwarze, gzub, który zsikał się w kącie i udaje, że nic się nie stało.
No ale, jak go widzą, tak go piszą.
Zostaw komentarz